Rozdział III

161 18 27
                                    

Z perspektywy Toma

Otworzyłem oczy, nie za bardzo wiedząc gdzie jestem. Słońce wpadające przed okno paliło moje oczy. Poczułem ogromny ból głowy i pustynie w ustach. Podniosłem się niepewnie, patrząc na porozrzucane buty i powieszony płaszcz. Powieszony? Nie pamiętałem, żebym go ściągał, a co dopiero powiesił na krześle, gdy nigdy tego nie robię.

Podniosłem się z kanapy i udałem się do kuchni. Otworzyłem lodówkę, wyciągając karafkę z wodą. O zgrozo, jaka to była ulga dla mojego gardła. Odwróciłam się w stronę blatu, aby położyć pustą karafkę. Zobaczyłem małą karteczkę leżącą pod długopisem.

Mam nadzieję, że poranek nie będzie aż taki ciężki jak Pana wczorajszy wieczór. Klucze zostawiłam na komodzie. Niech Pan nie pije tyle, bo będę miała zakwasy od wciągania Pana na drugie piętro – a to nie jest łatwe, proszę mi uwierzyć.

Barmanka z „Kings Arms"

Uśmiechnąłem się pod nosem, jednak po chwili uświadomiłem sobie, że nieźle musiałem jej dać w kość, jeśli przywiozła mnie do mieszkania. Momentalnie zrobiło mi się głupio. Nie chciałem by moje problemy odbijały się na kimś jeszcze, więc piłem w samotności... Jednak jak widać, nawet w takiej sytuacji nie można być w pełni samotnym.

Wziąłem prysznic, ubrałem coś luźnego, spróbowałem coś zjeść, a przed wyjściem na autobus założyłem ciemne okulary. Nie było możliwości abym gdziekolwiek pojechał samochodem. Nie w tym stanie w jakim aktualnie się znajdowałem.

Wysiadłem kawałek przed pubem aby kupić chociaż jakiegoś kwiatka w ramach podziękowań i przeprosin za moje zachowanie. Wybrałem herbacianą różę i ruszyłem przed siebie w stronę „Kings Arms", przez całą drogę zastanawiając się co mam jej powiedzieć.

Nie miałem zbytnio pomysłu jak się wytłumaczyć z tego wszystkiego. W ogóle nie wiedziałem czy powinienem się tłumaczyć. W końcu to była moja sprawa dlaczego zachowuje się w taki, a nie inny sposób. Mam swoje powody. Jednak z drugiej strony wiedziałem, że dziewczyna mi pomogła. Chociaż wcale nie musiała.

Ciekawe jaka ona jest?, zacząłem się zastanawiać. Nie pamiętałem nic a nic z wczorajszego wieczora, a dziewczyna musiała mieć sporo siły w rękach, jeśli udało jej się przetransportować mnie do mieszkania. Pewnie była wysoka i wysportowana – nie widziałem innej opcji.

Przed wejściem do pubu ściągnąłem okulary i założyłem je na czubek głowy. Odetchnąłem głęboko, wchodząc do środka. Za barem aktualnie nie było nikogo.

- Jeszcze zamknięte! – krzyknął ktoś z zaplecza. – Otwieram dopiero za trzydzieści minut – niska, szczupła blondynka wyskoczyła zza drzwi, wpatrując się we mnie swoimi wielkimi, niebieskimi oczami. – O, to pan – szepnęła po chwili.

- Dzień dobry – powiedziałem – poszukuje twojej koleżanki, która mi wczoraj pomogła.

- To ja wczoraj panu pomogłam – powiedziała ze śmiechem, a ja otworzyłem buzię ze zdziwienia. – Tak, tak. Trudno w to uwierzyć, bo jestem krasnoludem – uśmiechnęła się szczerze. – Mam nadzieję, że już wszystko u pana w porządku i nie będę musiała się więcej martwić.

- Tak – szepnąłem – jest ok – spuściłem wzrok. – Trochę lepiej, dziękuję – dodałem po chwili. – A to dla pani – powiedziałem, podając jej różę – bo nawet nie zapytałem, czy mogę mówić po imieniu.

- Mam na imię Rose – uśmiechnęła się lekko – i dziękuję za róże – zaśmiała się. – Tak adekwatnie do imienia.

Miała taki piękny, szczery uśmiech, a oczy... matko, jakie one były niesamowite. Ogromne i przepełnione szczęściem. Stałem, wpatrując się w nią. Nie wiedziałem, co mógłbym więcej zrobić.

- Dałabyś się zaprosić na kolację? – wypaliłem nagle. – Tak w ramach podziękowania.

- To miłe, ale nie mogę – szepnęła, patrząc mi w oczy. Poczułem ukłucie w sercu.

- Rozumiem – uśmiechnąłem się sztucznie. – Nie będę cię zmuszać, jeśli nie chcesz. Nie będę cię więcej nękał – ukłoniłem się lekko i skierowałem w stronę drzwi.

- Zaczekaj – złapała mnie za rękaw – to nie tak, że nie chce, bo chcę – zachichotała. – Tylko Marco jest chory i codziennie jestem tutaj... i kolacja o szóstej nad ranem nie jest już kolacją, a wczesnym śniadaniem. Chyba, że do łóżka to co innego – momentalnie się zaczerwieniła, a ja lekko się zaśmiałem. – Przepraszam, to było głupie. Nie przemyślałam jak to zabrzmi. Jestem zmęczona i czasem wypalam takie głupie teksty.

- Jeśli będziesz chciała, po prostu daj mi znać – wyciągnąłem wizytówkę z kieszeni i podałem jej do ręki. – Będę czekał – ucałowałem jej dłoń, a dziewczyna spojrzała na mnie ze zdziwieniem. – A teraz wybacz, ale muszę wracać, obowiązki wzywają.

Wyszedłem z pubu z bananem na ustach. Wydawała się bardzo sympatyczna, a do tego była naprawdę prześliczna. Wiedziałem jednak, że to nie czas na pakowanie się w cokolwiek, tym bardziej, że wyglądała na może osiemnaście lat... Oznaczałoby to dwadzieścia trzy lata różnicy. To nie dla mnie.

Poza tym, o czym ja w ogóle myślę? Porozmawiałem z nią dziesięć minut, a już zastanawiam się jakby to wyglądało gdybym z nią był. Naprawdę mi odbija. Chyba w końcu muszę przestać pić. 

Pain of love | Tom Hiddleston fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz