── ( chapter III )

212 25 3
                                    

Siedziałam na stołówce, ciągle się wiercąc i szukając wzrokiem niskiego szatyna. Była przerwa obiadowa, co oznaczało dość dużo wolnego czasu. Chciałam go złapać na niej, ale najwidoczniej musiałabym przeszukać całą szkołę, a teraz jestem uwięziona z nimi.

Spojrzałam na dziewczyny, z którymi siedziałam przy stole. Same szkolne gwiazdki, a z nimi moja siostra na czele. Jak ona w ogóle mogła myśleć, że polubię kogoś takiego? Rose zależało, żebym zjadła z nimi i narobiła sobie, jak to nazwała „kontaktów", a bardziej zaraz słuchania o balu na koniec liceum. Przewróciłam oczami i znudzona spojrzałam na Violet, blondynka, która wczoraj zgniotła Toby'ego z błotem.

— Amy wszystko w porządku? Nic nie jesz — powiedziała Violet. Dopiero po chwili wróciłam na ziemię i zauważyłam, że patrzy na mnie. Czy ona znów to zrobiła?

— Jestem Aura — upomniałam ją już któryś raz z rzędu. Wręcz nieustannie przekręca moje imię, z resztą z Rose jest to samo, tyle że ona nie przejmuje się tym. Dobrze wiedzieć, że moja siostra nazywa się Red, Ruby i Lea. — Wiecie, chyba trochę mi słabo, pójdę do łazienki. — Wskazałam kciukiem na wyjście.

— Potrzymać ci włosy jak będziesz wymiotować? — Uśmiechnęła się blondynka. Jej wyraz twarzy wyglądał, jakby cieszyła się, że stąd odchodzę. Posłałam jej najbardziej fałszywy uśmiech, jaki się tylko dało. Niech przynajmniej ma świadomość, że ja też za nią nie przepadam.

Wstałam, zaczepiając się o stolik i prawie uderzając o kogoś. W ostatniej chwili udało mi się uratować honor i nie upaść. Spojrzałam, z kim się zderzyłam, jednak w pobliżu nikogo nie było. Rozejrzałam się zdezorientowana, dotykając czoła, na którym jeszcze przed chwilą czułam ucisk.

Prostując się niepewnie, jak najszybciej znikłam ze stołówki, czując okropny wzrok na swoich plecach, aż do samego wyjścia. Mam déjà vu, czy wczoraj nie zderzyłam się z czymś, czego nie było? Pokręciłam głową i spojrzałam na prawie pusty korytarz. Tutaj przynajmniej nie ma tych gwiazdek. To pierwszy raz, kiedy Rose zadaje się z takimi dziewczynami, zazwyczaj to były te szalone i palące zioło w łazienkach laski. Oparłam się o szafki na korytarzu i westchnęłam ciężko. Czy teraz powinnam szukać tego chłopaka?

— Pani Seed? — zapytał nauczyciel od historii, zatrzymując się przede mną. — Wszystko w porządku? — dopytał, widząc moją skołowaną twarz.

— Tak, jak najbardziej — odpowiedziałam, wymuszając uśmiech. — Właściwie panie Mathis, wie pan może gdzie znajdę Toby'ego... Rogersa? — zapytałam, mając nadzieję, że mi odpowie.

— Po co go szukasz? — zapytał dość podejrzliwie wobec mnie. Mogłam się spodziewać, skoro większość osób go gnębi.

— Chciałam wyjaśnić sytuację z wczoraj, kiedy mnie popchnął. Tylko tyle — zaśmiałam się niezręcznie, podnosząc dłonie w geście obronnym.

— Zazwyczaj jest w bibliotece lub na trybunach na zewnątrz — odpowiedział. — Tylko jeżeli się dowiem, że coś mu zrobiłaś panno Seed. — Pogroził mi palcem, a ja tylko skinęłam głową i odwróciłam się na pięcie.

Kiedy odszedł, stres zaczął się ulatniać, na lekcjach wydawał się luźniejszy i jakoś taki miły. Tutaj, każda sekunda dłużej przed nim, sprawiała, że czułam, jakby wyżerał mi duszę. Po spojrzeniu na plan szkoły dość szybko znalazłam bibliotekę. Miałam nadzieję, że będzie tutaj i nie będę zmuszona wychodzić na zewnątrz, tym bardziej, kiedy dziś jest dość silny wiatr.

Biblioteka była całkiem mała, można było ją porównać do klasy lekcyjnej, co mnie całkiem zdziwiło. Czułam, że przyzwyczajenie się do Canton będzie ciężkie, biorąc pod uwagę wcześniejsze życie w mieście, które nigdy nie śpi.

𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐎 𝐁𝐘𝐋𝐎 𝐊𝐋𝐀𝐌𝐒𝐓𝐖𝐄𝐌 ━━ creepypasta fanfictionWhere stories live. Discover now