4. Karmelowe macchiato z trutką dla szczurów

18 2 0
                                    

  Kompletnie nie wiem, czego się spodziewać po pierwszym dniu fakultetu z muzyki. 

 Profesor Lopez, poza informacją dotyczącą godziny zajęć i czasu ich trwania, którą dostałam w krótkim mailu rozpoczynającym się od słów drodzy wielbiciele muzyki, aktorstwa i wszystkiego pomiędzy, nie powiedział mi nic więcej. Z jednej strony może to oznaczać, że nie będę miała zbyt dużo pracy. Na przykład przydzieli mi tylko jakieś mało istotne zadania i pozwoli w spokoju pisać ten głupi esej. Jednak z drugiej strony, możliwe, że z chwilą gdy pojawię się w sali muzycznej, pan Lopez wręczy mi całą listę rzeczy do wykonania. Tak długą, że nie zmieściłaby się nawet w załączniku maila, dlatego o niczym nadal nie wiem. 
  Mają przygotowywać musical. Co się robi na przygotowaniach do musicalu?

  Gdy wchodzę do skrzydła humanistycznego, przechodzi mnie dreszcz. Na upały zdecydowanie nie będę tu narzekać, dzięki temu, że sala muzyczna znajduje się w podziemnej części budynku. 
  Korytarze są równie opustoszałe, co parę dni temu. Schodząc po schodach, zauważam tylko dwie albo trzy osoby, które zapewne też biorą udział w zajęciach pana Lopeza. 

  - Pocałowała mnie. 

  Zatrzymuję się przed wejściem do sali na dźwięk czyjegoś głosu. Wysoki, szczupły chłopak o oliwkowej cerze i ciemnych kręconych włosach przygląda mi się przewiercającym zielonym spojrzeniem. Na jego ustach ukrywa się cień uśmiechu. 

  - Yy, słucham? 

  Nagle jego twarz zmienia się z tajemniczej na lekko zbitą z tropu. Wyciąga spod pachy spięty agrafką w rogu plik kartek i potrząsa nimi.

 - Powinnaś odpowiedzieć "gdzie?", a wtedy ja na to "w samochodzie" - tłumaczy, ale ja wciąż niewiele rozumiem - To fragment z filmu. Profesor Lopez kazał się go nauczyć. Staram się o rolę Patricka Verony. Albo Camerona Jamesa. Nie potrafię się zdecydować. 

  - Och, ja nie biorę udziału w musicalu - kręcę głową i macham ręką, jakby to miało wyjaśnić moją obecność. Najwyraźniej jednak nie wyjaśnia ani trochę, bo teraz ciemnowłosy pretendent do roli jednego z dwóch głównych bohaterów z Zakochanej złośnicy patrzy na mnie jakby chciał zapytać "to w takim razie, co tu do cholery robisz?" - To znaczy, biorę. Ale nie jako aktorka. Będę pomagać profesorowi Lopezowi w przygotowaniach. 

  - O. 

  O. Tylko tyle dostaję w odpowiedzi. Przyszły Patrick Verona lub Cameron James ucisza mnie jedną samogłoską, prawdopodobnie domyślając się, że, w przeciwieństwie do niego, nie jestem tu z własnej woli. Bo nikt nigdy nie zapisuje się na letnie zajęcia z własnej woli, to chyba oczywiste. 

  - Jestem Salim - reflektuje się po chwili, chyba zdając sobie sprawę, że po jego krótkiej odpowiedzi, nasza rozmowa zatrzymała się w martwym punkcie, i wyciągając rękę w moją stronę. 

  - Charlie - łapię jego dłoń i nią potrząsam - Co studiujesz, Salim?

  - Ekonomię. Jestem na drugim roku. 

  - Ja też. To znaczy - uderzam dłonią w czoło - Też jestem na drugim roku. Studiuję stosunki międzynarodowe. 

  - O kurcze. To super. Po stosunkach międzynarodowych podobno masz mnóstwo propozycji pracy w kraju i zagranicą - mówi, a mnie oblewa jakieś nieprzyjemne uczucie, przypominające ciążącą na ramionach presję, która okrywa mnie niczym żelazny płaszcz.

  - Zobaczymy, co z tego wyjdzie - zmuszam się do powiedzenia tego lekkim tonem, a potem odsuwam się parę kroków w stronę wejścia do sali muzycznej i wskazuję je kciukiem  - Połamania nóg czy coś. 

the ugly summer dressOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz