8. Szary top bez rękawów

7 1 0
                                    


  Trzy dni później w piątek rano budzi mnie głos Emily dyskutującej z kimś przez telefon o prawie karnym.
  Przekręcam się na drugi bok, próbując znów zasnąć, ale krzyki mojej starszej siostry skutecznie to uniemożliwiają. Przyciskam poduszkę do głowy, zastanawiając się, czy udałoby mi się w jakiś sposób ją uciszyć. Może zadzwoniłabym do firmy telekomunikacyjnej i poprosiła, żeby odcięli nam dostęp do linii telefonicznych? Albo do operatora jej sieci komórkowej i powiedziała, że Emily zalega z opłacaniem rachunków za telefon. Rany, ktoś powinien dać mi nagrodę za wymyślanie najgorszych pomysłów o dziewiątej rano. 

  Po kilku chwilach stwierdzam, że nie opłaca mi się z powrotem zasypiać, bo za moment i tak powinnam wstawać. Podnoszę się do pozycji siedzącej i stawiam bose stopy na zimnych panelach. Obolałe plecy dają o sobie znać, gdy próbuję się przeciągnąć. Przenoszenie skrzyń, futerałów i pokrowców ze wszystkimi instrumentami za kulisy, a potem rozpakowywanie ich i ustawianie po prawej stronie od sceny w miejscu dla orkiestry przez ostatnie trzy dni skutkuje tym, że czuję jakby przejechał po mnie samochód. Albo pociąg. Albo dziesięć pociągów. 

  Odkładając całą moją złość na bok, muszę przyznać, że Andy przy pracy z instrumentami spisuje się doskonale. Jest zorganizowany i wydaje dokładne polecenia (wciąż nieco zbyt rozkazującym tonem). Doskonale wie, co robić przy ustawianiu instrumentów w odpowiednich miejscach, żeby dobrze komponowały się obok sceny, a wszystkie kłopoty rozwiązuje szybko i, co najbardziej mnie dziwi, bez żadnego narzekania. 
  Początkowo na samą myśl o tym, że Andy miałby być moim trochę-szefem i miałabym wykonywać zlecone przez niego zadania, miałam ochotę zamknąć się w jednej z wielkich skrzyń z włókna węglowego i zostać w niej, dopóki bym się nie udusiła. Jednak pracowanie pod jego dowództwem ostatecznie okazuje się nie być takie złe. 

  Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż niesamowicie denerwuje mnie różnymi głupimi komentarzami i samym swoim istnieniem. 

  - Wstawaj, Charlie - drzwi mojego pokoju uchylają się, a do środka zagląda głowa Emily - Jeśli zwleczesz swój tyłek na dół w ciągu piętnastu minut, mogę cię podrzucić.

  - Naucz się pukać - upominam ją, podchodząc do szafy, żeby wybrać ubrania - Co gdybym była nago?

  - Co robiłabyś nago w swoim pokoju o dziewiątej rano?

  - Nie wiem - wzruszam ramionami - Na przykład uprawiałabym seks albo coś. 

  Emily posyła mi drwiące spojrzenie i wyraźnie walczy sama ze sobą, żeby nie wybuchnąć śmiechem. 

  - Dziesięć minut - powtarza, unosząc palec wskazujący w moim kierunku i wychodzi. 

  Po przebraniu się z piżam idę umyć zęby i zgarnąć z lodówki coś do jedzenia, bo nie mam już nawet kilku chwil na przygotowanie normalnego śniadania.
  W międzyczasie przypominam sobie, że śniła mi się randka z Kyle'm. Taka prawdziwa randka. Na początku wszystko było super, Świetnie się bawiliśmy w domku jego rodziców w Malibu, dopóki nie zdałam sobie sprawy, że Kyle staje się niebezpiecznie podobny nie do Kyle'a, tylko do pewnego dwumetrowego palanta, który najwyraźniej postanowił teraz znęcać się nade mną również w moich snach. Ale potem przyleciała pani Irwin przemieniona w gigantycznego fioletowego smoka ziejącego ogniem, krzycząca coś o zajęciach sportowych i mnie zabiła, więc wszystko skończyło się szczęśliwie. 

  Wychodzę z domu w pośpiechu z miską płatków kukurydzianych w jednej dłoni i łyżką w drugiej. 

  - Jak zachlapiesz mi siedzenie mlekiem, będziesz je zlizywać z tapicerki do czysta - ostrzega Emily, sadzając Toby'ego w dziecięcym foteliku na tyle. 

the ugly summer dressWhere stories live. Discover now