Rozdział 11

5.6K 227 25
                                    

Dziki ryk wyrwał się z gardła mężczyzny. Spojrzał na swoje krwawiące ramię, jednocześnie mnie puszczając. Złapał za wystający z rany odłamek, ale go nie wyciągnął. Uniósł na mnie wściekłe spojrzenie.

-Coś ty sobie myślała, aptal? - rzekł.

Gniew wykrzywił jego twarz.

-Gdybyś była moja, już byś nie żyła.

W tym momencie do pokoju wkroczył Edan.

-Słyszałem krzyk. Co się stało? - spytał.

W jego oczach błyszczała panika, gdy gorączkowo rozglądał się po pomieszczeniu. Spojrzał na mnie, a potem na mężczyznę i jego czerwone od krwi ramię.

-Co zrobiłaś? - syknął.

Gdy nie odpowiedziałam, zapytał jeszcze raz.

-Co, kurwa, zrobiłaś?! - wrzasnął.

-Spokojnie, nic mi nie jest - wtrącił się nieznajomy. -Ale lepiej ją stąd zabierz.

-Oczywiście - odparł Edan, a potem złapał mnie i brutalnie założył opaskę na moje oczy. -Niedługo wrócę - poinformował nieznajomego, a potem zaczął mnie za sobą ciągnąć.

Musiałam biec, aby za nim nadążyć, a każde moje potknięcie zdawało się coraz bardziej wyprowadzać go z równowagi.

Gdy moje stopy dotknęły dobrze mi znanego betonu domyśliłam się, dokąd mnie prowadzi. Chwilę później zgrzyt otwieranych drzwi poinformował mnie, że byliśmy na miejscu.

Edan rzucił mnie na kolana. Cichy krzyk wydostał się z moich ust, gdy zszarpnął opaskę z moich oczu. Na jego twarzy malowała się prawdziwa furia.

-Nauczę cię posłuszeństwa, choćby to miała być ostatnia rzecz, jaką zrobię - rzekł podwijając rękawy swojej koszuli.

Następnym i ostatnim co pamiętam, było silne uderzenie, po którym moja głowa zderzyła się z twardym betonem.

***

Zatrzasnąłem za sobą drzwi gabinetu i zacząłem odpinać pas z bronią. Rzuciłem go na wysoką, wykonaną z ciemnego drewna komodę, a potem sięgnąłem po burbon. Napiłem się prosto z butelki, a następnie napełniłem szklankę. Alkohol natychmiast zaczął krążyć w moich żyłach, skutecznie mnie rozgrzewając. Spojrzałem na wiszący nad drzwiami, czarny zegar. Dochodziła 20:00. Chwyciłem szkło, a potem spojrzałem na kominek. Morgan rozpalił go tak, jak prosiłem. Podszedłem bliżej pozwalając, aby ciepło bijące z żółto-pomarańczowego płomienia osiadło na mojej skórze. Kiedyś myślałem, że ogień to mój przyjaciel. A potem odebrał mi wszystko. Dziś chciałem, aby mi towarzyszył. Był świadkiem zemsty, która tak długo planowana, zacznie wchodzić w życie.

Usiadłem w dużym, obitym brązową skórą fotelu, a potem uruchomiłem laptopa. Gdy wybiła 20:00, ciszę przerwał dźwięk przychodzącej wiadomości. Wszedłem w link. Ekran zrobił się czarny, a kilka sekund później pojawił się obraz.

Ian Cole siedział w ciemnym pokoju, przywiązany do drewnianego krzesła. Głowę miał pochyloną, być może był nieprzytomny. Z jego nosa kapała krew. Na podłodze było jej sporo. Za dużo, jak na krwotok z nosa.

Hamish - rudy olbrzym, który od kiedy sięgam pamięcią przyjaźnił się z moim ojcem i w którego ręce powierzyłem życie Iana Cole'a - pojawił się nagle na ekranie przesłaniając mi na chwilę widok mężczyzny. Zatrzymał się przed Ianem, a gdy ten się nie ruszył, złapał go za włosy i uniósł jego twarz. W drugiej dłoni trzymał plik kartek. Doskonale wiedziałem, co na nich było. Gdy zmęczone oczy Iana opadły na zdjęcia, obojętność zniknęła z jego twarzy bezpowrotnie.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz