Rozdział 27

5.2K 220 38
                                    

Krew. Była na moim penisie, a teraz zabarwiła również dłoń. Przez krótką chwilę nie zdawałem sobie sprawy, na co patrzę. Potem prawda uderzyła we mnie z niewyobrażalną siłą. W swoim życiu widziałem całe mnóstwo krwi, ale żadna ilość nie poraziła mnie tak, jak te kilka kropel.

Przeniosłem oczy na Carmen. Wciąż leżała na fortepianie tak, jak ją ułożyłem. Jej pierś przylegała ciasno do płaskiej powierzchni, podobnie jak jej prawy policzek. Ręce miała zgięte w łokciach i przyciśnięte do tułowia. Jej zwinięte w pięści dłonie, tkwiły tuż przy głowie, jakby chciała się za nimi ukryć. Jej długie nogi wciąż były lekko rozsunięte i dygotały. Po wewnętrznej stronie jej smukłych ud widniał niewielkich rozmiarów ślad. Bladoczerwona plama - rozmazana, o nieregularnym kształcie.

Kurwa.

-Co to jest? - warknąłem, pochylając się nad nią i podstawiając dłoń przed jej oczy.

Niechętnie na nią zerknęła.

Wtedy dostrzegłem, że jej oczy były opuchnięte od płaczu.

Chryste.

Czy to możliwe, że tak bardzo się pomyliłem? Że tak bardzo chciałem zobaczyć coś, czego tak naprawdę nie było, że pozwoliłem pierwotnym instyntkom zmylić moje oczy?

Odsunąłem się. Carmen się nie odezwała i wiedziałem, że tego nie zrobi. Zapiąłem spodnie, a potem spojrzałem na nią po raz kolejny. Coś gorzkiego rozprzestrzeniło się po moim wnętrzu, niczym trucizna. To, co teraz widziałem, było odbiciem tego, czym się stałem. Zwierzęciem. Bestią, zaślepioną żądzą zemsty. Obiecywałem sobie, że nie cofnę się przed niczym, aby możliwie najdotkliwiej ukarać Iana Cole'a za to, co zrobił, zanim go zabiję. Złożoną sobie obietnicę mogłem uznać za spełnioną.

Dlaczego więc patrząc na jego jedyną córkę - pokonaną, bezbronną, uległą - czułem jedynie odrazę do samego siebie i tego, do czego byłem zdolny?

Zdjąłem koszulę i zrobiłem krok w jej stronę. Zawahałem się przez ułamek sekundy, a potem okryłem materiałem jej szczupłe ramiona. Nawet nie drgnęła, dopóki moje dłonie nie objęły jej delikatnych przedramion. Pomogłem jej się podnieść. Nie umknął mojej uwadze mokry ślad na instrumencie w miejscu, w którym leżała jej twarz. Płakała cały ten czas, podczas gdy ja czerpałem satysfakcję z faktu, że podoba jej się to, co robię.

-Ubierz się - poleciłem cicho. -Zaraz wrócę.

Zanim zniknąłem za drzwiami łazienki, zauważyłem, jak z trudem schyla się po leżącą na ziemi bieliznę. Czułem narastający gniew. Zacisnąłem zęby, a potem sięgnąłem po czysty, biały ręcznik. Zmoczyłem go ciepłą wodą i wróciłem do sypialni. Carmen właśnie naciągała na ciało sukienkę. Moja koszula leżała na ziemi, dwa metry od niej.

Zacisnąłem dłoń na ręczniku. Zdałem sobie z tego sprawę dopiero, gdy strużki wody spłynęły po mojej skórze i skapnęły na jasny dywan. Poluźniłem uścisk i uniosłem dłoń. Carmen spojrzała na ręcznik i znieruchomiała. Po chwili przeniosła wzrok na moją twarz i nasze oczy się spotkały. Jeszcze nigdy nie spotkałem się z takim spojrzeniem u żadnego człowieka. Było w nim wszystko, czego nigdy nie chciałbym widzieć. Potem uciekła wzrokiem w bok.

-Czy mogę już odejść? - spytała pełnym napięcia głosem.

Opuściłem rękę, a potem przytaknąłem.

Carmen nie tracąc ani chwili, skierowała się w stronę drzwi. Ruszyłem jej śladem. Nie umknęło mojej uwadze, że każdy stawiany krok sprawiał jej ból.

Gdy zniknęła za drzwiami swojego pokoju, stałem przed nimi jeszcze chwilę, wsłuchując się w dobiegający zza drewna płacz.

-Tomasie? - dobiegł mnie niepewny głos Bradena.

Gdy mnie zniewolisz - ZAKOŃCZONEWhere stories live. Discover now