Rozdział 11

616 38 56
                                    

-Zaraz po ciebie będzę, cześć.- Mówi szatyn, a chwilę później zrywa połączenie.

Po mieszkaniu rozchodzi się głośne pukanie do drzwi.

Zmierzam w kierunku korytarza.
Zza drzwi dobiegaja ciche szepty chłopaków, a kiedy otwieram drzwi, przyjaciele natychmiastowo ucichają.

Przemierzam wzrokiem dwie sylwetki stojące własnie na przeciw mnie.

Szatyn ubrany jest w szare jeansy, i czerwoną, zapietą pod sama szyję kurtkę. Na jego twarzy krąży niepewność, a pojedyncze kosmyki włosów, opadają mu na ciemne, czekoladowe oczy.
Jego policzki pochłoniete są zimnymi rumieńcami, a wargi lekko drżą z powodu chłodu.

Zane natomiast ubrany jest w kremowe jeansy z niedużą ilością kieszeni, i białą jak śnieg kurtkę.
Chłodny rumieniec idealnie komponuje z jego blada cerą, i wyrzeźbionymi kościami policzkowymi.
Jego smukłe dłonie chwilowo błądzą po jego ciele, jednak końcowo przytrzymują się w kieszeniach jasnej kurtki.

-Dajcie mi moment.- Mówię na powitanie, po czym robie chłopakom miejsce w progu drzwi.

Nastolatkowie wchodzą do środka.
Kai przegląda się w niedużym lustrze korytarzowym, natomiast Zane cierpiliwie wyczekuje na dalsze działania.

Wchodzę do pokoju, sięgam po błękitną gumke, i zwinne związuje swoje ciemne włosy w małą kitkę tak, jak robie to praktycznie codziennie.

Zdecydowanie wolę, gdy moje włosy dopuszczone są do wolności, bo właśnie wtedy potrafię poczuć prawdziwą swobodę, jednak o wiele częściej chodzę w kitce, bo to ona odciąga mnie od ciągłego poprawiania włosów, i nadmiernych zamartwień o obecnym ułożeniu moich włosów.

Sięgam po telefon aktualnie leżący w rogu ciemnego łóżka i zauważam, że nadruk iskierki na tle czarnego pokrowca, zaczyna się zdzierać, ale może to dobrze, bo ta, od zawsze kojarzyła mi się z Jayem, który teraz jest dla mnie zupełnie obcym człowiekiem.
Jakgdyby nie dzieliła nas żadna wspólna chwila.
Mam swiadomość, że to co powiedział rudowłosy wcale nie jest godne traktowania go jak nieznajomego, jednak fakt, że Jay poświecił cały swój świat dla jednej osoby, zdecydowanie dokładał swoją cegiełke do muru budującego się między nami.

-Cole!- Jęczy z niecierpliwością Kai.

-Moment.-Spoglądam na leżącą na krześle obrotowym, czarną bluzę, i w pośpiechu zakładam ją na siebie.

Wychodzę z pokoju, i kieruję się ku korytarzowi w którym stoją zgrzani juz chłopcy.

-Serio poszedłeś tylko po to by zrobić sobie kucyka?- Pyta ironicznie Kai, jednak ja odpowiadam mu dumnym skinięciem głowy.

Ubieram czarną kurtkę z małym logiem, i zwinnie zawiązuje sznurówki czarnych kozaków.

-Dzieciarnia wyjazd.- Rzucam w strone wyczekujacych mnie chłopaków.

Przyjaciele opuszczają mieszkanie, a zaraz po nich wychodzę ja.

Zakluczam mieszkanie, a klucz momentalnie trafia do luźnej kieszni spodni.

Całą trójką popadamy w rozmowę o naszych wspomnieniach, jednak zauważam, że każdy z nas usilnie stara się unikać chwil spędzonych z Jayem.

Widocznie nie tylko ja chcę wymazać z pamięci rudowłosego.

Śnieg dalej pięknie okrywa nasze miasto.
W oddali słyszę słumione krzyki dzieci, które teraz zapewne rzucają się snieżkami.

Nagle do głowy wpadł mi pomysł.

Ostrożnie schylam się, i zgarniam nie wielką ilość sniegu formując z niej niedbała śnieżkę.
Wymierzam swój cel, którym teraz jest właśnie Kai, i rzucam  w niego swoim pociskiem.

Pełnia Możliwości | LavashippingWhere stories live. Discover now