Rozdział 1

990 39 4
                                    


Miramar.


Cudowne miasto.

Pełne dobrych jak i złych wspomnień.

Tam właśnie teraz zmierzam wyjeżdżając ze stolicy Stanów Zjednoczonych - Waszyngtonu.

Z jednej strony cieszyłam się, że wracam na "stare śmieci", jednak z drugiej strony raczej przez dużo złych wspomnień nie odważyłabym się tam wrócić z własnej woli.

W tej chwili tak naprawdę nie miałam żadnego wyboru. Dostałam rozkaz stawienia się w tamtejszej bazie lotniczej w trybie natychmiastowym. Tak więc rozkaz to rozkaz.

W Top Gun mieli się stawić najlepsi z najlepszych, co wcale dobrze nie wróżyło. Coś się szykowało. I musiała być to cholernie gruba akcja o której nie ujawnili nam nawet najdrobniejszego szczegółu. Na pewno nie było to zwykłe szkolenie i testy, tyle się domyślałam.

Droga niemiłosiernie mi się dłużyła przez ciągłe korki na drogach. Zrobiłam kilka postojów, aby rozprostować nogi i coś zjeść.

Po kilkugodzinnej podróży nareszcie wjechałam do miasta. Na zegarku dochodziła godzina siódma rano. Nie byłam gotowa na to, aby jechać w tej chwili do rodzinnego domu. Nie chciałam. Dlatego skierowałam się od razu do baru. Zaparkowałam auto na niewielkim parkingu i ruszyłam w stronę wejścia.

Był dość mały ruch. Za drewnianym barem spostrzegłam krzątającą się brunetkę. Niespostrzeżona usiadłam na krześle i czekałam aż ciemnowłosa mnie dostrzeże.

Gdy w końcu się odwróciła i spojrzała na moją osobę, na jej ustach zagościł szeroki uśmiech.

- Lily! - podeszła i mnie przytuliła.

Niewielkie grono osób zwracało się tak do mnie.

- Hej Penny. - odwzajemniłam uścisk.

Penny była wspaniałą i ciepłą osobą.

- Co cię tu sprowadza? - posłała uśmiech w moją stronę.

- Służba Penny, służba. - mruknęłam z grymasem na twarzy.

- Oh... - westchnęła i zrobiła zmartwioną minę.

Zmieniłyśmy temat i opowiadałyśmy co się u nas przez ostatni czas działo.

- Będę się zbierać, chce jeszcze wpaść do bazy. - uśmiechnęłam się do niej lekko.

- Jasne, trzymaj się Lily.

- Do zobaczenia! - wzięłam klucze do ręki i zeszłam ze stołka.

Do bazy dojechałam chwilę przed ósmą. Zaparkowałam auto obok granatowego forda, który należał... do kogoś na pewno.

Wysiadłam zamykając auto i rozglądając się dookoła. Do tej pory pamiętam jak ojciec przyprowadził mnie do tego miejsca. Choć było to cholernie dawno, to było jedno z niewielu wspomnień jakie pozostały i jakie w ogóle miałam. Wchodząc do budynku i idąc rozświetlonym żółtymi lampami korytarzem, zatrzymałam się widząc na ścianie fotografie.

- Cześć tato. - szepnęłam smutno uśmiechnięta do zdjęcia.

Cholernie tęskniłam za tym człowiekiem. Był pilotem, tak jak ja teraz. To dzięki niemu jestem tu w tej chwili. Latanie było czymś, co kochał nad życie, a teraz tę miłość podzielałam ja. Gdy latałam, czułam się wolna.

Moje rozmyślenia przerwał męski głos.

- Wyrosłaś. - odwróciłam się w stronę dźwięku.

Obok mnie stał teraz dawny przyjaciel ojca - Pete "Maverick" Mitchelle.

Death race | Top Gun | Bradley BradshawWhere stories live. Discover now