30

239 12 40
                                    

STEVE~
nagle usłyszałem huk dobiegający z łazienki
zerwałem się z kanapy i pobiegłem w stronę drzwi od łazienki
co prawda bylem zły na eddiego  
ale dalej go kochałem
tak myślę...
lecz w tamtym momencie już nawet nie myślałem o tym ze przelizał się z jakimś typem
wiedziałem że napewno musze sprawdzić co się stało.
-eddie! wszystko okej?!-
zacząłem walić w drzwi  lecz nie dostałem żadnej odpowiedzi
-EDDIE!-
krzy kłem głośniej lecz chłopak dalej się nie odzywał
serce zaczęło mi walić
niemiałem pojęcia co zrobić
ręce trzęsły mi się to tego stopnia że ciężko było mi złapać telefon
czułem się jakbym miał zaraz zemdleć
lecz nie mogę teraz na to pozwolić
-eddie przepraszam! tak bardzo cię przepraszam! błagam odezwij się! kocham cię!-
zacząłem krzyczeć dalej waląc z całej siły w drzwi.
-kurwa co ja mam zrobić?-
wymamrotałem pod nosem
i jedyne co przyszło mi do głowy to billy
eddie napewno z nim rozmawiał
szybko wybrałem numer chłopaka w kontaktach (co nie było łatwe przez trzęsące się ręce) i przyłożyłem telefon do ucha
-halo?-
usłyszałem zachrypnięty głos chłopaka
-billy! bo eddie zamknął się w łazience i nie otwiera i nie odzywa się, totalnie żadnej  reakcji i my się pokłóciliśmy trochę wcześniej i... i- nie mogłem złapać oddechu.
-steve? spokojnie oddychaj.- zaczął mnie uspokajać- uspokój się i jeszcze raz powoli powiedz co się dokładnie stało.-
powiedział opanowanym głosem
próbowałem złapać oddech i w miarę możliwości się ogarnąć
-no bo... jak eddie przyszedł do domu to trochę się pokłóciliśmy i jak eddie tłumaczył się że on tego nie chciał i w ogóle, to ja mu powiedziałem że mu nie wierze. ja naprawdę nie chciałem żeby to tak wyszło, ja po prostu byłem na niego zły -złapałem oddech- i potem eddie poszedł do łazienki i się tam zamknął i ja na początku nie zwróciłem na to uwagi ale po jakimś czasie usłyszałem taki huk z łazienki właśnie, i pobiegłem tam i pukam w drzwi i wołam go, ale eddie nic nie odpowiada i... billy on chyba sobie coś zrobił! prze zemnie!-
głos już mi się załamał a łzy znowu zaczęły spływać po moich policzkach.
-posłuchaj, siedź tam i próbuj dalej wołać eddiego a ja zaraz będę u was!- powiedział już bardziej zaniepokojony i rozłączył się.

po jakiś 10 minutach usłyszałem pukanie do drzwi
wiec szybko pobiegłem by je otworzyć
ujrzałem zaniepokojonego billy'ego
nawet nic nie mówiąc wpuściłem chłopaka do domu i szybko zaprowadziłem pod drzwi łazienki.
-eddie! jesteś tam?-  szarpał za klamkę i pukał w drzwi- masz coś twardego?
zapytał szybko, a ja pobiegłem do pokoju po metalowy pręt (nie pytajcie skąd go mam)
i podałem chłopakowi

billy chwycił narzędzie i włożył w szparę między drzwiami a framugą
po chwili udało mu się wywarzyć drzwi
oboje szybko wparowaliśmy do pomieszczenia.
a widok który tam ujrzałem na zawsze zostanie w mojej głowie.
eddie siedzący oparty o ścianę w kałuży krwi, której dalej przybywało.
- japierdole! eddie błagam cie obudź się!- wykrzyczałem podbiegając do chłopaka i głaszcząc go po głowie- billy! weź jakiś ręcznik,bandaż,prześcieradło, cokolwiek!- wykrzyczałem załamującym się głosem
przyjaciel podszedł do nieprzytomnego chłopaka i przyłożył dwa palce do jego szyi, a następnie podnosząc jego rękę pełną blizn i nowych raz które wciąż krwawiły.
mimo że miał pochyloną głowę byłem w stanie zauważyć łzy spływające po jego twarzy.
-steve... on...- głos mu się załamał.
-nie... nie! napewno nie!- zacząłem krzyczeć i klepać billy'ego po plecach- to niemożliwe!-
-przykro mi... wiem że mimo wszystko go kochałeś.- odparł cicho ocierając łzy jakby chciał ukryć że płakał.
-nie... nie. nie nie nie nie nie- zacząłem powtarzać w kółko łapiąc się za głowę i szarpiąc za włosy
billy podszedł i przytulił mnie do siebie
nawet niemiałem siły mu się opierać.
po chwili po prostu opadłem na ziemie koło mojego ukochanego i schowałem głowę w kolanach, dalej paranoicznie powtarzając jedno słowo- nie... nie... nie...-

w między czasie billy zadzwonił po karetkę która przyjechała po jakiś 15 minutach
wsiadłem do karetki razem z lekarzami i pojechałem z nimi do szpitala.
na miejscu obejrzeli eddiego lecz po chwili stwierdzili zgon.
zamarłem
-przykro mi panie harrington.- odparł smutno jeden z lekarzy
ale ja nie miałem ochoty go słuchać
-czy chciałby pan porozmawiać z psychologiem? - zapytał uśmiechając się sztucznie
-nie.- rzuciłem szybko nawet nie patrząc na mężczyznę i wyszedłem z sali.

skierowałem się do wyjścia ze szpitala
stanąłem przed ulicą zastanawiając się chwilę
gdy kątem oka ujrzałem nadjeżdżającą ciężarówkę zrobiłem kilka kroków do przodu

i nikt ani nic nie mogło mnie powstrzymać.

   ____________________
KONIEC

i think i like you~ {steddie}Onde histórias criam vida. Descubra agora