Noga wciąż mi drżała, kiedy stałam pod salą. Nie powinnam się tak denerwować, przecież to nic strasznego. Tylko lekcja, tylko nowa szkoła, nowe osoby. Nie znam dosłownie nikogo poza Rose, a połowa dziewczyn wygląda, jakby wyszła z wybiegu. No dobra, może i jest się czym stresować. Czy szkoła w małym miasteczku tak bardzo różni się od Chicago?
— Boję się, że nikt mnie nie polubi... — stwierdziła cicho Rose, poprawiając pierścionki na dłoniach.
— Ciebie? Bijesz pewnością siebie na kilometr — prychnęłam. — Za cokolwiek się nie weźmiesz, jesteś w tym najlepsza... — Wywróciłam oczami na myśl o sukcesach siostry, podczas kiedy ja zamykałam się w pokoju i przeszukiwałam artykuły, i dowody w sprawach.
— Niby — wymamrotała. — Ale nie! — zaprzeczyła nagle. — Pamiętasz jak dwa lata temu, powiedziałam temu chłopakowi... Andy? Chyba tak mu było, w każdym razie mówiłam mu, jaka to jestem genialna w balecie, żeby się przed nim popisać, a wyszło, jak wyszło... — westchnęła. — Uhhh. Przypomniałam sobie, jak bardzo się skompromitowałam. — Zakryła twarz rękoma, wydając dźwięki irytacji. To, że nie umiesz baletu, nie czyni cię beztalenciem. Pokręciłam głową.
Uśmiechnęłam się jednak lekko i przeniosłam wzrok na ludzi chodzących po korytarzu. Duża część rozmawiała ze sobą na zapewne zwykłe tematy. Nigdy tak nie umiałam. Jestem w stanie dyskusje o jedzeniu sprowadzić na kryminalistyczne tory, a ludzie wokół patrzą wtedy na mnie z przerażeniem, a ja żałuje, że w ogóle otworzyłam usta w tamtym momencie.
— Boję się trochę, jak to będzie — szepnęła Rose, spojrzałam na nią zdezorientowana. — Co, jeśli dziewczyny stwierdzą, że jestem zbyt chłopięca? — Jej głos zadrżał. — Nie przyjmą mnie do swojej paczki. Nie znajdę sobie nikogo i umrę w tej dziurze, a na mój pogrzeb nikt nie przyjdzie, bo nikt mnie nie zapamięta! — dramatyzowała.
— Rose... — zaczęłam spokojnie. — Zagadujesz nawet, panie w sklepie, albo przechodniów na ulicy. Każdy był i jest dla ciebie miły, i od razu znajdujesz wspólny język z nimi. Nie ma szans, żeby ktoś cię znielubił. Parę oddechów i jedziesz z nimi — zaśmiałam się. — Trzeba pokazać Canton, kto jest królową.
— Dziękuje Aura. — Odwróciła wzrok, ukrywając uśmiech. — Zaraz lekcje — stwierdziła, patrząc na telefon, a następnie rozejrzała się po korytarzu. — Ten chłopak. — Spojrzała za mnie, a ja odruchowo się odwróciłam. Było tam wiele chłopaków. Skąd mam wiedzieć, o którym z nich mówisz Rose. — Wygląda na cichego, może do niego zagadasz? Chyba jest w twoim typie. — Uderzyła mnie z barku, a ja przewróciłam oczy. — Po prostu powiedz... Hej, masz teraz historię? Tak? To tak jak ja, jestem Aura właściwie — mówiła luźno.
— Mhm i kto tu przed chwilą się bał, że nie umie rozmawiać z ludźmi, co? — Włożyłam ręce do kieszeni, a siostra głupio się zaśmiała. — Zaraz się spóźnisz — upomniałam ją, patrząc na jej pogodny uśmiech.
Od razu się zerwała, machając mi na pożegnanie. Odmachałam, jednak Rose już dawno się odwróciła. Westchnęłam i zaczęłam szukać wzrokiem chłopaka, o którym mówiła. W końcu zauważyła szatyna, który opierał się o ścianę i gapił się w telefon.
Rozejrzałam się, patrząc czy ktoś zwraca na niego uwagę. Mam tak po prostu do niego podejść? Miałam przeczucie, jakby zaraz jego dziewczyna skądś przyszła i rzuciła mu się na szyje. Wzięłam głębszy oddech i w drodze do niego starałam się poprawić włosy, które wystawały z kucyka.
— Cześć. — Uśmiechnęłam się przyjaźnie. — Też tu chodzisz? — Moja twarz momentalnie zmieniła się na niepewny grymas. To zdecydowanie nie miało pójść tak. — Miałam na myśli, też masz tu historię? — Chłopak i tak nie zwrócił na mnie uwagi, tylko nieustannie wpatrywał się w ekran. Podniosłam wzrok, nie miał żadnych słuchawek w uszach, zdecydowanie mnie słyszał.
आप पढ़ रहे हैं
𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐎 𝐁𝐘𝐋𝐎 𝐊𝐋𝐀𝐌𝐒𝐓𝐖𝐄𝐌 ━━ creepypasta fanfiction
फैनफिक्शन── 🔪 :。❝ 𝐬𝐮𝐜𝐜𝐞𝐬𝐬 𝐡𝐚𝐬 𝐚𝐥𝐰𝐚𝐲𝐬 𝐛𝐞𝐞𝐧 𝐚 𝐠𝐫𝐞𝐚𝐭 𝐥𝐢𝐚𝐫 ❞. * :─ ❝ Aura zawsze miała wiele trudności z nawiązywaniem kontaktu, a szczególnie z rzeczywistością. Wolała odciąć się od świata i zatracić się w sprawach kryminalnych...