23. Próba

140 8 0
                                    

Wtedy do mojej głowy przyszedł pomysł...

- Posłuchaj. - zaczęłam. - Jest noc, oni też muszą odpocząć musimy spróbować się jakoś odwiązać, ale zaczekajmy jeszcze trochę... Bo na pewno tutaj zajrzą.

- Jasne. - odparła krótko.

Między nami była długa cisza, jednak tak jak mówiłam, przyszli tutaj.

- Niby jesteście więźniami, ale jeść musicie. - odparł z obojętnością jeden z nich.

Żebym nie mogła się ruszyć zbyt mocno, moja nogę przywiązali do ramy łóżka, a ręce były związane tylko ze sobą. Podobnie z Sunset, jednak ona nadal była na krześle, więc jej ciało także było przytwierdzone do niego.

Nie zamierzam tego jeść, bo kto wie, czy czegoś tu nie dodali... Kiedy opuścili pomieszczenie zaczełam próbować zdjąć węzeł z ramy, ten sznurek jeszcze może nam się przydać.

- Zwariowałaś?! Oni mogą w każdej chwili wrócić! - zdenerwowała się.

- Sun, teraz albo nigdy... - nie odpuszczałam wzroku od węzła.

Na ich nieszczęście interesowałam się kiedyś żeglarstwem, piratami i w ogóle, więc każdy węzeł mam w małym palcu. Zwinnie odwiązałam supeł i podeszłam cicho do Sunset i uwolniłam ją od krzesła, byłam słaba, ale to i tak było najlepsze wyjście... Kiedy wyjrzałyśmy za okno okazało się, że raczej w Canterlot to my nie jesteśmy... Był to parterowy dom, więc nie było większego problemu, żeby się z niego wydostać. Cicho otworzyłam okno, najpierw wyszła Sunset, a zaraz za nią ja.

Żeby nie robić hałasu na chodniku wybiegłyśmy bokiem domu i podązałyśmy za posesjami innych, mniejsze prawdopodobieństwo, że nas znajdą. Potknęłam się o coś i padłam na ziemię.

- Kurwa mać. - szepnęłam.

Dziewczyna pomogła mi wstać o chwyciła mnie za przedramię i tak ze mną szła szybkim krokiem, nie było w ogóle szans, żebym pobiegła moja noga była z złym stanie. Najgorsze jest to, że żadna z nas nie ma telefonu... A ludzie się nas prędzej wystraszą niż pomogą.

Pierwszy kilometr przeszłyśmy dość sprawnie, jednak potem moja noga zaczęła wysiadać. Weszłyśmy na jakieś pole, żeby trzymać się z dala od głównej drogi, tu na pewno nie będą nas szukać. Przystanęłyśmy na chwilę, żeby odpocząć. Z daleka było widać jakieś światła, jednak co to za miejsce, nie wiem... Żadna z nas nie wiedziała, jednak postanowiłyśmy kierować się właśnie w tamtą stronę.

Po kilkunastu minutach ponownie ruszyłyśmy spokojnym krokiem raz czasem zatrzymując się na chwilę, aby złapać oddech.

- Jestem wykończona... - powiedziałam.

- Wiem, dziwie się, że ty w ogóle jesteś w stanie chodzić. - powiedziała zmartwiona.

- Co masz na myśli?

- Straciłaś strasznie dużo krwi, dostałaś potężnie w tył głowy, z resztą sama widzisz ile jej jest na włosach i ubraniu. Do tego ta noga, jesteś naprawdę silna Applejack. - uśmiechnęła się smutno.

- Obie jesteśmy silne. - odwzajemniłam uśmiech.

Szłyśmy tak długi czas, raz czasem się zatrzymując, aby odpocząć. Zaczęło powoli świtać, czyli było coś po godzinie 4, tak myślę przynajmniej... Zbliżałyśmy się do wcześniej zauważonego miejsca.

- Applejack, czy to? - zapytała.

- Canterlot... - na sama myśl o tym do moich oczu napłynęły łzy.

Nie byłyśmy do końca pewne czy to Canterlot, blisko jest Manhattan, który także jest dużym miastem. Jednak przed nami była szkoła Crystal Prep, więc mamy pewność, że to Canterlot. Na nasze nieszczęście mieszkamy po drugiej stronie miasta. Jednak, jeśli przejdziemy skrótami znajdziemy się niedaleko liceum, a wtedy dostaniemy się do Dash.

Mało kto mógł nas zauważyć, bo przemieszczałyśmy się małymi uliczkami. Idąc wolno po mieście, gdzie zostały nam jakieś dwa kilometry zaczęło mi się robić cholernie słabo, więcej było przystanków, niż chodzenia.

- Applejack, już niedaleko. Dasz radę młoda! - mówiła przytrzymując mnie.

- Sunset, nie... Zaczekaj. - wydyszałam.

Chociaż ona także była wykończona w końcu chwila mnie w tali i zaczepiła moje ciało o swoje.

- Nie poddamy się. - powiedziała.

- Nie dasz rady tyle ze mną iść. - odparłam bez sił.

- Oczywiście, że dam.

Po kilkunastu minutach byłyśmy przy podjeździe tęczowej. Zsunęłam się delikatnie po Sunset i powolnym krokiem ruszyłyśmy w kierunku drzwi. Dziewczyna podtrzymując mnie dzwoniła dzwonkiem i waliła w drzwi na przemian, w końcu te się uchyliły i wyłoniła się zza nich Spitfire.

- Proszę pomóż jej, ona nawet nie może stać. - powiedziała zrozpaczona Sunset i osunęła się ze mną na ziemię.

- Kurwa... - powiedziała zaszokowana. - Nie, nie, nie Sunset, zostań z nami! - krzyknęła i chwyciła najpierw ją. -DASH?! - usłyszałam ze środka jej krzyk. - RAINBOW DASH! - krzyknęła ponownie.

- Co?! - usłyszałam poirytowaną tęczową. - Cholera, Sunset. Ty żyjesz! - krzyknęła i najprawdopodobniej zaczęła do niej iść.

- Nie ja, idź po Applejack. - usłyszałam Shimmer.

Nie minęło pięć sekund, a zauważyłam przed sobą ukochaną.

- Rany boskie kochanie, już cię stąd zabieram. - powiedziała i delikatnie uniosła mnie z betonu.

Posadziła mnie sobie na kolanach na kanapie, na której siedziała wykończona Sunset. Poczułam się pierwszy raz bezpieczna od dłuższego czasu...

- Napisz do Foot i Fly. - powiedziała tęczowa do Spitfire.

- Gdzie wyście były? - zapytała smutno Spitfire.

- Trenderhoof i Flash... - odparła Sunset i spojrzała na mnie.

- Co wam zrobili? - zapytała Dash, a jej ton głosu był zdecydowanie zły.

- Dash, nie teraz. Trzeba je zabrać do szpitala. - powiedziała ognista.

Siostry poszły szybko na górę się przebrać, ubrały buty i przyszły po nas.

- No to hop Sunset. - Spitfire wyciągnęła do niej ręce.

- Nie ma szans, nie wstanę. - otarła łzy z policzka.

Ognisto włosa chwyciła ją delikatnie pod pachami i postawiła na nogi, następnie wzięła na ręce i szła w kierunku drzwi, po chwili Dash uczyniła to samo ze mną i zawiozły nas do szpitala...




Ta Tęczowa Dziewczyna...Where stories live. Discover now