*

2 0 0
                                    

Ostatnio nie mam siły żyć bardziej niż kiedykolwiek.
Marzę o tym, żeby pojawił się ktoś komu może uda się mnie "naprawić", bo jestem zmęczona sobą.

Nie mam ani siły fizycznej, ani psychicznej. Mam tylko ochotę zniknąć.
Czasami wolałabym się wogóle nie urodzić, lub urodzić się inną osobą.
Nienawidzę tego, kim jestem.

Wredna, zimna suka, szmata...- ludzie różnie mnie nazywają i o mnie myślą.
Nie jest to dla mnie nic innego, dziwnego. Przyzwyczaiłam się.

Ale jednak boli, kiedy osoba, która jest dla ciebie jak rodzina zaczyna traktować cię jak totalnego, nic nie wartego śmiecia, kiedy poznała kogoś i zaczyna się ignorować, kłamać w żywe oczy, a tamta osoba, którą twój przyjaciel/przyjaciółka poznał* staje się dla niego/niej najważniejsza i traktuje ją/jego lepiej niż ciebie kiedykolwiek.

A najbardziej boli, kiedy ta ważna dla ciebie osoba powie ci prosto w twarz, że tamta osoba jest lepsza od ciebie. Traktuje ją lepiej, odzywa się do niej lepiej.
Zdanie tamtej osoby się dla niej/niego liczy, tymczasem kiedy twoje miał/miała totalnie w dupie.

Totalnym ciosem jest, gdy ta ważna dla ciebie osoba poznaje twoją/twojego przyjaciela/przyjaciółkę.
To cholernie boli.

Ktoś z wam to kiedyś miał, lub ma?

Przeżywam to w ostatnich (na pewno) 3 miesiącach.

Kilka razy było "przepraszanie", próbowanie naprawić niszczącej się relacji, ale zawsze było tylko gorzej.

Mój ekhem.. "przyjaciel" w taki sposób jak to napisałam o góry zaczął traktować moją najlepszą przyjaciółkę. Nie dawno dowiedziałam się że się (niby) "wielce zakochał".

To go usprawiedliwia?

Moim zdaniem nie, wogóle nie usprawiedliwia.

Nie miał pierdolonego prawa traktować mnie jak gówno, tylko dlatego że się niby zakochał wielce, bo ona jest lepsza o wiele co ja doskonale wiem i widzę i nie miał pierdolonego prawa do wyrzucenia mnie od tak do kosza jak śmiecia.

Byłam dla niego tylko randomowym, naiwnym dzieckiem, które mógł wykorzystać żeby miał do kogo gębę otworzyć, żeby sie mógł wygadać i popisać, kiedy mu się nudziło, a jak znalazł kogoś rzeczywiście wartego jego jakże kurwa "bardzo cennej" uwagi to mógł mnie wypierdolić.

Mam problemy z zaufaniem. Mam problemy z przywiązywaniem.

I kiedy to on, - jedna z niewielu osób którym nie bałam się powiedzieć dużo o sobie, zaufałam mu bardzo, nawet za bardzo i do której przywiązałam się cholernie bardzo, bardziej niż zawałam sobie z tego sprawę - zniszczył mnie najbardziej. Zniszczył mnie bardziej niż cokolwiek w całym moim jebanym życiu.

I nigdy mu tego nie wybaczę.
Nigdy też nie wybaczę mojej przyjaciółce i młodszej siostrze za to, że zabrały mi jedną z najważniejszych dla mnie osób.

Nigdy.

Przez całą sytuację, która się zaczęła zaledwie kilka miesięcy temu i zaczęła się od zachęcenia, żeby moja przyjaciółka napisała do niego DLA BEKI, tak żeby pogadać RAZ a potem przestać pisać, a potem skończyło się na zrobieniu grupy dla naszej trójki, bo myślałam "co może się takiego stać?" nauczyłam się jednego.

Nie ufaj.
Nie pozwól zbliżyć się nikomu na tyle blisko, żebyś się przywiązał/a, a potem taka osoba zostawi cię, lub - co gorsza - wymieni na kogoś innego.

Nie walcz też o kogoś i o relacje z nim/nią, kiedy ta osoba ma cię serdecznie w dupie i pokazuje to na każdym kroku.
Nie staraj się, kiedy to widać.
Bo to tylko zniszczy cię psychicznie.
Wyniszczy.

I postaraj się sobie taką osobę... odpuścić :).

End of my MindWhere stories live. Discover now