12. Sprawy miłosne

9 1 0
                                    


  - Masz minutę, żeby się zdecydować, uparta kobieto. Po tym czasie moja propozycja wygasa, a ty zostajesz tutaj i mokniesz. 

  Burza.

  Cholerna burza w święto niepodległości. 

  Stoimy na prawie pustym parkingu przed budynkiem uniwersytetu i pozwalamy, żeby deszcz wsiąkał w nasze ubrania.
  Chociaż deszczem chyba raczej nie mogę nazwać tego, co się aktualnie dzieje. To nie jest nawet taka zwykła ulewa. Mam wrażenie jakby ktoś wylewał mi na głowę całe wiadro wody. W dodatku zrywa się straszny wiatr. Z moich butów wypływa woda, mokra koszulka przykleja się do ciała i jestem prawie pewna, że komórce, którą schowałam w kieszeni szortów, nie pomoże włożenie do ryżu, nawet jeśli trzymałabym ją tam cały tydzień. 
  Andy też jest przemoczony, ale w odróżnieniu ode mnie, on wygląda zadziwiająco dobrze. Nie wiem czy to odpowiednie słowo, ale patrzenie na niego w deszczu przyprawia mnie o łaskotanie w brzuchu. Zarys mięśni pod mokrą koszulką, kropelki wody spływające po jego szczęce i szyi, nieułożone włosy, które zarzuca jednym ruchem ręki w tył, co powoduje, że wygląda jeszcze lepiej i...

  Dość, Charlie. 

  Właśnie dlatego nie chcę z nim wsiadać do jednego samochodu. 
  Po tym jak dotknął mnie w sali muzycznej pod sceną, dzieją się ze mną dziwne rzeczy. 

  Ale przecież nie ma w tym nic złego, Charlie. Próbuję sobie to tłumaczyć tym, że groziła mi hipoglikemia i przez nagły spadek cukru we krwi nie byłam sobą. 

  Andy po prostu zachował się miło. Rany, to słowo w ogóle do niego nie pasuje. Tak jakbym zestawiała ze sobą dwie kompletnie przeciwne rzeczy. Nie możesz powiedzieć Andrew McAdams i miły w jednym zdaniu. To jest po prostu wbrew prawom natury. 

    W momencie gdy Andy przestaje mówić, rozlega się głośny grzmot. 

  - Na pewno się zaraz uspokoi - stwierdzam, patrząc w górę na ciemne niebo.

  Kolejna błyskawica i grzmot. 

  - Masz jeszcze trzydzieści sekund. 

  Normalnie pewnie zadzwoniłabym po Emily albo Gwen, ale w tej sytuacji obie opcje nie wchodzą w grę. Emily wiszę przeprosiny, a Gwen nawet nie wie, że przyszłam dziś do szkoły. Pewnie siedzi teraz z dziewczynami w knajpie przy plaży, żeby przeczekać deszcz i myśli sobie "cholera, może trzeba było sprawdzić prognozę pogody, zanim tu przyszliśmy". Niemal potrafię sobie wyobrazić niezadowolony wyraz twarzy Summer i jej marudzenie. Jak dobrze, że nie muszę tego znosić. To znaczy, też muszę znosić marudzenie, ale w nieco innym wydaniu. Znoszenie marudzenia Andy'ego wcale nie jest takie męczące. 

  - Czy jest jakiś konkretny powód, dla którego nie chcesz wsiąść ze mną do samochodu, Charlie? 

  Głównym powodem jest twoja przystojna twarz. 

  - Nie - odpowiadam po krótkim namyśle - Ale myślę, że zasłużyłam sobie na spacer w taką ulewę po tym, co powiedziałam dziś Emily.

  - Aha. A zapalenie płuc to też będzie część pokuty?

  - Nie przesadzaj. Nie jest nawet tak zimno. 

  - A ty cała się trzęsiesz. 

  - To z ekscytacji. Już nie mogę się doczekać, jakie przygody czekają mnie w drodze do domu. 

  - Czy możesz po prostu wsiąść do samochodu, Charlie?

  - Dlaczego tak bardzo ci na tym zależy?

the ugly summer dressOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz