Rozdział 11

143 9 2
                                    

Został obudzony przez drzwi, które wydały dźwięk zamykania, a Harry mruknął, żeby okazać swoją dezaprobatę chłopakowi, nawet jeśli nie mógł tego usłyszeć. Z lekkim ociąganiem wstał z łóżka i przywitał się z Niallem, który z kolei odpowiedział mu kilkunastoma sposobami na powitanie. Zeszli na parter, gdzie najstarszy z trójki przygotowywał dla nich śniadanie. To był ten moment, kiedy Harry zaczął się zastanawiać, czy Liam przełknął wcześniejszego dnia choć łyka alkoholu.

- Jak- ty- w jaki sposób? - Jąkał się Niall kiedy zobaczył trzy talerze po brzegi wypełnione jedzeniem, jeden kubek herbaty, którą przygotował dla siebie i dwa kufle wody dla przyjaciół. Harry jedynie skinął na to głową i uśmiechnął się w podziękowaniu po czym upił trochę herbaty, żeby upewnić się czy to nie jakiś magiczny preparat na kaca. Okazało się, że była to herbata z syropami, które znalazł w spiżarni.

Bicie serca Harry'ego zmieniło swój rytm, kiedy zauważył, że Louis schodzi po schodach, teraz ubrany w kraciaste spodnie i zbyt szeroki w ramionach sweter. Pojawił się w kuchni i przywitał osobno z Liamem i Niallem po czym usiadł obok Harry'ego. Niall i Liam starali się nie przyglądać zbyt dokładnie, ale Harry mógł poczuć ich ciekawskie spojrzenia.

- Cześć, słońce. Wyspałeś się? - zapytał, a jego ręka leżała niebezpiecznie blisko tej Harry'ego, który nie miał odwagi, by jej dotknąć. Naprawdę nienawidził tego, że nie wiedział na czym stali.

- Będziemy musieli porozmawiać, wiesz o tym? - powiedział nachylając się do Louisa.

- W porządku. - Uśmiechnął się lekko szatyn i chwycił za jedną z kanapek leżącą na talerzu chłopaka. - Chcę z tobą rozmawiać.

- Chciałbyś.. zrobić to teraz? - zapytał spoglądając na przyjaciół. Starał się nie wpatrywać w usta Louisa, ale było to trudniejsze niż mogłoby się wydawać.

- Spędź trochę czasu z przyjaciółmi, ja zaczekam. - Odpowiedział.

Po zjedzeniu śniadania postanowił, że zabierze przyjaciół do pobliskiej wioski, którą Harry odwiedził jedynie raz. Dom znajdował się dość daleko centrum. Rezydencję otaczały pola pełne kwiatów i lasy idealne na wieczorne spacery. Dopiero kiedy nie było Stephena, zauważał jak wiele rzeczy powinni byli robić, żeby odnaleźć cząstkę normalności w ich nieco nienormalnym świecie. Jedną z tych rzeczy byłyby długie spacery, a zaraz po nich pikniki i zachody słońca, podczas których Louis mógłby być całkowicie sobą, wpatrzony w barwne niebo i jeszcze bardziej barwne oczy swojego chłopaka. Harry coraz częściej myślał o tym, że właśnie tego by chciał. Chwil zupełnego spokoju i intymności spędzonych tylko i wyłącznie z Louisem. Może nawet mógłby nazywać swoim chłopakiem? Może to nie było aż tak nierealne, jak się wydawało?

Miasteczko było malownicze, mimo że ponura pogoda próbowała zaburzyć jego urok. Stare kamienice mogłyby sprawiać wrażenie, że wokół nie ma życia, jednak tak nie było. Uliczki wypełniały dzieci, bawiące się mimo, że mamy ubrane w fartuszki je poganiały oraz mężczyźni w płaszczach i ludzie zatraceni w codziennych obowiązkach, którzy kotłowali się w alejkach. Nie słuchał rozmowy Nialla i Liama zbyt zajęty obserwowaniem wszystkiego wokół, dopóki nie zaczęło go to przytłaczać.

Zauważył że blondyn uderzył łokciem Liama i wskazał głową na jakiegoś mężczyznę, który był niesamowicie przystojny. Przyzwyczaił się do tego, że chłopak zawsze próbował go zeswatać z mężczyznami, jednak nie rozumiał co tym razem miał na myśli.

- Niall, czy raczysz mi wytłumaczyć co się właśnie dzieje? - zapytał marszcząc brwi i próbując wpatrywać się w chłopaka do kiedy mu nie odpowie, ale poddał się, kiedy niemal potknął się o własne nogi.

Peace | Larry AUWhere stories live. Discover now