02

88 13 2
                                    

☆★☆

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

☆★☆

Marie-Jeanne wyszła z taksówki zaraz po Johnie, spoglądając odrazu na budynek, który zapewne musiał być opuszczony. Poprawiła lekko zgnieciony płaszcz przez ograniczony dostęp w taksówce, zakładając niemal od razu ręce na piersi, by móc choć trochę się ogrzać. Minusem jej płaszcza było to, że nie posiadał kieszeni, co w pewnych sytuacjach było bardzo irytujące.

Niestety nie miała wielkiego wyboru, jeśli chodzi o kupno nowego. Zanim opuściła Francję, musiała wybierać to co miała pod ręką.

Jeśli chciała dożyć choćby trzydziestki, nie powinna się wychylać. Ironia, prawda? Za chwilę miała znaleźć się wśród kilkunastu policjantów, podczas gdy tak naprawdę nawet nie powinna mieć do czynienia choćby z jednym z nich.

Podeszli do samochodów policyjnych, zatrzymując się przed żółto–czarną taśmą, która zagrodziła im przejście.

— Cześć świrze. — Kobieta o ciemno brązowych, kręconych włosach podeszła do nich, ustawiając się przed taśmą policyjną, która na ten moment odgradzała ich od siebie.

— Przyjechałem do inspektora Lestrade'a. — Sherlock Holmes oświadczył, nie zwracając uwagi na to, jak nazwała go kobieta.

— Dlaczego? — Zapytała.

— Zaprosił mnie. Chce, żebym się rozejrzał. — Stwierdził, unosząc taśmę do góry, by mógł pod nią przejść.

— A to kto? — Kobieta zadała kolejne pytanie, gdy Sherlock przytrzymał taśmę, żeby Marie-Jeanne która stała zaraz za nim mogła na spokojnie przejść. Ale zatrzymała się, gdy tylko usłyszała to pytanie. Nie było mowy by teraz się odezwała. Od razu zwróciłaby uwagę na jej akcent. A co za tym idzie, jej brat już po kilku godzinach wiedziałby gdzie jej szukać. Jej panikujące myśli przerwał dopiero detektyw, który dość szybko zauważył jej spiętą sylwetkę.

— Mój kolega, doktor Watson i przyjaciółka ze szkoły, Mira. — Odpowiedział bez zająknięcia, odwracając wzrok od dziewczyny, która spojrzała na niego lekko zdezorientowana. — To sierżant Sally Donovan. Stara znajoma.

— Ty nie masz przyjaciół. — Sierżant stwierdziła po dłuższej chwili wpatrywania się w Marie-Jeanne. — Śledził was?

— Wiesz tylko to, co chcę, żebyś wiedziała. — Powiedział Sherlock, kiwając głową pozostałej dwójce, by przeszła pod taśmą, którą trzymał. — Ty też, John. — Dodał, gdy zobaczył niepewną minę doktora.

Ruszyli za sierżant Donovan, rozglądając się z ciekawości po wszystkim. Sherlock zatrzymał się jednak, gdy tylko zauważył wysokiego mężczyznę wychodzącego z budynku. John i Marie-Jeanne zrobili to samo, zauważając jego skwaszoną minę.

— To miejsce zbrodni. Nie chcę żadnych zabrudzeń, zrozumiałeś?

— Żona na długo wyjechała, Anderson? — Zapytał, uśmiechając się lekko, jakby ponownie miał nad nim przewagę. — Sierżant Donovan używa tego samego dezodoranta. Męskiego. — Stwierdził, powodując że wszyscy czworo spojrzeli na kobietę, która gniewnie zmarszczyła brwi na detektywa. — Mogę wejść?

𝐌𝐲 𝐝𝐢𝐥𝐞𝐦𝐦𝐚 [𝘴𝘩𝘦𝘳𝘭𝘰𝘤𝘬 𝘩𝘰𝘭𝘮𝘦𝘴] Where stories live. Discover now