Rozdział 43

4.2K 184 41
                                    

Czuwałam przy łóżku babci przez całą noc. Bałam się, że jeśli choć na chwilę spuszczę ją z oka, coś złego może się wydarzyć. Siedziałam więc, ściskając w dłoni jej drobną, pokrytą starczymi plamkami dłoń przez długie godziny. Nieustannie wpatrywałam się w jej woskową twarz z nadzieją, że lada moment otworzy oczy. Lekarze oceniali jej stan jako stabilny, ale nie byli w stnie niczego zagwarantować. Mimo że pomoc została udzielona szybko, nie udało się uniknąć śpiączki.

Siwe włosy zaczesano do tyłu. Poprzecinana zmarszczkami skóra była blada, policzki zapadnięte, a pod okolonymi rzadkimi rzęsami oczyma malowały się cienie. Kąciki wąskich ust opadły, sprawiając wrażenie, jakby mimo braku świadomości od środka zjadał ją smutek.

Ktoś zapukał w szybę. Odwróciłam się. Za szkłem zamajaczyła twarz mężczyzny w średnim wieku. W dłoniach trzymał dwa papierowe kubki. Miałam nadzieję, że w środku była kawa. Wypuściłam drżący oddech, a potem po raz ostatni kciukiem pogładziłam zimną skórę i wstałam. Niechętnie opuściłam szpitalną salę, zamykając za sobą przeszzklone drzwi.

-Pomyślałem, że kawa dobrze ci zrobi, choć muszę przyznać, że nigdy nie piłem gorszej - skrzywił się.

Posłałam mu cień uśmiechu.

-Jaka by nie była, wypiję całą - obiecałam, odbierając z jego dłoni parujący kubek.

Poparzyłam palce, więc złapałam go wyżej.

Mężczyzna skinął na jaskrawe krzesła, a potem zajął jedno z nich. Usiadłam obok.

-Wybacz, że się nie przedstawiłem, ale nie było okazji - rzekł, patrząc na mnie znacząco.

Zmusiłam się do uśmiechu.

-Jeremy Walsh - wyciągnął ku mnie dłoń.

Ujęłam ją. Była ciepła od kawy, którą przed chwilą w niej trzymał.

-Jestem... byłem kuzynem Connora.

Drgnęłam na dźwięk tego imienia. Gdy spojrzała na mężczyznę, dostrzegłam w jego oczach z trudem skrywany smutek.

Zająknęłam się.

-Tak bardzo mi przykro...

Jeremy pokręcił wolno głową, wpatrując się w napis na kubku.

-Niepotrzebnie. To nie twoja wina.

-Gdyby nie próbował mnie uratować...

-Connor wiedział, na co się pisze. Wiedział, kim jest Tomas MacCann. Mógłbym się obwiniać tak samo, jak ty. Prosiłem go, żeby nie jechał tam sam. Żeby na mnie poczekał, ale on jak zwykle wiedział lepiej - wygiął usta w uśmiechu pozbawionym wesołości.

-Nie zasłużył na to, co go spotkało - odparła, łamiącym się głosem.

-To prawda, nie zasłużył, ale tak wygląda rzeczywistość, w której żyjemy - spojrzał na mnie z ukosa.

Kątem oka zarejestrowałam ruch. Odwróciłam się. Przez szklaną szybę dojrzałam, jak babcia usiłuje podnieść rękę. Zerwałam się z krzesła.

-Zawołam lekarza - zaoferował Jeremy, odstawiając kawę na parapet.

Zrobiłam to samo, a potem wpadłam do sali.

-Babciu? - wyszeptałam, pochylając się nad nią.

Babcia zarzęziła, a potem delikatnie odwróciła głowę w bok. Pogładziłam jej policzek, zewnętrzną częścią palców.

-Spokojnie, jesteś w szpitalu.

Pokręciła głową, usiłując otworzyć oczy. Jej ruchy były powolne, ociężałe.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now