🍏 3. Spotkanie dwóch połówek

Zacznij od początku
                                    

– Dobra, dobra... Nic mi nie jest. Dziękuję, że pytasz, kapitanie Park. A to jest Jeon Jungkook, którego napadło czterech gości z tego nowego gangu, który ostatnio rozpracowywaliśmy.

– Aż cztery trupy? – przeraził się autentycznie obcy mężczyzna, który najwyraźniej był także kapitanem policji w rejonie. I z jakiegoś dziwnego powodu pofatygował się osobiście na miejsce zbrodni. – Miej litość, Suga...

– Ajsz!, przecież nie powiedziałem, że są martwi... – Zmieszał i ewidentnie zawstydził się jego wybawiciel. Wyglądało to jak jakaś rozgrywka pingponga, a nie rozmowa przełożonego z podwładnym, co Jungkook obserwował szeroko otwartymi oczami.

– Dyhun do mnie zadzwonił – powiedział z przyganą (najwyraźniej) ten ważniejszy tu człowiek. – Mówił o trupach. Więc pytam się, ilu... Nie!, może tak: Ilu przeżyło spotkanie z tobą w tamtej uliczce?

– Um, mam nadzieję, że... umm... trzech? – Jasnowłosy mężczyzna szczerze wydawał się zawstydzony. – Ale to naprawdę był wypadek! Gość nie spojrzał pod nogi, gdy szedł na mnie, poślizgnął się i wyrżnął głową o ścianę. Przysięgam!, że nawet nie zdążyłem go dotknąć, szefie.

– Ech, co ja z tobą mam, Suga... Dobra, Min. Napiszesz mi raport z zajścia na wtorek. Niech ogarną ci tę wargę, bo wyglądasz na zbója i zmiataj do tej swojej tajemniczej miłości życia.

– A co z młodym? – zapytał niespodziewanie jego osobisty superbohater, sprawiając, że kapitan skupił wzrok na nim. Jungkook odruchowo skulił się pod tym spojrzeniem, próbując magicznie zmienić w ziarenko ryżu albo po prostu zniknąć. Nie cierpiał bycia w centrum uwagi obcych osób.

– A co ma być? – Kapitan wzruszy ramionami. – Pójdzie siedzieć za włóczęgostwo, a później do poprawczaka lub sierocińca, albo krewni wcześniej go odbiorą. – Chłopak na te słowa aż zadrżał, czując ogarniającą go powoli panikę. Mógł zapomnieć o szkole i marzeniach. Poczuł, że jeszcze moment, a łzy polecą mu ciurkiem po policzkach. – To jakiś twój krewny czy kto, że się troszczysz?

– Powiedzmy. Poza tym to jeszcze dzieciak. Chcieli go okraść, pobili i ledwo dycha, szefie. Nie ma potrzeby go trzymać u nas, skoro mogę odstawić go do domu po zeznaniach. W końcu pewnie znów wracał z nocowania u kolegi, skoro tachał ze sobą te wszystkie rzeczy. Miał pecha i tyle.

Kapitan ponownie skupił na nim całą uwagę.

– Czy to prawda, chłopcze?

Jeon najpierw zamarł całkowicie, a później zaczął energicznie kiwać głową, rozumiejąc, że to jego jedyna szansa na uratowanie sytuacji. Nie miał pojęcia, czemu mężczyzna o blond włosach mu pomaga uniknąć wsadzenia za kratki czy do sierocińca, ale nie miał zamiaru wybrzydzać na ten dar losu. Może da radę wytrzymać tak jeszcze trochę... Może zdarzy się jakiś cud i skończy szkołę, znajdzie robotę... – przetrwa.

– Odpowiedz mi: Czy to prawda?

– Ta-a-ak, proszę p-pana. H-... – głos mu się załamał na własną śmiałość, ale zebrał się w sobie, by wydusić: – Hyungnim mnie uratował. Nocowałem u-u przy-jaciela. Uczyliśmy się razem na roczne sprawdziany i-i...

Rozpłakał się. Tak po prostu rozryczał się kompletnie, uświadamiając sobie, w jak tragicznym stanie jest. Nie miał nic: ani domu, ani wsparcia w nikim z dorosłych, a tym samym – żadnej przyszłości. W dodatku został pobity, umierał z głodu i nie miał dość kasy na wynajęcie pokoju na czas rekonwalescencji. Nie mógł też trafić do szpitala, bo skończy równie marnie. Od razu wykryją, że nie ma ubezpieczenia, ani rodziny... Chyba że ojciec nie pośpieszył się z jego wydziedziczeniem. Jednak to była tylko kwestia czasu. Niemal żałował, że facet go chronił. Przecież to i tak było bez sensu...

Nagle poczuł duże, ciepłe dłonie na swojej nieosłoniętej czapką głowie, które przygarnęły go do ciemnej kurtki.

– Ajsz, nie płacz, młody. Wszystko już dobrze. Szefie... dzieciak nic tu nie zawinił. Jest pewnie w szoku. Rodzice też nie będą zachwyceni jego stanem. Oszczędźmy sobie tego... hm?

Głos mężczyzny był niski, kojący, ale pod pozornie łagodnym tonem dało się wyczuć determinację. Nie miał zamiaru zrezygnować z Jungkooka i zostawić go na pastwę losu. Tylko dlatego młody Jeon wtulił się odruchowo w niego, czepiając jak ratunkowej liny.

I może właśnie dzięki uporowi blondyna kapitan zmiękł:

– Ajsz!, Min Yoongi!, co ja z tobą mam? Zgoda. Niech złoży zeznania, przejrzą jego rzeczy i mu je oddadzą, i możesz go zabrać. Skoro jesteś gotów za niego poręczyć. Ale chcę kontakt do niego i ma być do dyspozycji w razie czego, jasne?

– Jak słońce, szefie. Dzięki, szefie.

– I na litość boską... niech ktoś ci ogarnie tę wargę, zanim dotrzesz na posterunek z dzieciakiem, bo zapaskudzisz nam całą podłogę. Albo zemdlejesz. Biały jesteś jak ten śnieg... – narzekał mężczyzna, zanim zobaczył kogoś innego i popędził ku niemu, nadal zrzędząc, ale zostawiając tę dwójkę samym sobie: – Dyhun...! Co to miało znaczyć? ...

Resztę zamieszania Jungkook pamiętał jak przez mgłę. Chyba faktycznie był w szoku, bo nie potrafił później przywołać w pamięci drogi na komisariat, ani twarzy przepytującego go policjanta. W jego głowie był tylko głos mężczyzny, który go uratował i poczucie bezpieczeństwa, które wywołał po prostu głaszcząc po głowie. Oraz to, że go nie zostawił po wszystkim. Nic dziwnego, że młody Jeon poczuł przyciąganie do kogoś tak potężnego i troskliwego. Jego szkolny crush, pomimo całej swojej kosmicznej urody, nie mógł się równać kiełkującemu poczuciu bycia otoczonym szorstką troską... i misce ciepłej zupy z wodorostów.

PołówkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz