Rozdział 14

513 37 12
                                    

Swoją ociężałą głowę położyłam na chłodnej szybie auta, oglądając zapadający na dworze mrok. 

Mężczyźnie raczej się nie spieszyło, dlatego jechał dość powolnie, co mnie momentami irytowało, gdyż marzyłam o gorącym prysznicu i wygodnym materacu.

Mimo tego, że w szpitalu jedyne co robiłam to leżenie, zmęczyło mnie to bardziej niż normalny tydzień w jednostce. 

Moje zainteresowanie wzbudziły niebiesko-czerwone światła, które już z oddali można było ujrzeć. Ze zwykłej ciekawości podczas mijania przyjrzałam się co się wydarzyło na ów drodze.

Jakie było moje zdziwienie gdy jeden z zatrzymanych samochodów okazał się granatowym fordem z tablicami rejestracyjnymi Bradshaw'a. 

- Niech pan się zatrzyma. - powiedziałam szybko z zaciśniętym gardłem. 

Facet zaczął coś gderać pod nosem, ale zatrzymał się na poboczu.

Bez zbędnego gadania dałam, a raczej rzuciłam należną mu gotówkę i pospiesznie wyskoczyłam z auta zarzucając torbę na ramię. 

Mimo lekkich zawrotów głowy najprawdopodobniej spowodowanych za szybkim wstaniem ruszyłam biegiem w stronę pojazdów. Miałam wrażenie, że serce wyskoczy mi z klatki piersiowej.

Poziom mojego stresu wzrastał z każdym zrobionym susem. 

Wyminęłam czarne bmw, aby ujrzeć wychodzącego zza pojazdu Bradley'a. 

- Annabeth? - powiedział zdziwiony gdy mnie dostrzegł.

- Co się stało? - zapytałam stając przed nim i oglądając go. - Cały jesteś? - zapytałam spoglądając na rozwalony przód auta. 

- Zwykła stłuczka, nic mi nie jest. Co tu robisz? - zapytał spoglądając w moje oczy.

- Co tu pani robi? Kim pani jest? - zwrócił się do mnie nagle jeden z funkcjonariuszy.

- Ja... Ja jechałam do domu i zobaczyłam auto narzeczonego, wystraszyłam się, że coś się stało. - posłałam w jego stronę niepewny uśmiech.

Ten tylko spojrzał na mnie krzywo i kiwnął głową. 

- Narzeczony? - mruknął brunet gdy policjant odszedł w stronę radiowozu.

- Oh zamknij się. - trzepnęłam go lekko z uśmiechem na ustach.

Minęło sporo czasu, aż wszystko zostało załatwione i mogliśmy w końcu rozejść się w swoje strony.

- Przepraszam. - powiedziałam podchodząc do ciemnookiego i wypuszczając powietrze z ust. 

- Hm? - mruknął zdezorientowany. 

- Za to w szpitalu. Przepraszam, głupio wyszło. - mówiłam bawiąc się palcami.

- Okej, rozumiem. Byłaś zła, zresztą nie dziwie się. - złapał się za kark. 

- Dziękuję za rzeczy. - wskazałam głową na torbę wiszącą na moim ramieniu. - To... To dobranoc, uważaj na siebie. - posłałam w jego stronę pełen podziękowania uśmiech i zaczęłam odchodzić w swoją stronę.

Poczułam delikatne szarpnięcie ręki, dlatego odwróciłam się w stronę mężczyzny z pytającym wyrazem twarzy. 

- Chyba nie myślałaś, że będziesz szła z buta. Wsiadaj. - odparł.

Bez żadnych sprzeciwów wsiadłam do pojazdu. Mimo tego, że widok wypadku mnie skutecznie rozbudził, z każdą kolejną chwilą czułam ogarniające mnie zmęczenie. Między nami panowała cisza, jednak nie należała do tych niekomfortowych, wręcz przeciwnie. Była po prostu przyjemna. 

Death race | Top Gun | Bradley BradshawWhere stories live. Discover now