Rozdział XII

108 10 4
                                    

Zamknęłam się w pokoju, nie chcąc dalej kontynuować kłótni. Dziewiąty raz w tym tygodniu, a mamy dopiero wtorek. Nie dogadywałam się z Tomem tak jakbym chciała. Na każdym kroku było coś nie tak.

- Dlaczego musisz być tak uparta?! – usłyszałam nagle, gdy Tom wparował do pokoju.

- Bo nie lubię jak ludzie myślą, że można mnie kupić!

- Co ty znów wymyślasz?

- Zachowujesz się tak jakbym była jebaną materialistką!

- Po prostu lubię ci kupować prezenty – szepnął.

- Ale tu nie chodzi jedynie o prezenty, Tom. Ostatnio wymyśliłeś, że opłacisz mieszkanie do końca roku żeby było mi łatwiej...

- To coś złego? Chcę ci jedynie pomóc. Mieszkamy razem, chciałbym się dołożyć do wydatków.

- O wiele bardziej cieszyłabym się gdybyś wpłacił te pieniądze na jakąś zbiórkę charytatywną niż non stop mi coś kupował – stanęłam naprzeciwko niego. – Ja mam wszystko co potrzebuję do szczęścia, Tom.

- Co nie oznacza, że nie mogę ci pomóc – złapał mnie za dłoń. – Mam sporo pieniędzy, mógłby...

- Nie, nie mógłbyś – warknęłam. – Naucz się w końcu, że przez całe życie daje sobie radę sama. Nie chcę być od kogoś zależna.

- Jak chcesz – podniósł ręce w akcie kapitulacji. – Jesteś cholernie uparta...

- A ty to niby nie? – zaśmiałam się. – Proszę cię abyś nie traktował mnie w taki sposób, to ty nie potrafisz. Straciłam matkę w wieku siedemnastu lat, myślisz, że ktokolwiek się mną przejmował? Myślisz, że ktokolwiek patrzył na to, że zostałam sama na świecie i nie mam co ze sobą zrobić? Musiałam dać sobie radę sama, mimo przeciwności losu.

- Właśnie dlatego chciałbym się tobą zaopiekować.

- Nie jestem małym dzieckiem. Nie trzeba się mną opiekować – wywróciłam oczami. – Dlaczego nie chcesz pojąć, że dam sobie radę sama? Daje od tylu lat... Czasem jest krucho, ale przecież nie narzekam.

- Eh – jęknął. – I tak się nie dogadamy – ruszył w stronę drzwi. – Mam dość naszego spierania się – zabrał z wieszaka kurtkę. – Odpocznijmy trochę od siebie. Tak będzie lepiej.

- Pewnie masz rację – szepnęłam.

Tom odwrócił się i po prostu wyszedł. Usiadłam na kanapie i zaczęłam cicho płakać. Miał rację, że to dobre wyjście, ale z drugiej strony – nikt nie powiedział, że łatwe oraz że nie będzie boleć.

Prawda była taka, że ostatnio przesadzaliśmy. Potrafiliśmy się pokłócić o najmniejszą pierdołę. Ja nie byłam przyzwyczajona do życia z kimś praktycznie dwadzieścia cztery godziny na dobę, a Tom nie był przyzwyczajony do nawyków osoby żyjącej praktycznie całe życie samej.

Wiedziałam, że mamy szansę to wypracować, jeśli tylko będziemy chcieli to zrobić... ale coś mi mówiło, że nie będzie tak łatwo. Byliśmy uparci, cholernie uparci. Każde z nas chciało mieć rację, a tak się nie dało.

Tak samo jak przyznanie się do błędu było strasznie trudne. Żadne z nas nie chciało tego zrobić. Chociaż, powiedzmy sobie szczerze, Tom już bardziej skłonny był się przyznać. Ja za to częściej odpuszczałam, aby nie powodować jeszcze większej kłótni.

„Życie to pasmo ciągłych kompromisów" – powtarzała mi mama. Brakowało mi jej. Doradziłaby mi coś w tym momencie. Ona jedna wiedziała co mi doradzić. Tak bardzo mi jej brakowało. Odeszła tak młodo, zostawiając mnie zupełnie samą.

Pytanie w tej całej sytuacji pozostało jedno – kto pierwszy wyciągnie rękę, patrząc na to jaka upartość w nas siedzi? 

Pain of love | Tom Hiddleston fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz