Rozdział 44

3.9K 199 24
                                    

-Za piętnaście minut dobijemy do brzegu - oznajmił Braden, stając u mego boku.

Minęło kilka dni od chwili, w której zostawiłem Carmen w rękach Charlotte Cole. Skłamałbym, gdybym powiedział, że o niej nie myślałem. Wręcz przeciwnie, nie mogłem wyrzucić jej z głowy, co tylko wzmagało moją frustrację.

Gdy dotarliśmy na wyspę, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy w drogę do rezydencji. Czułem na sobie spojrzenie Bradena, podczas gdy Camdan uparcie mojego unikał. Samochód zatrzymał się przed drzwiami. Wysiadłem i ruszyłem w stronę wejścia, a potem prosto do mojego gabinetu. Nie miałem ochoty z nikim rozmawiać. Potrzebowałem chwili samotności.

Zdjąłem bluzę i rzuciłem ją na kanapę. Kanapę, na której siedziała, czytając listy. Zatrzymałem się na chwilę. Mignęło mi wspomnienie skulonego ciała Carmen i jej drżący głos, gdy ściskała w małych dłoniach stary papier. Zacisnąłem zęby i rzuciłem okiem na biurko, zanim opuściłem gabinet i wkroczyłem do sypialni, a stamtąd prosto pod prysznic. Kurwa. Zimna woda uderzyła w moją twarz, chłodząc myśli. Musiałem wziąć się w garść. Była bezpieczna, to było najważniejsze.

To koniec.

Zakręciłem wodę i przesunąłem szklaną ścianę. Osuszyłem ciało i wróciłem do sypialni. Spojrzałem na czarny ekran telefonu. Odblokowałem go i zauważyłem, że mam nieodebrane połączenie od Hamisha. Oddzwoniłem w drodze do gabinetu.

-Coś nowego? - rzuciłem co słuchawki, gdy odebrał.

-Nic, ani śladu. Facet dosłownie rozpłynął się w powietrzu - odparł przytłumionym głosem.

Odpowiedziałem mu milczeniem.

-Będziemy szukać dalej - oznajmił, choć oboje wiedzieliśmy, że szanse na odnalezienie Iana Cole'a malały z godziny na godzinę.

Opadłem na fotel.

-Nie - powiedziałem, ściskając nasadę nosa. -Nie będziemy marnować więcej czasu.

Cisza po drugiej stronie słuchawki zaczęła się przeciągać.

-Jesteś pewien?

Byłem.

Nie chciałem poświęcać kolejnych lat życia na pogoń za zemstą. Wciąż nawiedzało mnie wspomnienie z nocy, której pozwoliłem przejąć kontrolę wściekłości. Człowiek zaślepiony nienawiścią, nie widzi niczego innego. Nadszedł czas, aby otworzyć oczy.

-Minęło kilka dni. Może być wszędzie.

Hamish westchnął do słuchawki.

-Dobrze. Kończymy to.

To koniec.

-Tak.

-Gdybyś czegoś potrzebował, będę pod telefonem - rzekł Hamish.

Rozłączyłem się.

Rzuciłem telefon na biurko. Przez chwilę wpatrywałem się w ciemny blat, a potem wstałem. Wyszedłem na korytarz i zatrzymałem się przed drzwiami do pokoju obok. Złapałem za klamkę. Drzwi natychmiast ustąpiły. Pchnąłem je i wszedłem do środka. Nic się nie zmieniło. Wszystko było ustawione tak, jak to zostawiła. Zbliżyłem się do łóżka i przesunąłem palcem po pościeli, w której spała o wiele nocy za dużo, a potem podszedłem do stolika, na którym stał wazon z - uschniętymi już - polnymi kwiatami. Obok leżała moja koszulka, w której spędziła noc po naszym zbliżeniu. Była starannie złożona, co wywołało we mnie niezrozumiałą irytacją. Sięgnąłem po materiał i zacisnąłem na nim pięść.

Drzwi otworzyły się niespodziewanie. Jinny zatrzymała się w progu na mój widok.

-Och - zająknęła się. -Przepraszam, nie spodziewałam się ciebie tutaj - zrobiła krok w tył.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now