── ( chapter I )

288 29 14
                                    

Noga wciąż mi drżała, kiedy stałam pod salą. Nie powinnam się tak denerwować, przecież to nic strasznego. Tylko lekcja, tylko nowa szkoła, nowe osoby. Nie znam dosłownie nikogo poza Rose, a połowa dziewczyn wygląda, jakby wyszła z wybiegu. No dobra, może i jest się czym stresować. Czy szkoła w małym miasteczku tak bardzo różni się od Chicago?

— Boję się, że nikt mnie nie polubi... — stwierdziła cicho Rose, poprawiając pierścionki na dłoniach.

— Ciebie? Bijesz pewnością siebie na kilometr — prychnęłam. — Za cokolwiek się nie weźmiesz, jesteś w tym najlepsza... — Wywróciłam oczami na myśl o sukcesach siostry, podczas kiedy ja zamykałam się w pokoju i przeszukiwałam artykuły, i dowody w sprawach.

— Niby — wymamrotała. — Ale nie! — zaprzeczyła nagle. — Pamiętasz jak dwa lata temu, powiedziałam temu chłopakowi... Andy? Chyba tak mu było, w każdym razie mówiłam mu, jaka to jestem genialna w balecie, żeby się przed nim popisać, a wyszło, jak wyszło... — westchnęła. — Uhhh. Przypomniałam sobie, jak bardzo się skompromitowałam. — Zakryła twarz rękoma, wydając dźwięki irytacji. To, że nie umiesz baletu, nie czyni cię beztalenciem. Pokręciłam głową.

Uśmiechnęłam się jednak lekko i przeniosłam wzrok na ludzi chodzących po korytarzu. Duża część rozmawiała ze sobą na zapewne zwykłe tematy. Nigdy tak nie umiałam. Jestem w stanie dyskusje o jedzeniu sprowadzić na kryminalistyczne tory, a ludzie wokół patrzą wtedy na mnie z przerażeniem, a ja żałuje, że w ogóle otworzyłam usta w tamtym momencie.

— Boję się trochę, jak to będzie — szepnęła Rose, spojrzałam na nią zdezorientowana. — Co, jeśli dziewczyny stwierdzą, że jestem zbyt chłopięca? — Jej głos zadrżał. — Nie przyjmą mnie do swojej paczki. Nie znajdę sobie nikogo i umrę w tej dziurze, a na mój pogrzeb nikt nie przyjdzie, bo nikt mnie nie zapamięta! — dramatyzowała.

— Rose... — zaczęłam spokojnie. — Zagadujesz nawet, panie w sklepie, albo przechodniów na ulicy. Każdy był i jest dla ciebie miły, i od razu znajdujesz wspólny język z nimi. Nie ma szans, żeby ktoś cię znielubił. Parę oddechów i jedziesz z nimi — zaśmiałam się. — Trzeba pokazać Canton, kto jest królową.

— Dziękuje Aura. — Odwróciła wzrok, ukrywając uśmiech. — Zaraz lekcje — stwierdziła, patrząc na telefon, a następnie rozejrzała się po korytarzu. — Ten chłopak. — Spojrzała za mnie, a ja odruchowo się odwróciłam. Było tam wiele chłopaków. Skąd mam wiedzieć, o którym z nich mówisz Rose. — Wygląda na cichego, może do niego zagadasz? Chyba jest w twoim typie. — Uderzyła mnie z barku, a ja przewróciłam oczy. — Po prostu powiedz... Hej, masz teraz historię? Tak? To tak jak ja, jestem Aura właściwie — mówiła luźno.

— Mhm i kto tu przed chwilą się bał, że nie umie rozmawiać z ludźmi, co? — Włożyłam ręce do kieszeni, a siostra głupio się zaśmiała. — Zaraz się spóźnisz — upomniałam ją, patrząc na jej pogodny uśmiech.

Od razu się zerwała, machając mi na pożegnanie. Odmachałam, jednak Rose już dawno się odwróciła. Westchnęłam i zaczęłam szukać wzrokiem chłopaka, o którym mówiła. W końcu zauważyła szatyna, który opierał się o ścianę i gapił się w telefon.

Rozejrzałam się, patrząc czy ktoś zwraca na niego uwagę. Mam tak po prostu do niego podejść? Miałam przeczucie, jakby zaraz jego dziewczyna skądś przyszła i rzuciła mu się na szyje. Wzięłam głębszy oddech i w drodze do niego starałam się poprawić włosy, które wystawały z kucyka.

— Cześć. — Uśmiechnęłam się przyjaźnie. — Też tu chodzisz? — Moja twarz momentalnie zmieniła się na niepewny grymas. To zdecydowanie nie miało pójść tak. — Miałam na myśli, też masz tu historię? — Chłopak i tak nie zwrócił na mnie uwagi, tylko nieustannie wpatrywał się w ekran. Podniosłam wzrok, nie miał żadnych słuchawek w uszach, zdecydowanie mnie słyszał.

𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐎 𝐁𝐘𝐋𝐎 𝐊𝐋𝐀𝐌𝐒𝐓𝐖𝐄𝐌 ━━ creepypasta fanfictionजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें