6. Szantaż w Targecie

6 1 0
                                    

  Tego samego popołudnia Emily wysyła mnie i Toby'ego po zakupy. Chociaż "wysyła" to chyba niezbyt pasujące określenie. Ona dosłownie wywala nas z domu za to, że przesiedzieliśmy pół dnia przed telewizorem, oglądając Modern Family i jedząc płatki kukurydziane bez mleka. Toby raczej nie bardzo rozumie, o co chodzi w tym serialu, ale jest dobrym słuchaczem i na każdy mój komentarz reagował śmiechem albo dopowiadał jakieś pojedyncze słowa. 

  Ciągle jest strasznie gorąco, ale słońce schowało się za chmurami i zrobiło się wilgotno, jakby miała przyjść burza. Przechodząc przez park, jedną ręką trzymam rączkę Toby'ego, a drugą odklejam z szyi przylepione przez pot włosy. Powolny spacer w dwulatkiem w upalne sobotnie popołudnie nie jest pierwszą rzeczą, na jaką miałabym ochotę w dzień wolny od zajęć, ale nie będę narzekać, bo Toby wydaje się być bardzo zadowolony i nie marudzi. 

  Jedyne o czym marzę to duże pudełko lodów. Albo dwa duże pudełka lodów. 

  W międzyczasie wyciągam z kieszeni szortów telefon i piszę do Gwen z pytaniem, czy ma jakieś plany na dziś. Nie widziałyśmy się od naszej rozmowy w bibliotece, co zdecydowanie jest niewybaczalnym wykroczeniem. Nawet w trakcie egzaminów letnich spotykałyśmy się częściej. Potrafiłyśmy przebiec całą szkołę ze skrzydła humanistycznego aż do biologicznego, żeby zobaczyć się na piętnaście minut pomiędzy naszymi testami. 
  Kilka minut później na wyświetlaczu telefonu wyskakuje numer Gwen i jej zdjęcie, na którym ma zamknięte oczy i właśnie odgryza kawałek celebrującej zakończenie liceum pizzy. 

  Gwen bełkocze do telefonu w tak niezrozumiały sposób, że chyba więcej wyciągam z paplaniny Toby'ego, niż z tego, co właśnie powiedziała moja przyjaciółka. 

  - Oddzwoń do mnie jak wstaniesz z łóżka, wysikasz się i wypijesz dwa litry wody, Gwen. 

  Odpowada mi głośne westchnięcie i kilka dziwnych odgłosów przypominających jęki umierającego zwierzęcia. 

  - Czego ode mnie chcesz o tak zbrodniczej godzinie? - głos Gwen jest ochrypły, jakby poprzedniego wieczoru była na koncercie Bring Me The Horizon. W sumie to nawet bym się nie zdziwiła, gdyby okazało się, że naprawdę była wczoraj na koncercie BMTH. 

  - Gwen, jest czwarta po południu. 

  Kolejny jęk. 

  - Następnym razem jak najdzie mnie ochota na drinka z jägermeisterem, sprzedaj mi prawego sierpowego. Pamiętasz? Uczyłam cię tego kiedyś. Tylko tak porządnie. 

  - Jasne, zapamiętam. Byłaś wczoraj na jakiejś imprezie?

  - Nie, nie na imprezie. Poszłam do pubu z takim gościem podobnym do Aidana Turnera, który wpadł w czwartek do biblioteki po Wichrowe wzgórza albo coś podobnego, a teraz jestem u Reva.

  - Jak to jesteś u Reva?

  Rev to były chłopak Gwen, z którym umawiała się na pierwszym roku studiów. Poznali się podczas naszej wycieczki do muzeum sztuki, na którą wybarłyśmy się we dwie, bo Gwen dostała za darmo dwie wejściówki od jakiejś pani, którą spotkała w bibliotece w ramach podziękowań za pomoc. Rev sprawdzał bilety na wejściu, a gdy przyszła nasza kolej, na odwrocie skasowanego biletu Gwen znajdował się jego numer telefonu.
  Sporo mi o nim opowiadała. Spędzali razem mnóstwo czasu, chodzili na nocne wystawy do muzeum, które Gwen nawet nie interesowały, ale robiła wszystko, by tylko spędzić z nim trochę czasu, on pomagał jej się przygotować do egzaminów końcowych i miałam wrażenie, że naprawdę są bratnimi duszami czy jakoś tak, ale rozstali się po paru miesiącach, bo Rev uznał, że nie jest gotowy na długoterminowy związek. Teraz łączy ich jedynie relacja w stylu fwb, chociaż ja doskonale wiem, że w głębi duszy Gwen ma nadzieję, że któregoś dnia Rev dorośnie do długoterminowego związku i da im znów szansę.

the ugly summer dressOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz