Rozdział 1

11.7K 636 369
                                    

*Jill*

Jeszcze tylko trzy dni i wakacje. Dziś na szczęście idę na 10:00 do szkoły. Po raz ostatni popatrzyłam  na zegarek...

AAA! Jest 9:50 spóźnię się na autobus!!!

Założyłam pierwszą lepszą bluzę i fioletowe rurki. Chciałam wybiec z domu, ale jeszcze klucze.

No właśnie, gdzie one są?!

No i kolejne 5 minut przeznaczyłam na szukanie kluczy. Po prostu wspaniale... Znalazłam!!!

No i która godzina...

Nie wierzę! 9:57!!!

Niby już zaraz wakacje, a ja kończę szkołę ale moi nauczyciele są dość surowi. Nie chciałabym widzieć się z nimi na ulicy po skończeniu tej szkoły...

Wzięłam plecak i wybiegłam z domu.

Gdy dobiegłam do przystanku byłam spóźniona dobre kilka minut. Następny autobus miał przyjechać za pięć minut, więc zmuszona byłam pójść na skróty przez las.

Dla mnie to nic nadzwyczajnego. Często tędy chodziłam razem z Rose, gdy byłyśmy młodsze.

Zaraz po podjęciu decyzji, rzuciłam się biegiem przez las. 

Kiedy byłam w połowie drogi, coś przykuło moją uwagę. Była to kartka. Zwykła kartka przypięta do drzewa. Na niej był rysunek przedstawiający prawdopodobnie las.

Trochę to dziwne, lecz kojarzyłam tą kartkę. Nie miałam jednak pojęcia skąd.

Stwierdzilam, że zostawię przemyślenia na później.

Po dziesięciu minutach byłam w szkole. Oczywiście nauczyciele się zwrócili mi ueagę i dali do zrozumienia, że są wściekli. Cóż, takie życie.

***

Przez cały dzień nie mogłam się skupić na lekcji. Ciągle myślałam o tej karteczce. Nie miałam najmniejszego pojęcia czemu, ale nie mogłam przestać o niej myśleć. W końcu stwierdziłam, że pewnie jakieś dzieci bawiły się w lesie w podchody i zostawiła po sobie liściki lub wskazówki.

Siedziałam już trzecią lekcję bardzo zamyślona, gdy nagle szturchnęła mnie Rose.

-Hej! Obraziłaś się na mnie? -szepnęła szybko.
- Nie, czemu pytasz? - odpowiedziałam wpatrzona w tablicę.
-Cały dzień się do mnie nie odzywasz... więc pomyślałam...
-Przecież nie ma powodu, dla którego miałabym być na ciebie zła - odparłam szybko i dalej pogrążyłam się w myślach.
-To chociaż powiedz mi dlaczego się do mnie nie odzywasz?
- Nie ważne. - Tym zdaniem chciałam zakończyć rozmowę, lecz Rose kontynuowała.
-Gadaj! - powiedziała trochę za głośno.
-Dobra dobra...ale bądź cicho... Poszłam do szkoły drogą przez las i na jednym z drzew była przypięta dziwna karteczka z jakimś napisem...
-Co było na niej napisane? - przerwała mi. 
- "Don't look back ''czy coś takiego. - Odparłam ze znudzoonym wy razem twarzy.

Rose na te słowa zaczęła się dość głośno smiać. Nie wiem co w tym śmiesznego...

-Serio nie pamiętasz co to znaczy? Całe gimnazjum mi o tym opowiadałaś.
- Nie wiem o co ci chodzi- powiedziałam zmieszana.
-A czy pamiętasz kogoś takiego jak Slender?
-Nie rozumiem...

Rose zrobiła facepalm i zaczęła się śmiać.

- No dawaj.... myśl... - nie dawała mi spokoju.

Zaczęłam dokładnie przeszukiwać zakamarki mojej pamięci. Dopiero po chwili przypomniałam sobie creepypasty.

-No i co? Olśniło cię? - zapytała rozbawiona.
- No tak, kartka wyglądała zupełnie jak w grze o Slendermanie, lecz on nie istnieje. - Mój ton głosu zdradzał, że nie jestem pewna swoich słów.
- No dobra, ale jak już rozwiązałaś tę jakże ważną sprawę to możesz ze mną normalnie pogadać.

***

Kiedy lekcje się skończyły miałam iść znowu lasem, jednak jakoś nie miałam ochoty tamtędy wracać...

***
*Time skip*

-Koniec roku szkolnego! Koniec liceum! - Wykrzyczałam wychodząc ze szkoły. Podobno dziś mieliśmy się ubrać na galowo, lecz ponad połowa licealistów kończących szkołę (włączając w to mnie) ubrała się tak, jak zazwyczaj.

W końcu to ostatni dzień chodzenia do tej szkoły i nie musimy się już przejmować nauczycielami.

Nie miałam żadnych planów na wakacje, większość moich znajomych gdzieś wyjechała.

Postanowiłam pójść lasem do domu. Miałam ochotę na spacer, a fakt, że tego dnia była wyjątkowo przyjemna pogoda tym bardziej przekonywał mnie o zostaniu na dworze.

Gdy byłam przy drzewie, na którym wcześniej widziałam kartkę, miałam wrażenie że ktoś mnie obserwuje.

Nie chciałam wracać do domu, a w lesie było bardzo cicho i spokojnie, więc postanowiłam zejść ze ścieżki i pójść w głąb lasu.

Chodziłam pomiędzy drzewami, gdy nagle coś się przede mną poruszyło w krzakach. Nie miałam pojęcia co robić. Pierwsze co mi przyszło do głowy to uciekać, jednak stałam jak wryta i patrzyłam w tamtą stronę. Czułam, że moje nogi są hak z waty, a serce bije coraz szybciej. 

Zaczęłam panikować, gdy przypomniałam sobie w ułamku sekundy wszystkie creepypasty, jakie czytałam. Proxy. Slender. Jeff. Laughing Jack.

Nagle z krzaków wyłonił się... zwykły mały szary kotek. Nie mogłam uwierzyć, że dostałam ataku histerii z powodu kotka w krzakach.

Odetchnęłam kilka razy i już spokojniejsza kontynuowałam spacer.

Postanowiłam wejść trochę głębiej w las. Towarzyszyła mi tylko niczym nie zmącona cisza i przyjemny wiatr.

Szłam wolno po mchu i trawie, zadowolona z chwili tylko dla siebie.

Usłyszałam w oddali odgłos łamiącej się gałęzi. Zignorowałam to. Stwierdziłam, że to pewnie jakieś zwierze.  Jednak po chwili po raz kolejny usłyszałam ten sam dźwięk, tyle że bliżej mnie.

Nie chciałam znowu zacząć panikować z byle jakiego powodu.
Przyspieszyłam kroku, przekonując się raz po raz, że to co robię, jest idiotyczne.

Po pewnym czasie zaczęłam biec. Po dźwiękach jakie słyszałam, stwierdziłam że coś mnie goni. Zaczęłam biec jeszcze szybciej, a to "coś" nadal było za mną. W końcu biegłam jak najszybciej umiałam i to jeszcze na oślep, przez część lasu, w której nigdy nie byłam.

Niestety nie mam zbyt dobrej kondycji i zaczęłam zwalniać. Nie miałam sił i musiałam oprzeć się o drzewo. W tym momencie coś wyskoczyło na mnie i przyszpiliło mnie do ziemi. Leżałam na brzuchu, w środku lasu, przygnieciona czymś, a raczej kimś.

Nagle ten ktoś wstał ze mnie, a ja szybko odwróciłam się na plecy. Nie miałam najmniejszych wątpliwości, że to był człowiek. Byłam w szoku i dlatego ciężko mi było stwierdzić kim jest ta osoba. Widziałam tylko, że to nie jest nikt z moich znajomych, ani małe dziecko, chcące mnie nastraszyć.
Zauważyłam, że ta osoba ma chropowatą, bardzo bladą skórę i czarne włosy.

Zanim zdążyłam cokolwiek powiedzieć dostałam z pięści w brzuch. Poczułam, że robi mi się niedobrze. Po chwili zaczęłam pluć krwią. Popatrzyłam na mojego napastnika, który przygotowywał się do zadania następnego ciosu. Przyjrzałam się bliżej i gdy zobaczyłam jego twarz, wiedziałam już kto to. Przecież ten uśmiech. Szeroki, wycięty uśmiech jest rozpoznawalny wszędzie.

-Jeff the Killer...- wyszeptałam ze strachem. Byłam pewna,że zaraz wyciągnie nóż, powie swoją formułkę i zakończy moje życie.  Ten jednak popatrzył na mnie z niedowierzaniem, jakby zastanawiając się nad czymś.

Dopiero po chwili pokręcił głową, jego zdziwienie minęło tak szybko, jak się pojawiło.

-Jakieś ostatnie życzenie? - zapytał mnie, po czym przystawił mi nóż do gardła. Już chciał powiedzieć: "Cii...idź spać", gdy ja nagle krzyknęłam,

-C H W I L A !!!!

Want to be my candy?-Laughing JackOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz