*

3 1 0
                                    

Czasami... mam myśli i ochotę uciec bez słowa.
Sama, z kimś...to bez znaczenia.
Chcę po prostu znaleść się zdala od wszystkiego i wszystkich. Móc poczuć wolność, której tak bardzo potrzebuję...ale nie ja.

Codziennie muszę słuchać załamującego mnie wycia bólu duszy, która stara się wyrwać z klatki, a ta ją trzyma w miejscu.
Jej skrzydła są związane grubym sznurem, usta zakneblowane, uszy zatkane, oczy zasłonięte...
Mimo to próbuje uwolnić obolałe skrzydła i polecieć wysoko uciekając od tych, którzy ją zranili, od rzeczy, które jej przypominają o przykrych sytuacjach..

Ja jedyne co mogę zrobić, to słuchanie jej krzyku 24h/7.
I nie mogę nic zrobić, choćbym chciała.

Ból który mnie przez to ogarnia jest jakby ktoś przykładał rozżażony, metalowy pręt do moich pleców, klatki piersiowej, dłoni, stóp, głowy wypalając rany.
Które po długim, trudnym gojeniu się stają się bliznami, chyba że ktoś w trakcie gojenia zrobi jeszcze większe, bardziej bolesne rany.

Bizny nigdy nie znikną. Będą zawsze, tyle że mogą być bardziej, lub mniej widoczne.
To nie zmienia faktu, że każda z nich będzie przypominać o wszystkich złych rzeczach, które się wydarzyły. O ludziach, którzy wydządili krzywdę.

O załamaniu, łzach i chęci zrobienia wszystkiego, byle tylko się uwolnić od sznurów zaplatających się wokół skrzydeł coraz mocniej...aż nie będziemy mieli siły dalej walczyć...

Walczyć ze światem i społecznością, w której dusza musi żyć...

Walczyć z życiem.

End of my MindOn viuen les histories. Descobreix ara