3

351 25 0
                                    

Przez kilka dni padał deszcz, więc szatyn krążył pomiędzy pracą a domem. Jednak nadal myślał nad kotem, który przez mrugnięcie stawał się kimś więcej.

Kiedy w końcu wyszło słońce, Louis ruszył się przejść. Zamyślony nawet nie wiedział, co się dzieje na świecie. Czuł zapach świeżego powietrza i wilgotnej jeszcze trawy. Kochał naturę, bo jest taka idealna.

Zamyślenie przerwał, gdy wpadł na kogoś.
-Przepraszam… - odparł Louis. Jednak zaraz się uśmiechnął, bo zobaczył właściciela kota. –O! Cześć Harry. – zawołał zaraz.
- Cześć! Jak tam?-spytał ucieszony.
- A nic. Dom, praca i tak w kółko. A u Ciebie coś się dzieję? Czy twój kot nie zgubił się przypadkiem?- odparł ze śmiechem. Loczek zachichotał.
-Nie. Chyba nie. Mam nadzieję… - odparł, a za moment zaczęli się śmiać. Chwilę tak stali na chodniku i rozmawiali. Rozmowa im się kleiła. Jakby znali się od zawsze.

- Może wpadniesz do mnie? – zapytał Harry, przerywając rozmowę o ulubionych klubach piłkarskich.
- A czemu nie? Jasne. – odparł z uśmiechem Louis. Cieszył się, bo zyskał przyjaciela. Przynajmniej tak mu się zdawało.

Gdy dotarli do mieszkania Harrego, szatyn od razu zwrócił uwagę na kota. Uśmiechnął się na samo patrzenie na zwierzaka.
- Dobrze mu zrobiło bycie u Ciebie, Louis.- odparł loczek, uśmiechając się do szatyna. Młodszy wziął kota na ręce i usiedli na kanapie. Rozmawiali o rodzinie, szkołach, a nawet o bzdetach, które są mało istotne. Cały ten czas również bawili się z kotem.

- Oj! To już 20? Przepraszam Cię, Harry, ale muszę lecieć. – odparł szatyn.
- Nie ma sprawy, rozumiem. – odparł. Wstali i Harry odprowadził Louisa pod same drzwi. – Do zobaczenia. – odparł. Louis posłał mu krótki uśmiech i pomachał.

Harry przez cały wieczór siedział z kotem na kanapie i uśmiechał się do ściany. Nie wiedział, co go tak rozwesela, ale wszystko co teraz robił, robił z radością.

Podobnie zachowywał się Louis. Szatyn, gdy tylko wyszedł z bloku loczka, szedł z uśmiechem. Cieszył się i to jak! Przy papierkowej robocie, kawie lub kolacji miał uśmiech na ustach. Oglądając coś, wyrwał go dzwonek SMS.

Dziękuję Louis za super czas. Jesteś nieoceniony. A i dzięki za kota, bo cały czas uśmiecha się jak idiota.

Po przeczytaniu tej wiadomości nie przestawał się śmiać. Rozbawiło go ostatnie zdanie przyjaciela. Wydawało mu się, że zaraz umrze ze śmiechu. Choć potem i tak przestał się śmiać, jak naćpany, nadal był radosny, bo ten jeden dzień zostanie w jego umyśle na zawsze…

*

Kiedy oboje byli zajęci w pracy czy innymi sprawami, nadal jednak nie urywali kontaktu. Dzwonili do siebie i śmiali się do słuchawek. Jeden pytał o kota, drugi o jego dzień, potem rozmowa stała się nie kończąca. Tak zlatywały kolejne dni.

Po jakimś tygodniu spotkali się u loczka w mieszkaniu. Louis był szczęśliwy, bo znowu był z przyjacielem i jego pupilem. Harry natomiast cieszył się, bo w końcu znalazł przyjaciela, który zawsze go rozweseli.

Siedząc na podłodze i grając w idiotyczna, starą grę planszową, wygłupiali się, jakby byli dziećmi.
- Louis, oszukujesz!
- Wcale nie! To ty ciągle coś knocisz i zwalasz na mnie.
- Dzięki. – odparł obrażony Harry. Louis przewrócił oczami. Wpatrywał się w chłopaka, opierając się o kanapę. Ułożył się przodem do okna, opierając głowę na kanapę. Skrzyżował nogi i popatrzył w sufit. Jednak zaraz odwrócił głowę w stronę loczka. Widział jego lekko naburmuszoną twarz, jednak wiedział, że się nie obraził. Zaśmiał się.
- Przecież wiem, że nie obraziłeś się na mnie, Hazz. – odparł Lou.
- Masz rację. – odparł z głupim uśmiechem. Zaczęli się śmiać. Dobrze, że byli na podłodze, bo by spadli z kanapy – tak się śmiali.

-Hazza ! Oddaj mi buta! – krzyknął Loueh, któremu ukradziono buta.
- Nieeeee! – krzyczał Harry i wydurniał się. Louis usiadł na kanapie z założonymi rękami. Harry na niego spojrzał ze zdziwieniem. Usiadł koło niego, kładąc buta na podłodze. Popatrzył z boku na niego. Louis zrobił to samo.
- Głupi jesteś. – odparł starszy, łapiąc go za policzek.
- Wiem. – przeciągnął drugi. – czasem lubię się wygłupiać.
- Nie da się nie zauważyć. – stwierdził Louis. Uśmiechnęli się do siebie…

Wiele było takich dni, że spędzali je razem. Wiele razy dokuczali sobie, bawili się, wygłupiali. Często spotykali się, bo sprawiało im to radość. OBYDWUM. Nie było wyjątku. Każdy z nim cieszył się na spotkanie drugiego.

__

Szaleni. :-)

Zbliżamy się do punktu kulminacyjnego :)

Mam nadzieję, że Wam się podoba moje opowiadanie :) I dziękuje za lajki. To miłe :)

Bo Kot...Where stories live. Discover now