03

50 6 2
                                    

☆★☆

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

☆★☆

Po równej godzinie Mary-Jeanne
odetchnęła z ulgą, gdy tylko znalazła
się przy Baker Street 221b.

Po tym jak została zostawiona przez
Johna przy budce telefonicznej,
postanowiła zaufać mapce w telefonie, która wywiodła ją w jeszcze gorsze miejsce. Tak więc cała zmarźnięta stanęła przed drzwiami, marszcząc brwi gdy zauważyła że są uchylone. Powoli pchnęła je, nie mając wielkiego wyboru do tego co zrobić. Już po przekroczeniu progu usłyszała głośne rozmowy, co tylko spotęgowało jej zmarszczenie brwi.

— Gdzie byłaś? — Mary-Jeanne podniosła głowę do góry, dostrzegając Johna Watsona na szczycie schodów, który odrazu zamknął za sobą drzwi, by następnie szybko zbiec po schodach. Ze skupieniem zlustrował jej twarz, próbując doszukać się choćby najmniejszej zmiany, jaka w tym krótkim czasie mogła na niej powstać. — Gdy wróciłem i okazało się że jeszcze cię nie ma, myślałem że ciebie też zabrał.

Po tym odsunął się od niej, a oboje
zauważyli że podczas tego procesu
położył ręce na jej ramionach.
Marie-Jeanne pokiwała prawie
niezauważalnie głową, nie bardzo
wiedząc co zrobić. Bardzo dawno nikt
nie spytał się jej czy wszystko z nią w
porządku, a tym bardziej, nie okazał
żadnych oznak martwienia się.

— Kim oni byli? — Zapytała po chwili, nie chcąc by zrobiło się niezręcznie. Z ich mieszkania wciąż dobiegały głośne rozmowy jak i szurania, które coraz bardziej ją niepokoiły. — Ci ludzie, z tego samochodu.

— Można powiedzieć że miałem małe spotkanie z jego arcy wrogiem. — John odpowiedział po chwili, zerkając na czarny tablet, który trzymał w dłoni. — Ohh... Chodź.

Mary-Jeanne zmarszczyła brwi gdy przeszedł szybko obok niej, wychodząc na zewnątrz. Niemal odrazu zauważyła fakt, że nie miał przy sobie kuli, o którą się dotąd podpierał. Postanowiła o to teraz nie pytać, tylko wyszła za nim, zauważając jak zatrzymuje jedną z taksówek.

— Gdzie jedziemy? — Zapytała, gdy wsiadła zaraz za nim.

— Za taksówką, w której jest Sherlock. — Wyjaśnił John, wyciągając lekko tablet w stronę dziewczyny. Widząc jej niemal pytające spojrzenie, odchrząknął. — To taksówkarz. Taksówkarz jest mordercą i ma Sherlocka.

☆★☆

Gdy dojechali na wyznaczone miejsce, które wskazał im tablet, zapłacili taksówkarzowi i wysiedli, zatrzymując się przed dwoma identycznymi budynkami. Marie-Jeanne zerknęła na Johna, nie bardzo wiedząc co teraz zrobić. — Rozdzielamy się? — Zaproponowała, nie widząc innego rozwiązania. Jeśli Sherlock naprawdę jest w tym momencie sam na sam z mordercą, o którym gazety huczą od tygodni, to liczą się nawet sekundy.

— Nie wiem czy to będzie dobry pomysł... — John stwierdził, patrząc na nią sceptycznie.

Nie był pewny, czy miałby na razie dość odwagi powiedzieć jej to prosto w twarz, ale uwarzał ją za dziecko. Do diabła, ta dziewczyna mogła mieć najwyżej dwadzieścia lat, a chciała się wpakować prosto w ramiona mordercy.

𝐌𝐲 𝐝𝐢𝐥𝐞𝐦𝐦𝐚 [𝘴𝘩𝘦𝘳𝘭𝘰𝘤𝘬 𝘩𝘰𝘭𝘮𝘦𝘴] Where stories live. Discover now