Rozdział 9

492 33 12
                                    

Gdy wyszłam umyta z potu i smrodu alkoholu, wzięłam w dłoń ciuchy Bradley'a. Dał mi jakąś zwykłą, białą dłuższą koszulkę i bokserki. Założyłam wszystko na siebie, choć było z lekka za duże. 

Złożyłam swoje ciuchy na pralce, gdyż nie nadawały się nawet do założenia jutro. Przesiąknęły zapachem alkoholu, który zdążyłam na siebie wylać w barze.

Czy będę czuć się niekomfortowo wychodząc do niego w samych bokserkach i koszulce? Ani trochę. Bradshaw był osobą, która widziała mnie w różnych wersjach. 

Przed wyjściem spojrzałam na swoje odbicie w lustrze. Wilgotne, byle jak spięte włosy, delikatnie odznaczające się przez brak stanika piersi i zmęczona twarz. Nie mogąc dłużej na siebie patrzeć po prostu wyszłam. 

Nigdzie nie dostrzegłam bruneta, dlatego zaczęłam się przechadzać po parterze. Zatrzymałam się w salonie, w którym stała zrobiona z ciemnego drewna komódka. Na niej stało pełno ramek ze zdjęciami. 

Carole siedząca na kolanach Nicka Bradshaw'a, oboje byli wpatrzeni w siebie. Dokładnie tak, jakby nie widzieli świata poza sobą. Gdy byłam nastolatką, kobieta dużo opowiadała mi o swoim mężu. Mimo tylu lat bez niego zawsze mówiła o nim przepełniona miłością do jego osoby. Kochała go, a on ją. 

Będąc tą cholerną nastolatką marzyłam właśnie o takiej miłości, o posiadaniu kochającej rodziny. 

A teraz byłam tylko singielką. Nawet nie miałam kota jak przystało.

Na kolejnym zdjęciu był Nick z małym synem na rękach. Blond włoski Bradley'a opadały mu na czoło, a on sam był wpatrzony w ojca jak w obrazek, tak samo jak ojciec w niego. 

Poczułam nagle ciepło za plecami. 

- Kochał cię. Nadal kocha. - uśmiechnęłam się ciągle patrząc na zdjęcie. 

- Wiem. - mruknął ze słyszalnym delikatnym uśmiechem. 

- Pamiętasz to? - wyciągnął rękę zza mojej osoby i wziął jedną z fotografii. 

Było to nasze wspólne zdjęcie które zrobiła jego mama. Siedziałam u niego na barana i oboje szczerzyliśmy się do siebie jak głupi do sera. Na zdjęciu mieliśmy jakieś czternaście bądź piętnaście lat.

- Oczywiście, że pamiętam. - zaśmiałam się. - Wtedy był ten nieszczęsny bal przebierańców. Myślałam, że naprawdę umarłeś gdy dostałeś tymi drzwiami. - zaśmiałam się głośno na wspomnienie. 

Od małych smarków byliśmy ze sobą nierozłączni. W dniu wykonania fotografii był organizowany bal przebierańców, którego nie mogliśmy sobie odpuścić. Oczywiście musieliśmy iść ze sobą. Gdy weszliśmy do szkoły, ktoś z impetem otworzył ciężkie, metalowe drzwi od jednej z klas, a nieszczęsny Bradshaw oberwał wtedy nimi prosto w głowę i nos. Gdy upadł jak długi na ziemię, przysięgam, że myślałam, iż cholerne drzwi zabiły mi przyjaciela. Wtedy zamiast siedzieć na balu, spędziliśmy wieczór na oddziale szpitalnym. Cóż, postanowił mi to wtedy wynagrodzić.

Gdy to powiedziałam, usłyszałam melodyjny śmiech Bradley'a. 

- Teraz byś się z tego cieszyła. - mruknął odkładając zdjęcie. 

- Żebyś wiedział. - odpowiedziałam z przekąsem. - Poza tym, to ty chciałeś mnie wysłać na tamten świat. - odkręciłam się do niego przodem i spojrzałam spod byka. 

- Zapomniałem wtedy, że nie umiesz pływać. - wzruszył ramionami z bananem na twarzy.

- Jak niby mogłeś zapomnieć? - otworzyłam usta nie wierząc w to co gada. 

Death race | Top Gun | Bradley BradshawWhere stories live. Discover now