── ( chapter II )

227 22 7
                                    

W gabinecie pielęgniarki zobaczyłam młodego mężczyznę, który od razu na mnie spojrzał zmartwiony. Byłam już sama, bo Rachel mimo swojego nagłego przejęcia się mną, równie szybko mnie zostawiła. Uśmiechnęłam się nerwowo, będąc zdziwiona, że to mężczyzna jest pielęgniarzem. Krwotok coraz bardziej się nasilał, a krew zaczęła kapać po dłoni. Od razu pomógł mi i stwierdził, że mój nadgarstek jest lekko stłuczony, ale nie jest to nic poważnego.

— Co się stało? — zapytał, obwiązując bandaż wokół ręki.

— Ktoś mnie popchnął, gdy wychodziłam — szepnęłam, patrząc na swoje buty. Nie wiedzieć czemu czułam się winna temu wszystkiemu. — Jeżeli dobrze zrozumiałam, nazywał się Rogers... Znaczy ten chłopak. — Mężczyzna westchnął.

— Ten chłopak... Jak długo tu pracuje, to większość wizyt u nas dotyczy Toby'ego. Albo to on komuś coś zrobi, albo mu coś zrobią. Ale jestem pewien, że to dobry chłopak. — Uśmiechnął się lekko. — Zadzwoniłem już po twojego tatę, powinien być za moment.

Przytaknęłam i w niezręcznej ciszy siedziałam na łóżku, wymachując nogami. Było wręcz genialnie. Już pierwszy dzień szkoły, a ja zostałam ofiarą jakiegoś dziwnego chłopaka, przez którego jestem zwalniana. Nie wiedziałam nawet, czy ta blondynka w krótkich włosach się ze mnie naśmiewała, czy faktycznie była zmartwiona.

Po dłuższym czekaniu, do drzwi zapukał mój tata, ubrany w policyjny mundur. Źle się czułam z faktem, że musiał się zwalniać z pracy. Zamienił parę zdań z pielęgniarzem i zabrał mnie do samochodu. Byliśmy oboje cicho, do momentu odpalenia silnika w aucie.

— Z kim się pobiłaś? — zapytał, wyjeżdżając ostrożnie z parkingu szkoły.

— Co? — spytałam zdezorientowana. — Nie biłam się z nikim. Jakiś chłopak mnie popchnął i zaliczyłam pocałunek z podłogą — parsknęłam.

— Znam twoją drugą nadpobudliwą stronę i wiem, że już wszczynałaś bójki bez powodu.

— Ale naprawdę tato — jęknęłam, przewracając oczami. Zaczęłam patrzeć na migający obraz za oknem. — Ten chłopak, później był gnębiony przez resztę i każdy się z niego naśmiewał, że mnie popchnął. Może i mnie zaatakował, ale to on jest w tym ofiarą, chyba. — snułam. — Nazywa się Toby Rogers z tego, co wiem. — Przygryzłam paznokieć. — Ale kiedy do niego zagadałam, to on po prostu mnie ignorował. Jakbym w ogóle nie istniała! — Uniosłam ręce.

— Możliwe. Nie tylko ty masz rozdwojenie jaźni — zaśmiał się ojciec.

— Nie mam rozdwojenia jaźni! — Udawałam obrażony ton.

— Podejdź do niego, kiedy będzie sam i pokaż mu, że nie masz złych intencji. Jeżeli jest gnębiony, może się bać twoich ruchów. Dlatego mógł cię popchnąć, uznał cię za zagrożenie. — Kątem oka spojrzał na mnie i uśmiechnęłam się.

— Dzięki, przynajmniej ty wiesz coś o psychologii. Mnie właśnie pierwsze lekcja umknęła — westchnęłam rozbawiona.

— Ależ oczywiście, po policji dorabiam sobie jako psycholog — powiedział żartem, jednak można było wyczuć smutek w jego głosie. Zatrzymaliśmy się pod domem. — Ale wejdziesz po schodach? — zapytał, mierząc mnie wzrokiem.

— Jak upadałam, odcięli mi nogi. Nie ma szans. — Złapałam się za nogi i wyszłam z samochodu.

Kiedy tata odjechał, uśmiechnęłam się pod nosem. Miałam z nim dobre relacje, jego praca może i była wymagająca, a nawet kiedy ściągał już mundur, bywały przypadki, że wciąż musiał pracować i nagle jechać na służbę. Mimo to poświęcał mi i Rose, tyle czasu ile tylko mógł. Nawet jeżeli był w pełni zmęczony. Zawsze chciał, abyśmy nie czuły się samotnie z powodu braku mamy...

𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐎 𝐁𝐘𝐋𝐎 𝐊𝐋𝐀𝐌𝐒𝐓𝐖𝐄𝐌 ━━ creepypasta fanfictionWhere stories live. Discover now