𝐗𝐈𝐗. "Naprawdę? Jemioła?" 🎄

468 36 90
                                    

kocham komentarze, 
piszcie je,
nie ograniczajcie się

kocham komentarze, piszcie je, nie ograniczajcie się

Oops! This image does not follow our content guidelines. To continue publishing, please remove it or upload a different image.

               VIVIENNE BAWIŁA SIĘ NIESAMOWICIE. Przygotowania do świąt były naprawdę klimatyczne, nawet, jeśli jedyne co do tej pory zdążyła zrobić to dosłownie przygotować listę potrzebnych rzeczy. Jej ulubionym świętem w roku jest raczej halloween - bezdyskusyjnie; jednak tegoroczne święta prawdopodobnie sprawią, że ten okres grudniowy uplasuje się na drugim miejscu. Przez ostatnie lata niekoniecznie czuła potocznie zwaną magię świąt, a teraz oczywiście było inaczej. I jak zwykle przy czymkolwiek, co tyczy się zmian, zawdzięcza to przyjaciołom. 

          Wszystko już było ustalone, a prawie cała klasa jakkolwiek zaangażowana. Alexy stwierdził, że przygotuje świąteczną składankę piosenek wraz z Arminem - najcięższe zadanie, ale niebieskowłosemu może lepiej nie dawać niczego ambitniejszego (szanse są, że zapomni, tak samo jak jego brat). Rozalia wraz z Lysandrem kombinują nad odpowiednią ilością jedzenia, Iris, Violetta i Kim zajmują się ozdobami, Nataniel i Melania jakimiś tam formalnościami, zaś Peirce i Kastiel przywłaszczyli sobie brudną robotę. Brudną, bo różowowłosa stwierdziła, że pieczenie pierników i ozdabianie ich nie skończy się dobrze. Dosłownie była gotowa rzucać się na każdego, byleby to zadanie zostało przypisane ich dwójce; ale jak można się domyślić nikt nie zamierzał się kłócić (bo kto chciałby ryzykować śmiercią z gołych dłoni Rozalii i Alexy'ego?).

          Zaplanowała dosłownie wszystko co możliwe, naprawdę. Co prawda listy w fizycznej formie nie miała, ale w głowie takowa już się znajdowała; i to wypchana po brzegi. Veilmont będzie miał sporo roboty z nią, ale tak właściwie to przecież sam nie miał żadnych planów na święta. Stwierdzenie, że ktokolwiek odwiedza go w święta byłoby największym kłamstwem tego roku, bo jedyne co dostanie to ewentualny kilkuminutowy telefon z życzeniami od rodziców. Cud, że i o tym będą w ogóle pamiętać.

          Aktualnie był niedzielny poranek, i cudem niemiłosiernym było to, że Peirce w ogóle stała na nogach. Abstrakcją to było ogromną, że dziewczynie udało się obudzić o tak wczesnej porze - bo statystycznie mało który nastolatek budzi się w niedzielę o ósmej trzydzieści. Poświęcenie się jednak było wobec czerwonowłosego, więc nie marudziła zbytnio i prędko się ogarnęła. Wybrali tak wczesną porę raczej dlatego, że w okolicach świąt w sklepach jest tłok, szczególnie, iż to była niedziela, w którą sklepy były otwarte. A tego dnia mieli sporo do kupienia, a nawet jeszcze więcej, niż sam Kastiel oczekiwał - bo Vivienne zamierzała pójść do jeszcze jednego sklepu.

— Wychodzisz? — różowowłosa spytała, trzymając telefon w prawej dłoni, zaś lewą odłożyła kubek po herbacie, którą przed chwilą skończyła pić. 

— Ta — odpowiedział krótko głos po drugiej stronie, a niebieskooka odmruknęła jedynie i kiwnęła głową, czego czerwonowłosy nie był w stanie zobaczyć. Następnie słychać było długi dźwięk, symbolizujący rozłączenie się. Vivienne poszła na korytarz i założyła swoje buty, a następnie kurtkę, szalik i obowiązkowo rękawiczki. Zabrała jeszcze przy okazji mały plecak i założyła go na swoje plecy, wychodząc z domu.

𝗦𝗧𝗨𝗖𝗞 𝗪𝗜𝗧𝗛 𝗠𝗘 ; kastielWhere stories live. Discover now