14

129 16 0
                                    

Kolejny dzień zaczął się dla chłopców cudownie. Obudzili się koło siebie. Nie chcieli wychodzić z łóżka. Mieli siebie i to im wystarczyło. Leżeli, patrząc w sufit i trzymając się za ręce. Mówili do siebie różne śmieszne rzeczy, które wydarzyły im się w ich życiu.

- Harry, pamiętasz, jak się nawaliliśmy ?

- Nie da się tego zapomnieć. Wyglądaliśmy gorzej niż menel. — zachichotali.

- Boże... Niby to było dwa miesiące temu, a pamiętam to jakby było to wczoraj.

- No to fakt. Dużo się zmieniło od tego czasu...- powiedział Harry, patrząc w stroną Louisa. Szatyn się uśmiechnął i popatrzył w oczy chłopaka koło niego. Przekręcił się na bok i zaczął robić kółeczka na skórze Harrego, przygryzając wargę. Loczek się uśmiechał do niego. Uwielbiał, gdy Louis tak  delikatnie go dotykałam. Często przechodziły po nim ciarki, jak tylko na niego patrzył. Teraz też tak było. Pokrył swoją dłonią Louisa i sam wymierzał kierunek po własnym ciele. Szatyn nie mógł dłużej wytrzymać tego zalotnego powietrza, więc przybliżył się pocałował Harrego, gdy ten nadal kierował jego rękę po każdym skrawku swojego ciała. Wyrwał w końcu swoją rękę spod władzy loczka i dotknął jego loków, aż Harry jęknął. Poczuli też wielkie podniecenie.- Lou?

- Tak... skarbie.- mruknął szatyn, dalej całując ukochanego. Harry przygryzł wargę i rzucił się na niego. Louis jęknął na cały pokój. — O ty niegrzeczny. — mruknął.

*

Nie wiadomo, dlaczego wylądowali w wannie. ( W łóżku nie było im wygodnie, czy jak ?)

Oblewali się wodą, taplali, śmiali się, wrzeszczeli na cały regulator. Chyba tak to się jeszcze nie bawili.

- WE ARE THE CHAMPIONS... - zaczął szatyn.

- Tu się zgadzam, kotku.

- Hm... Znasz piosenkę o kotach?

- Ee... Nie wiem. — zaczęli się śmiać i udawali koty (wat?) Słychać tylko miałczenie.

W zasadzie nie wiadomo, co się działo w ich głowach, ale byli szczęśliwi.


- Louis, ty pacanie. Pochlapaliśmy całą łazienkę. — odparł Harry z oburzeniem.

- No... słabo. Ale poleżmy jeszcze, bo... jest fajnie.

- Masz rację. — odparł Harry, opierając się o tors chłopaka. Louis mógł spokojnie napawać jego zapachem. Całował go po szyi, smyrał, miział, co bardzo podobało się Harremu. Czuli się odprężeni. Ale mieli jeszcze calusieńka łazienkę do posprzątania...

*

- Louis! Chodź tu, no!

- Idę, no ! Poszedłem po mopa. — odparł, wchodząc do łazienki. Harry uśmiechnął się szeroko. Razem wyczyścili łazienkę na błysk. No może nie za bardzo dokładnie, ale zawsze coś. — Całkiem nieźle, skarbie. — powiedział szatyn i pocałował Harrego w policzek. Loczek przewrócił oczami, bo bardziej on to posprzątał niż szatyn. Jednak za bardzo go kochał, by się na niego obrażać.

*

- Głupku, gdzie jesteś! — krzyczał Louis po całym podwórku. Tak, bawili się w chowanego. Niestety Louisowi nie udawało się znaleźć Harrego od dwudziestu minut. W końcu się poddał. Usiadł na tarasie i czekał. W pewnej chwili zobaczył ruszający się krzak. — Aha! — pobiegł tam i zobaczył kichającego Harrego. — Harry! Przecież jesteś uczulony na to trawsko! Chodź tu, skarbie. — powiedział i podniósł loczka z ziemi. Zaprowadził go do domku i dał mu potrzebne leki na alergię.

- Wiedziałem, że to zły pomysł, by się tam schować. — mruknął wkurzony loczek. Louis ukucnął koło niego.

- Nic się nie stało. Już jest okay, tak?- powiedział, głaskając go po policzku. Od razu pojawił się uśmiech na twarzy chłopaka. Wtulił się do niego i podziękował krótkim buziakiem.

Resztę popołudnia spędzili na kanapie. Wieczór odbył się ( no ciekawe gdzie... ) w sypialni. Oddychali tak szybko, jakby się ścigali. Ale nie to było powodem przyśpieszonej akcji serca ( hmm... no raczej).

- Boże, Loueh. To było genialne!- krzyknął lokaty.

- No. Bosko. — odparł Louis i zmierzwił włosy. — Byłeś dziś niesamowity.

- Ja? Kochanie, chyba nie widziałeś siebie. Gdybyś wiedział, gdzie ja byłem myślami, wuhuhu — mruknął Harry. Louis pocałował go krótko.

- To za ten czas z Tobą, Hazz. — odparł, całując go namiętnie. Harry mruknął z rozkoszy i pogłębił pocałunek, przyciągając szatyna do siebie.


__

Wariaci <3

Tak wiem. Słodko. Co mam poradzić. Oni są tu tacy szczęśliwi. Nie tak jak w rzeczywistości powinni być. Agr.. Ship mi znów wskakuje do głowy.

A wy jak oceniacie realnego larrego ? Istnieje ?

Bo Kot...Where stories live. Discover now