── ( chapter XIV )

145 18 0
                                    

Czułam, jakby dwa światła zderzały się ze sobą i żadne z nich nie dawało za wygraną. Nic nie widziałam dookoła, oprócz tego. Mogłabym powiedzieć, że decydowały o tym co zobaczę, jednak nie miałam pojęcia komu kibicować.

Trwało to jeszcze chwilę, aż jedno ze świateł, to bardziej naturalne, przeważyło nad drugim, widocznie sztucznym oświetleniem. Zanim świat nabrał ostrości, usłyszałam androgeniczny głos "Musisz się uspokoić". Był hipnotyzujący, zdołałam zobaczyć, że ta wielka wysoka istota stoi przede mną zgarbiona w ręku trzymając mój notes. Nim się zorientowałam, zniknął.

Przejechałam kciukiem po zranionej i zabandażowanej dłoni. W moim życiu pojawiały się dwa symbole, przekreślone kółko na moim ciele oraz kropla wody w moim umyśle. Dwa światła... Nasuwało mi się wiele pytań, ale w nie miałam najwidoczniej zbyt dużo czasu. Był poranek i zbliżał się trening.

Starałam się coś zrozumieć z tego. Ten białowłosy chłopak nie zaatakował mnie bez powodu, jest powiązany z tym co dzieje się w mojej głowie. Na tym się zatrzymałam, coś blokowało mój umysł, przed dalszymi analizami tej sytuacji.

Schodząc po schodach do piwnicy, zaczęłam wiązać włosy. Odskoczyłam, kiedy na ostatnim stopniu stała krótko ścięta czarnowłosa dziewczyna. Chwilę później zniknęła. To znowu ona, widziałam ją... w śnie? W wizji? Czym właściwie była ta scena z kukłami?

Lekko zaniepokojona weszłam na salę treningową i znów piekło się zaczęło. Tim znów traktował mnie gorzej niż wszystkich. Dogryzał i oceniał mnie, jednak był bardziej wyrozumiały co do mojej sprawności. Musiał się trochę przestraszyć, gdy zemdlałam... A przynajmniej uznam taką wersję.

Zdyszana podeszłam do ściany, oparłam się na niej i zaczęłam zjeżdżać, póki nie dotknęłam podłogi. Dlaczego ja to robię? Bo muszę. To odpowiedź, która brzęczała mi w głowie, za każdym razem kiedy zadałam pytanie czemu.

— Nie możesz znów się bić z Jackiem! — Podszedł do mnie Toby i wyrzutem. — Walnął cię i to porządnie wczoraj!

— Chyba o to tu chodzi? — zaśmiałam się słabo.

— Spójrz lepiej na to. — Wskazał na swój zaklejony policzek, po czym powoli odkleił opatrunek. — Ten gość jest chory, po prostu ze mną miej sparing.

Jakoś nigdy nie zwróciłam większej uwagi na jego opatrunek. Myślałam, że to jakieś błahe zadrapanie, jednak prawda była inna. Polik Toby'ego był rozszarpany, jedynie kawałek skóry trzymał wszystko w ryzach i sprawiał, że jego usta się znacznie nie rozszerzyły. Odwróciłam wzrok speszona, nie wyglądało to dobrze. Jednak to nie sprawiło, że nie chciałabym z nim trenować. Musiałam wybrnąć z tej sytuacji.

— Zaklej to. — Chciałam powrócić wzrokiem do Toby'ego, jednak ten wciąż trzymał ranę bez opatrunku. — Doskonale wiem, że jest niebezpieczny, ale tak jak wszyscy tutaj. Jesteście mordercami, tak? Przyznasz to w końcu?

Milczał. To było zbyt ofensywne. Spuścił swój wzrok. Nie chciałam tego mówić na głos, ale należało mu się. Odkąd tutaj trafiłam zachowuje się wstrętnie, a teraz udaje, że się martwi? Prychnęłam i odeszłam od niego.

W głowie jeszcze przez chwilę miałam wyrzuty sumienia za to co zrobiłam mu, ale nie mogłam sobie wejść na głowę. Zawsze chciałam wyznawać tę zasadę, ale zazwyczaj wychodzi na to, że "nie chce być niemiła".

Spojrzałam w kierunku Jacka i w tym samym momencie on spojrzał w moim kierunku. Mimo maski czułam, jakbyśmy oboje wiedzieli, że w końcu trzeba o tym porozmawiać. Podszedł do mnie pierwszy, czego się nie spodziewałam.

— Po treningu — stwierdził krótko — na dworze. — Kiwnęłam głową.

Po treningu. Dwa słowa, a wystarczyły, żeby sprawić ze mnie najbardziej niecierpliwą osobę na świecie. Chyba nie muszę mówić, że ów trening dłużył się, jak tylko można było. Kiedy wreszcie się skończyło, zjadłam tylko coś na szybko i wyszłam z domku.

𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐎 𝐁𝐘𝐋𝐎 𝐊𝐋𝐀𝐌𝐒𝐓𝐖𝐄𝐌 ━━ creepypasta fanfictionWhere stories live. Discover now