Prolog

13.8K 291 38
                                    

Olbrzymi huk wypełnił moje uszy, otępiając tym samym zmysł słuchu.

Otworzyłem oczy, ale przez szare smugi gęstego dymu niewiele widziałem. Byłem zamroczony, ale nie na tyle, aby nie móc działać. Z trudem odrzuciłem materiał okrywający moje zroszone potem ciało, a potem zsunąłem się na podłogę. Kryjąc usta i nos w zgięciu łokcia ruszyłem w stronę drzwi. Powoli, rytmicznie, zachowując spokój. Metr po metrze, aż wreszcie dotarłem na korytarz. Dymu było tu znacznie więcej, więc opadłem jeszcze niżej. Całe moje ciało przylegało do podłogi.

-Tomas! - usłyszałem rozpaczliwy krzyk mojego młodszego brata.

Spojrzałem w jego stronę.

Stał w otwartych drzwiach swojego pokoju. Jego twarz była przerażona i czerwona od płaczu. Miał na sobie piżamę w czerwone ciężarówki, a w dłoni trzymał ulubionego pluszaka.

-Na podłogę, Simon! - nakazałem szorstko.

Brat przetarł podrażnione oczy, a potem położył się na brzuchu.

-Właśnie tak. A teraz posłuchaj mnie uważnie - starałem się opanować nerwy. -Wracaj do siebie. Schowaj się pod łóżko. Tak, jak ostatnio, gdy bawiliśmy się w chowanego, pamiętasz? - spytałem stanowczym głosem.

-Boję się! - zawołał. -Chcę do mamy!

Zacisnąłem zęby.

-Wiem, Simon. Pójdę po nią, dobrze? Zaraz do ciebie przyjdziemy, obiecuję. Pamiętasz, co powtarza zawsze tata?

-Że muszę być dzielny - powiedział niewyraźnie, po raz kolejny przecierając twarz.

-Dokładnie. Zrób tak, jak powiedziałem i nie wychodź, dopóki cię nie zawołam, rozumiesz?

Przytaknął, a potem wciąż pochlipując, zaczął cofać się w głąb swojej sypialni.

Ja musiałem iść dalej. Musiałem sprawdzić, co z ojcem i jego żoną. Od ich sypialni dzieliło mnie zaledwie kilka metrów. Już prawie do niej dotarłem, gdy nagły wybuch wyważył drzwi, które uderzyły z impetem w przeciwległą ścianę.

Nie...

Nie, nie, nie.

Przyspieszyłem. Czarne myśli rozlały się po mojej głowie, niczym atrament na białej kartce. Chciałem wejść do środka, ale całe wnętrze płonęło. Pomarańcz i czerń - nic więcej nie byłem w stanie zobaczyć. Na skórze czułem gorąco, bijące od szalejących płomieni.

Zacząłem nasłuchiwać, ale do moich uszu nie dotarły żadne jęki, krzyki, czy nawoływania. Nic. Cisza, zagłuszana jedynie irytującym piskiem i dziwnym szumem.

Wtedy miał miejsce trzeci wybuch, który rzucił mnie na plecy. Zacisnąłem zęby w odpowiedzi na ból rozchodzący się po wnętrzu mojej czaszki. Na chwilę odleciałem, ale szybko wróciłem. Gdy pierwsza fala bólu minęła, uniosłem głowę.

Do wybuchu doszło w sypialni Simona.

Kurwa!

Ignorując ból, który ogarnął całe moje ciało, wstałem. Biegiem ruszyłem w stronę jego pokoju.

-Simon! - wtargnąłem do środka.

Ilość ładunku musiała być mniejsza, bo płomienie dopiero zaczynały się rozprzestrzeniać. Największe szkody widniały w okolicy łóżka.

Tam, gdzie kazałem mu się schować.

Wzrokiem odnalazłem jego małe, dziecięce ciało. Leżało pod ścianą, wygięte pod dziwnym kątem. Przypominało szmacianą lalkę, którą znudzony właściciel odrzucił niedbale w kąt. Było pokaleczone, zwęglone, zakrwawione. Nie miało w sobie życia.

Już nie.

Opadłem na kolana. Miałem go przecież pilnować... Czuwać nad nim. Dlaczego go zostawiłem? Dlaczego nie zabrałem go ze sobą?

Ująłem jego jeszcze do niedawna nieskażoną okrucieństwem twarz w dłonie. Teraz była zniekształcona, poraniona przez liczne odłamki. W ręce wciąż ściskał spalone resztki zabawki. Zielonego dinozaura. Dostał go ode mnie na piąte urodziny, które miały miejsce zaledwie kilka dni temu.

Kurwa.

Dusiłem się. Dusił mnie ból, bezradność, rozpacz.

Straciłem wszystko. 

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz