── ( chapter I )

Beginne am Anfang
                                    

Szatyn schylił głowę i odszedł od Aury, wymijając ją. Ach, Rose mówiłaś, że to zadziała... Może podeszłam zbyt blisko niego albo może był głuchoniemy i myślał, że się z niego naśmiewam?

Coraz więcej osób, zaczęło się zbierać i wchodzić do sali. Nie mogłam już dłużej czekać na zewnątrz i patrzeć do kogo potencjalnie można byłoby zagadać. Usiadłam gdzieś pośrodku, nie chciałam z góry być kwalifikowana do jakiejś grupy uczniów, która jest kujonami lub chodzą do szkoły po to, żeby zaliczyć tylko swoją obecność. Zaczęłam patrzeć po sali i po ludziach. Głównie na tym przedmiocie przeważały dziewczyny, które to rozmawiały między sobą w małych grupkach. Nie dawały dobrego wrażenia, czułam się jak w szkolnym serialu.

Zeszłej nocy myślałam o wszystkich możliwych scenariuszach, co mogłoby się zdarzyć w nowej szkole. Jeden z nich dotyczył tego, że ktoś ze szkoły może mieć silne relacje z Trupim Mordercą. Chciałabym, żeby tak było, jednak wciąż starałam się nie wypływać głową w chmury. Zdecydowanie za dużo naoglądałam się szkolnych kryminalnych dram, gdzie jedna z dziewczyn okazuje się, że randkuje z mordercą.

Wpatrywałam się w klasę, kiedy ktoś zasłonił moje pole widzenia. Podniosłam zdezorientowany wzrok i zobaczyłam chłopaka z wcześniej. Uśmiechnęłam się momentalnie ciepło, mając nadzieję, że tym razem się odezwie. Popatrzył na mnie, prześwietlając mnie wzrokiem i odszedł. Znów na mojej twarzy pojawił się grymas. Chyba czegoś nie rozumiem.

— Zajęłaś mu miejsce — zaśmiała się jakaś dziewczyna przede mną. — Nie przejmuj się nim. — dodała po chwili, skupiając się na swoich paznokciach. — Ogólnie to radzę trzymać go na dystans — szepnęła blondynka. — Koleś zabija koty z okolicy, a kiedyś pobił jakąś dziewczynę, aż do krwi. I to w szkolnej łazience! — Wydawała się zbyt wesoła jak na mówienie o takich rzeczach. — Jestem Rachel Amy. — Posłała uśmiech i mój wzrok się z nią skrzyżował.

— Aura Seed — zaśmiałam się niezręcznie i otworzyłam zeszyt, udając, że to nim się zajmę na ten moment. Już wiem, żeby ci nie ufać Rachel Amy.

Może i nie powinno się szufladkować ludzi, wiele osób by mi tak powiedziało. Jednak, jak mam tego nie robić, kiedy jakaś dziewczyna z kpiną na ustach mówi takie rzeczy o kimś. Może i nie jest złą osobą, jednak pierwsze wrażenie — zdecydowanie okropne.

Lekcja się zaczęła, a mi samej ciężko było pozbierać myśli i skupić się na profesorze. Skupiłam się na chłopaku z wcześniej, niż na słuchaniu jak będą przebiegać zajęcia z historii. Później pewnie będę niezręcznie o to pytać ludzi z klasy.

Wracając do szatyna, siedział z przodu, znudzony słuchając wykładowcy. Ciągle bazgrał coś w zeszycie, wyglądając tym samym na zestresowanego. Był specyficzny, na pewno plotki od Rachel nie wzięły się bez powodu. Miał aparycję, którą zwykli ludzie mogliby przypisać dziwakowi, który zamiast spać, robi nielegalne rzeczy. Jego noce pewnie nie mijają sielankowo wcześniej, kiedy spojrzał na mnie, było widać, jak bardzo zmęczone oczy ma.

Zlękłam się, kiedy dzwonek wydał swój dźwięk. Był przeraźliwie głośny. W Chicago były one ledwo słyszalne, przez co niektórzy wykładowcy robili z tego pretekst, aby przedłużyć lekcje. Wtedy spóźnienie się na następną lekcję, było wręcz pewne.

Wiele osób od razu wstało i zaczęło wychodzić, powodując wielki tłok w przejściu. Poczekałam chwilę, żeby nie wpychać się w tłum ludzi. Teraz miałam psychologię. Byłam dość zaciekawiona lekcji, w poprzedniej szkole również miałam zajęcia z psychologii, jednak nie chodziłam na nią. Nie chciałam przywoływać nieprzyjemnych wspomnień, jednak w końcu trzeba było zmierzyć się z lękiem. Byłam gotowa, tak myślę.

Wychodząc już z sali, poczułam, jak ktoś napiera na moje plecy. Szybko później straciłam równowagę, odruchowo wystawiając ręce przed siebie. Co tylko pogorszyło sytuację i spowodowało przeraźliwy ból nadgarstka, ale też i nosa.

Zacisnęłam zęby, wypuszczając powietrze przez zęby. Na drugiej ręce, lekko się podniosłam i zobaczyłam, jak na szkolne kafelki lecą krople krwi. Nie mogłam usłyszeć, jak opadają, bo zagłuszały to śmiechy rówieśników. Zaczęły mnie dodatkowo boleć jeszcze zęby od zaciskania ich. Jestem skończona.

— Wszystko w porządku? — zapytała zatroskana Rachel, która stała z wyciągniętą dłonią.

Nie pewnie wzięłam od niej pomoc i wstałam, łapiąc się za krwawiący nos, aby nie pobrudzić ubrań. Spojrzałam się za siebie i zobaczyłam wiele osób, które śmiały się nie ze mnie, a z apatycznego szatyna, który tym razem gromił wszystkich morderczym wzrokiem. Każdy ucichł, kiedy w kręgu dręczycieli pojawiła się krótkowłosa blondynka, która wybuchła śmiechem, przez który zapewne miała wielu adoratorów.

— Mój boże Rogers — zakpiła. — W porę zeszłam z piętra i widziałam to! — Zakryła usta, każdy patrzył na nią. Blondynka podeszła do mnie i do Rachel. — Nie masz nic złamanego? — Chwyciła bezpośrednio moją dłoń, która znacząco zabolała. — Ten psychol mógł cię zabić. — Spojrzała na szatyna, który cudem utrzymywał swoje nerwy na wodzy.

Dziewczyna od góry do dołu przeleciała go wzrokiem, a następnie zaczęła udawać, jakby jej cała ręka nagle zaczęła drżeć. Reszta jak bezpłciowe marionetki zaśmiali się, a ja patrzyłam z przerażeniem na to wszystko, co rozgrywało się tuż przede mną.

— Chodźmy do pielęgniarki — szepnęła Rachel, przekładając moją rękę przez jej ramię. Odchodząc od miejsca zdarzenia, spojrzałam w tył. Któryś z chłopaków, noszących glany przygniótł kręgosłup leżącego chłopaka, który chciał wstać na równe nogi. Gdzie są nauczyciele w takich momentach? Zaczęłam rozumieć różnice między Chicago, a Canton. W Canton ludzie są ślepi.

 W Canton ludzie są ślepi

Hoppla! Dieses Bild entspricht nicht unseren inhaltlichen Richtlinien. Um mit dem Veröffentlichen fortfahren zu können, entferne es bitte oder lade ein anderes Bild hoch.
𝐖𝐒𝐙𝐘𝐒𝐓𝐊𝐎 𝐁𝐘𝐋𝐎 𝐊𝐋𝐀𝐌𝐒𝐓𝐖𝐄𝐌 ━━ creepypasta fanfictionWo Geschichten leben. Entdecke jetzt