Rozdział I

188 21 18
                                    

2022 rok

Obudziłam się wczesnym rankiem. Pierwsze promienie Słońca przedarły się do mojego pokoju. Leniwie podniosłam się, siadając na skraju łóżka. Powoli zaczęłam podnosić ręce do góry, rozciągając zastałe przez noc mięśnie. Czułam jak w kręgosłupie strzelają mi po kolei kręgi. Uśmiechnęłam się lekko, przechylając głowę w bok. Dzień zapowiadał się dobrze, lecz wiedziałam, że mam sporo do ogarnięcia.

Wstałam, udając się do kuchni. Po drodze spojrzałam na zegarek, który wskazywał 5:10. Miałam dwie i pół godziny do wyjścia. Otworzyłam lodówkę, wyciągnęłam z niej owsiankę czekoladową, którą udało mi się zrobić poprzedniego wieczora. Położyłam ją na blacie, aby trochę się ogrzała, a sama udałam się pod prysznic.

Uwielbiałam to uczucie, gdy woda zmywała ze mną wszelkie oznaki zmęczenia, a ostatnimi czasy jedynie o czym marzyłam to po prostu odpocząć. Teraz miał się zaczął jeszcze gorszy okres, bo Marco – mój kolega z pracy, który był ode mnie starszy o jedenaście lat, a nadal momentami zachowywał się gorzej niż ja – się rozchorował, więc będę musiała go zastąpić, a to oznaczało pracę codziennie, a nie co drugi dzień jak do tej pory. Bałam się, że nie dam rady.

Uczelnia, praca, dom – nie wiedziałam jak to wszystko ogarnąć. Dobrze, że chociaż byłam singielką, więc nie zaniedbywałam nikogo innego, tylko samą siebie. Czy czułam się samotna? Czasem. Najczęściej jednak nie miałam nawet czasu o tym myśleć. Mój grafik non stop był zapełniony. Nie lubiłam się nudzić, to było pewnie.

Zawiązałam ręcznik na głowie, ubrałam bieliznę oraz koszulkę i wróciłam do kuchni aby zjeść śniadanie. Uśmiechnęłam się pod nosem, przypominając sobie, że został mi ostatni rok – a bardziej ostatnie dwa miesiące – studiów. To było męczące osiem lat nauki, nawet jeśli na Uniwersytecie Oksfordzkim nie było tak źle.

Gdy udało mi się opanować moje blond kłaki, zabrałam kilka rzeczy i ruszyłam w stronę dworca kolejowego. Mieszkałam w Londynie, a studiowałam prawie sześćdziesiąt mil od miejsca zamieszkania. Nie chciałam opuszczać Londynu, mieszkałam tu od małego i kochałam to miasto. Jednak codzienne dojazdy na uczelnie były czymś naprawdę męczącym.

Pierwsze zajęcia zaczynałam o 8:30. W pociągu zdążyłam skończyć czytać „Węża z Essex". Pociąg był moim jedynym miejscem, w którym nie musiałam się ciągle śpieszyć. Mogłam po prostu na chwilę odetchnąć i oddać się przyjemności czytania.

Po pięćdziesięciu pięciu minutach byłam ma miejscu. Zostało jeszcze dziesięć minut spaceru, aby dotrzeć pod budynek uczelni. Ostatnie dwa miesiące przebywania w tych murach i w końcu będę mogła obronić doktorat z ekonomii. Mama na pewno byłaby ze mnie dumna. Bardzo żałowałam, że nie było jej tu ze mną. Ciężko mi było żyć samemu, bez jakiejkolwiek rodziny... Nie miałam taty, mamy, ani rodzeństwa. Babcie już dawno poumierały, a moją mama też była jedynaczką. Ironia losu.

Po zajęciach czekała mnie droga powrotna do domu, a później praca przez dwanaście godzin w „Kings Arms" – niby powiedziane jest, że pracujemy od dwunastej w południe do dwunastej w nocy, ale każdy kto tu przychodził wiedział, że to nieprawda. Pub zazwyczaj otwieraliśmy o szóstej po południu aby siedzieć aż do szóstej nad ranem.

Miałam nadzieję, że Marco szybko wyzdrowieje, bo na naszego szefa nie było co liczyć – był zbyt chytry żeby zatrudnić kogoś jeszcze. Zawsze nasza dwójka mu wystarczyła, ale odkąd tam pracuję, a będzie już z sześć lat, nie przypominam sobie żeby któreś z nas zachorowało... ale przecież kiedyś musi być ten pierwszy raz. 

Pain of love | Tom Hiddleston fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz