17

88 14 0
                                    

Budząc się, Louis nie miał przy sobie swojego ukochanego. Zdziwił się, gdy zobaczył, że jest już po 10. Zerwał się na równe nogi i poleciał do kuchni. Na stole leżało śniadanie, które przygotował Harry. Szatyn uśmiechnął się i przeczytał kartkę, leżącą na stole koło posiłku.

Tak słodko śpisz, mój misiu. Zrobiłem Ci śniadanie, jak widzisz. Kocham Cię H. xx"

Louis miał wyszczerz na twarzy, gdy przeczytał, jak nazwał go Harry. Zjadł śniadanie i poszedł się ubrać, bo szedł do pracy. Na szczęście nie musiał się nikomu tłumaczyć, dlaczego tak późno.

W pracy Louis był uradowany. Spotkał swoich podwładny, którzy witali go z uśmiechem, bo każdy w firmie go uwielbiał. Louis usiadł na swoim wielkim krześle, wyjmując telefon. Zadzwonił do paru ważnych klientów, a później zabrał się za resztę papierów. Nie patrząc na telefon, odebrał go, gdy ten zadzwonił w czasie jego rozliczeń.

- Tomlinson, słucham. – powiedział do słuchawki.

- No kochanie, kocham Twoje nazwisko, gdy je wymawiasz. – mruknął zadowolony Harry. Louis uśmiechnął się, oblizując wargi.

- Kiedyś będzie Twoje, Hazz. -  powiedział szczerze. Czuł, że jego ukochany się lekko zaróżowił na tą myśl, ale chciał tego. – Pan Harry Tomlinson. Mm. Kochanie, cudownie. Po prostu idealnie.

- Oh, Loueh. – mruknął Harry, ale szatyn doskonale wiedział, że mu się podoba. – Nie bądź taki hop do przodu, skarbie.

- Nie jestem przecież. Po prostu już kocham nazywać Cię moim mężem, mężu. – mruknął szatyn, zagryzając wargę. Harry jęknął w słuchawkę. – Spokojnie, skarbie. Na jęki przyjdzie czas. – zaśmiał się.

- Nie wnerwiaj mnie, tylko bądź w domu szybko, bo ja o 17 kończę.

- Dobrze, Hazz. Będę koło 18, okay?

- Dobziu, Misiaku. – odparł i rozłączył się. Louis pokręcił głową i zaśmiał się.

*

Wracając do domu, Harry radował się na samą myśl o rozmowie z Lou. Czy szatyn myślał o ślubie z nim? Możliwe, ale nie wiedział na sto procent. Jednak cząstka jego ciała kochała to, że będzie mógł nazywać się jak Louis. Nie wie dokładnie, kiedy, ale wie, że kiedyś to nastąpi.

Wszedł do domu, rozpakował rzeczy i przywitał się z kotem. W kuchni zaczął gotować coś, co powinno ucieszyć szatyna. Mianowicie – chińskie, którego nauczyła go mama. Co kilka minut było czuć bardzo aromatyczne przyprawy, które dodawał. Kochał gotować, a szczególnie dla ukochanej osoby.

Louis wyszedł z pracy, wpadł do swojego Jeepa i pokierował się do domu. W między czasie rozmawiał jeszcze z mamą i siostrami, które uwielbiał. Podjeżdżając na podjazd swojego domu, zauważył audi Harrego, przez co uśmiechnął się. Wypadł, jak poparzony i wleciał do domu. Poczuł cudowny zapach warzyw i mięsa. Poleciał do kuchni i uśmiechnął się, patrząc na Harrego gotującego.

- Cześć, skarbie.

- Boże, Lou. Nie strasz mnie. – powiedział zszokowany Harry. Louis podszedł do niego i ucałował jego policzek, kładąc swoje dłonie na jego brzuchu.

- Pięknie wyglądasz, mój piękny. – powiedział w jego szyję z zadowoleniem. Odsunął się i usiadł przy stole. Harry przewrócił oczami i podał danie na stół. Louis oblizał się, bo był głodny. Przebierał widelcem po talerzu, jedząc i patrząc się w oczy Harrego, by widział, jak bardzo mu smakuję. Harry chyba nie chciał widzieć tych min, bo wyglądały ... no trochę podniecająco. Uśmiechał się tylko do siebie, kręcąc głową. Louis się tylko czasem śmiał, zaczepiając go nogami.

- Louis! Przestań tak się na mnie gapić! – krzyknął, a Louis zachichotał. Jęknął niezadowolony. Odłożył talerz do zmywarki i ucałował Harrego w policzek. Loczek sam zapakował swój talerz do zmywarki i poszedł na dach. Tam mógł spokojnie popatrzeć w gwiazdy. Położył się i przyglądał się ciemniejącemu niebu.

Louis był w salonie i nie wiedział, gdzie podziewa się Harry. Zaczął go szukać dopiero po godzinie. Zmartwił się strasznie, myśląc, że Harry mógł być na niego zły.

Gdy poszedł na dach, zauważył loczka leżącego.

- Harry. Tu jesteś. – odparł, siadając koło niego. – Przepraszam za to przy obiedzie.

- To nie Twoja wina. Po prostu ... Zastanawiam się trochę... Nad nami. – Louis nie wiedział, co było w głowie loczka. Miał pytające spojrzenie. – Bo... Ty przez telefon powiedziałeś, że... będę kiedyś Twoim... - nie dokończył.

- A, to o to chodzi. – powiedział i przysunął bardziej się do niego. – Hazz, mój kochany. Jasne, że kiedyś chcę Cię poślubić. Kocham Cię. – powiedział w jego oczy, a loczek się zaczerwienił. – Chodź do mnie. – zaprosił do swoich ramion. Od razu się wtulił w niego i czuł się bezpiecznie. Szatyn oplótł go swoimi ramionami i całował we włosy. – Nigdy nie przestanę Cię kochać, kochanie. – odparł i pocałował go w usta.

- Nie wiem, czy można przestań kochać. – odpowiedział mu loczek.

Przesiedzieli na dachu długo, aż do pierwszego ziewania. Zebrali się, gdy naprawdę chciało im się spać. Nic nie mówiąc, razem zeszli na dół i poszli spać wtuleni w siebie.

__

Hazz ma chyba rację.. ;-)

Zastanawiam się, czy można zapomnieć o miłości. Szczególnie tej pierwszej.


A tak poza tym....Właśnie zaczynam nowe opowiadanie z 5sos ( jeszcze wchodzi w skład opowiadanie Liam ) "THE DREAM". Zapraszam Was na nie. Mam nadzieję, że będzie Wam się podobać.

xx

Bo Kot...Where stories live. Discover now