5. Ojciec

16 2 0
                                    


- Która godzina?

  Emily przygląda mi się na wpół przytomna znad kubka z kawą. Owinięta szczelnie puchowym szarym szlafrokiem z ciemnymi pofalowanymi włosami spiętymi w kucyka wygląda trochę jak Chloe Decker z Lucyfera. W sumie to Emily zawsze wygląda trochę jak Chloe Decker. Jestem prawie pewna, że specjalnie się tak stylizuje, odkąd obejrzałyśmy we dwie wszystkie sezony Lucyfera w jeden weekend, a ona niemal natychmiast pokochała postać pięknej pani detektyw. 

  - Siódma trzydzieści - odpowiada, lustrując sceptycznie moją sylwetkę wystrojoną w jej beżowe buty ugg, spodenki dresowe i bluzę z logo USC - Myślałam, że nie wstaniesz. 

  Ja też myślałam, że nie wstanę. Bo tu pojawia się zasadnicza różnica między nami. W weekendy ja nie wstaję. Budzę się około południa, a potem zalegam w łóżku do wieczora. Oglądam seriale, czytam książki albo uczestniczę w konwersacji grupowej z resztą moich przyjaciół i razem z nimi próbuję przekonać Summer, że chodzenie na imprezy w środku tygodnia to nigdy nie jest dobry pomysł. 
  Emily z drugiej strony zawsze wykorzystuje weekendy do granic możliwości. Jest sto razy bardziej produktywna niż ja. Chociaż to może złe porównanie, bo ja nie jestem produktywna ani trochę. Ona natomiast załatwia sprawy w kancelarii, których nie uporządkowała w ciągu tygodnia, sprząta swoją połowę domu,  podczas gdy moja pozostaje brudna do mniej więcej niedzieli wieczorem, gotuje obiad, zajmuje się Toby'm, znajduje czas na lekcje jogi w ciągu dnia, a wieczorami siada przed telewizorem z butelką wina i maseczką na twarzy i ogląda The Office. 
  Kiedyś żartowałyśmy, że Emily odziedziczyła po rodzicach ich wszystkie najlepsze cechy charakteru, a mnie przypadła cała reszta, w tym te najgorsze. Z czasem zaczynam zauważać, że ma to w sobie sporo prawdy.

  - Niby czemu miałabym nie wstać? - pytam zdziwiona, przechodząc przez kuchnię i sięgając po butelkę zimnej wody z lodówki - Dziś jest wyjątkowy dzień. 

  - Mam ci przypomnieć, co mi powiedziałaś zaraz po powrocie z fakultetu wczoraj?

  - Co takiego? - marszczę brwi, siadając przy kuchennej wyspie obok niej. 

  - Zjadłaś dwa snickersy, popiłaś je puszką piwa i wymamrotałaś coś w stylu, żebym nie budziła cię do niedzieli, bo musisz odespać cały tydzień dręczenia psychicznego przez tego dwumetrowego palanta i jego cholerne karmelowe macchiato.   

  Przyglądam jej się w milczeniu, próbując zmusić swój mózg do pracy, mimo tak nieludzkiej godziny. 

  - On nie ma aż dwóch metrów, na pewno tak nie powiedziałam. 

  Emily wywraca oczami i wraca do picia kawy ze swojego śmiesznego kubka ze Spongebobem. 

  To, że udało mi się wytrzymać 5 dni, dokładnie 20 godzin tego fakultetu, to zdecydowanie ogromne zwycięstwo. W poniedziałek po powrocie do domu poprosiłam Emily, aby przelała pani Irwin odpowiednią sumę pieniędzy za wszystkie nieobecności na zajęciach sportowych, żebym nie musiała już w te wakacje zjawiać się w sali muzycznej i mogła w spokoju we wrześniu rozpocząć kolejny semestr, ale siostra wybiła mi ten pomysł z głowy, więc nie miałam innego wyjścia jak tylko kontynuować ten padół rozpaczy. Ale pomijając to niewielkie załamanie, myślę, że mogę być z siebie dumna. 
  Ignorowanie Andy'ego wychodziło mi całkiem nieźle, chociaż zdarzały się przypadki, gdy jego prowokacyjne komentarze stawały się nie do zniesienia, więc musiałam wykorzystać adwokackie umiejętności konfrontacji, których nauczyłam się od Emily. Chociaż właściwie nic mi z tego nie wychodziło, bo w sali muzycznej nie było miejsca na wielkie konfrontacje. Jeśli jakiekolwiek zaczynały kiełkować, Andy natychmiast zapobiegał im zlodowaciałym spojrzeniem pełnym niechęci albo krótką kłótnią, którą jak zwykle wygrywał. Na przykład w środę dopuściłam się absolutnie niewybaczalnej zbrodni, bo przyniosłam mu tę cholerne karmelowe macchiato bez kostek lodu, co według niego zaburzyło całą koncepcję mrożonej kawy. Każdy normalny człowiek zbyłby to machnięciem ręki, ale nie on. Specjalnie musiałam wracać się do Starbucksa i zamawiać kolejne mrożone karmelowe macchiato i podkreślić, żeby było z lodem. Gdy to powiedział, musiałam walczyć sama ze sobą, żeby nie wylać mu tej głupiej kawy na głowę.

the ugly summer dressWhere stories live. Discover now