Rozdział 10

304 19 7
                                    

Mija kolejny miesiąc. Nic się nie zmienia, wszystko jest jak jest. Nie chodzi do szkoły mimo tego, że ma i będzie mieć nie lada kłopoty. Nie ma na to zwyczajnie siły. Chciałby żeby życie było prostsze, mniej skomplikowane. Będzie musiał na pewno porozmawiać z Mieszańcem o tym wyrzeknięciu się siebie. Co za tym idzie pójście do szkoły. No chyba, że umówi się z nim po za szkołą. No, ale wtedy Deku by pytał. Wziął tabletkę i popił ją szklanką wody. Ułożył się wygodnie na łóżku i czekał. Jego wzrok automatycznie skierował się na scyzoryk który znajdował się na podłodze. Przechylił delikatnie głowę zastanawiając się czy może. Kiedy miał już podjąć decyzję usłyszał huk drzwi. Wróciła do domu. Przykrył się szybko kołdrą z zamiarem udawania, że śpi. Zazwyczaj wchodziła mu do pokoju i sprawdzała czy tam jest. Dzisiaj jednak miała inne plany.

- Katsuki Bakugo, do mnie! - W jej głosie dało się wyczuć wściekłość jak i rozczarowanie.

To była zabójcza mieszanka. Na początku chciał to zignorować, zasłonić twarz poduszką i nadal się wylegiwać, ale jej ton stanowczo go zniechęcił. Zwlekł się z mebla ledwo stając na nogach. Trząc oczy otworzył drzwi i skierował się na dół gdzie już na niego czekała. Na jej twarzy malowało się poważne wkurwienie, ręce miała złożone na piersi. Tylko jedno mogło spowodować u niej taki stan, a on dobrze wiedział co się zaraz stanie. Stanął przed nią z spuszczoną głową.

- Nie chodzisz od ponad miesiąca do szkoły. - Warknęła. - Możesz mi to łaskawie wytłumaczyć?

Milczał. Zacisnął tylko zęby i nadal wpatrywał się w podłogę.

- Ty rozumiesz, że nie pisałeś aż trzech kartkówek? - Nie przeywała nawet nie czekając na jego reakcję. - Ja się teraz zastanawiam czy gdzieśbpopełniłam błąd. Powiedz, czy to przeze mnie?

Uniósł gwałtownie twarz spoglądając prosto w tęczówki starszej. Jego źrenice się lekko rozszerzyły.

- Co? Nie! - Wykrzyknął automatycznie szczerze się bojąc, że może się za to obwiniać.

- A więc? Dlaczego? Wydajesz się ostatnio jakiś przygaszony. Ja cię nie rozumiem. - Wyszeptała z łazami w oczach. - Codziennie rano gdzieś wychodziłeś, myślałam, że do szkoły chodzisz. I na dodatek raz w tym twoim koszu jak sprzątałam znalazłam pudełko po tych tabletkach. Co się z tobą dzieję?

- Mamo ja...

- Na pewno wpadłeś w jakieś złe toważystwo. To przez tego Kirishime, tak? Ja już z nim porozmawiam. - Przerwała nawet nie słuchajac co ma do powiedzenia. Jednak sam fakt, że uważała jego kolegę o złe rzeczy rozsierdził go bardziej niż to.

- Do cholery, pozwolisz mi w końcu dojść do słowa?! - Wybuch wywołując tym samym nie przyjemne dreszczy u kobiety.

- A co ty masz niby do powiedzenia? - Prychnęła z irytacją. - Nie znajdziesz nic na swoje usprawiedliwienie. Twoja siostra zawsze była taka grzeczna...

- Kurwa, ja nie mam siostry! A ty - wskazał na zaskoczoną kobietę - nie jesteś moją matką!

Zaczął biec przed siebie odpychając ją w bok żeby utorować sobie przejście. Mitsuki zszokowaną nawet nie zareagowała. Co niby miała zrobić? Nigdy się w stosunku do niej tak nie zachowywał. Zawsze był grzeczny chociaż na pierwszy rzut oka było widać, że wolałby się po prostu wydrzeć i zrobić wielką awanturę. Opadła na ziemię zdyzgotana słysząc trzask drzwi. Katsuki w tym czasie biegł przed siebie nawet się nie oglądając na dom. Nie planował żeby tak to się skończyło. To wszystko nie tak miało być. Powinien ją przeprosić, trzymać emocje na wodzy i przyjąć bez gadania karę. A co on zrobił? Wydarł się na nią. Na osobę która mu pomogła najbardziej ze wszystkich. Na osobę jedyną którą uważał za rodzinę. Jak mógł? Jak mógł do cholery?! Zatrzymał się w jakieś uliczce. Do okoła unisił się zapach moczu i choroby. Przychodził tu dzień w dzień. Każdego dnia kiedy powinien być w szkole. Podszedł do drzwi które pokrywał jakieś stare graffiti. Zapukał trzy razy i stał bez ruchu. Rozejrzał się po zaułku poraz setny. Cegły były całe w jakiś rysunkach, okna były w większości powybijane. Gdzieś z tyłu wisiały sznurki na których było powywieszane pranie. Czekać długo nie musiał bo za chwilę drzwi z dębu się otworzyły, a w nich stanął chłopak wyglądający na oko na osiemnaście lat. Tak naprawdę jednak był w wieku Katsukiego. Filotekowe włosy były równo ułożone, aprzedziałek był idealnie równy. Jana karnacja chłopaka idealnie współgrała z jego czarnymi jak dwa węgle tęczówkami, a szpiczaste uszy nadawały jego postaci trochę bajkowego charakteru. Ubrany był cały na czarno, jakby nie miał nic innego w szafie. W ręce trzymał do połowy wipitą brandy.

Alfa i Omega || Bakutodo/Todobaku Omegaverse ||Where stories live. Discover now