Rozdział 8

609 64 24
                                    

 Scaramouche popatrzył na niego wściekłym wzrokiem. Kazuha z wyczekiwaniem wpatrywał się w drugiego, oczekując odpowiedzi. Niższy analizował w głowie całe zajście. Nie, to nie Kazuha był tutaj pokrzywdzony. Scaramouche wziął głęboki wdech.

- Ile czasu potrzebujesz? Jak długo zamierzasz trzymać mnie w niepewności? - chłopak odwrócił wzrok. Wykorzystując moment słabości, Kazuha momentalnie objął niższego chłopaka, zamykając go w uścisku, wywołując tym czerwone rumieńce na jego twarzy. Scaramouche czuł dokładnie każde uderzenie serca wyższego. Z początku niechętnie podniósł ręce i sam objął drugiego chłopaka. W jego głowie kotłowało się teraz zbyt wiele myśli, aby mógł chociaż świadomie podjąć jakąkolwiek mądrą i racjonalną decyzję.

- Naprawdę obiecuję, że wszystko ci wyjaśnię. Ktoś bardzo ważny dla mnie odszedł ode mnie jakiś czas temu. Wtedy przypadła rocznica – szeptał Kazuha, trzymając niższego w mocnym uścisku. Scara tylko mocniej wtulił się w młodszego i spokojnie słuchał go dalej.

- Nie chcę teraz o tym mówić, to dla mnie ciężkie. Już i tak dużo powiedziałem. Spotkajmy się proszę za tydzień w parku. Wszystko wytłumaczę – Scaramouche chciał wierzyć. Tak cholernie chciał mu wierzyć. W tym momencie skupiał się jednak tylko na rozpalonym ciele drugiego nastolatka. Zacisną jeszcze mocniej uścisk na bluzce drugiego.

- Dobrze, za tydzień w sobotę o trzynastej.

Scaramouche po skończonej lekcji udał się do portierni po klucz, ale los chciał, iż po drodze natknął się na rudowłose utrapienie – Childa.

- Kogo ja widzę? Czyżby pan złamane serce w końcu miał lepszy humor – zaśmiał się rudowłosy. Niższy skrzywił się na te słowa.

- Można by tak powiedzieć, złapałem dziś Kazuhe – odparł fioletowowłosy.

- No wypadałoby żebyście sobie już wszystko wyjaśnili. Nie podoba mi się twój wiecznie przygnębiony stan – Tartaglia poklepał niższego po głowie – już muszę lecieć, ale w razie czego, jestem do usług! - rudowłosy lekko dygnął w prześmiewczym geście przed niższym i pobiegł w swoją stronę.

Sobotnie, wietrzne popołudnie. Scaramouche czekał. Był co prawda za wcześnie, ale nie robiło mu to różnicy. Chciał wierzyć, że Kazuha się pojawi. Że tym razem go nie zawiedzie. Usiadł na przydrożnej ławeczce i czekał, przyglądając się ptakom karmionym ziarnami przez starszych ludzi. Czekał tak, aż wybiła trzynasta. Po dziesięciu minutach, Scara stwierdził, że to nie ma sensu, wstał z ławki i już zaczął się kierować w stronę domu, gdy poczuł czyjąś dłoń na ramieniu. Był to Kazuha. Wyglądał jakby właśnie przebiegł co najmniej maraton. Policzki miał całe czerwone i ledwo łapał powietrze. Scaramoucha wyjątkowo rozczulił ten widok, ale pomimo to, nie skomentował tego.

- Wybacz... - zadyszany Kazuha przystanął przy siedemnastolatku. Niższy przeskanował go wzrokiem.

- Nic się nie stało... - mruknął pospiesznie Scara, odwracając głowę w bok. Jasnowłosy tylko uśmiechnął się pod nosem i westchnął spoglądając w chodnik. Wiedział po co tu przyszli.

- Może się przejdziemy?

Dzień był zimny. Chłodny. Po prostu nieprzyjemny. Nie było co prawda aż tak zimno, żeby od razu wyciągać płaszcze zimowe, ale na tyle, aby chodzić ubranym w więcej niż jedną warstwę. Między innymi z tego powodu Scaramouche miał na sobie połowę własnej szafy. Bluzkę, na którą włożył golf, następnie bluzę, szalik i kurtkę. Można by pomyśleć, iż chłopak się w tym niemal dusił, jednak ten niespecjalnie zwracał na to uwagę. Grunt, że było mu ciepło. Kazuha – w przeciwieństwie do starszego – miał tylko bluzę i przewiewny płaszcz. Za każdym razem, kiedy wiatr powiewał mocniej, Kazuha się wzdrygał. Fioletowowłosy, mimo iż to zauważył, nic nie mówił. Szli tak jeszcze chwilę w ciszy, dopóki wyższy nie postanowił jej przerwać.

- Przepraszam za te ostatnie tygodnie – powiedział zatrzymując się. Scaramouche też się zatrzymał.

- Widzisz, niedawno, a tak dokładniej niedługo po tym jak cie poznałem, przypadła swego rodzaju rocznica odejścia ważnej dla mnie niegdyś osoby. Nie minął nawet rok. Nie chcę na razie wchodzić w szczegóły. Po prostu przepraszam – wyrzucił Kazuha. Jego oczy lekko się zaczerwieniły. Znów zawiał wiatr, wyższy znów się zatrząsł. Scaramouche niewiele myśląc, zdjął szalik i wręczył go fleciście.

- Masz, załóż, bo zaraz się przeziębisz – powiedział tonem, nie znoszącym sprzeciwu.

- Ale nie trzeba...

- Nie pytałem czy trzeba, czy nie, więc proszę bądź tak miły i załóż ten szalik. Chyba, że chcesz zafundować sobie kurację w domu z fundowanym urlopem od zajęć – białowłosy niechętnie założył szalik, jednak po chwili mruknął niewyraźnie: „dziękuję".

Scaramouche uśmiechnął się na te słowa.

- Kazuha, ty nie masz za co przepraszać... Wybacz mi, że tak na ciebie naskoczyłem nie znając sytuacji, mogłem się trochę wstrzymać – westchnął ciemnowłosy, ku zdziwieniu drugiego.

- Przestań! Mogłem ci to wyjaśnić. Nie obwiniaj się. Nic tu nie jest twoją winą – powiedział na jednym wdechu Kazuha, po czym przytulił się do niższego. Scara usłyszał tylko ciche pociąganie nosem. Podejrzewał, że chłopak się obwinia, jednak nie był pewien co powinien zrobić w tej sytuacji. Po prostu niewiele myśląc, odwzajemnił uścisk. Podejrzewał, że teraz Kaedehara potrzebuje najzwyklejszego wsparcia, dlatego dał mu po prostu cicho pociągać nosem i płakać w swoje ramię. Żaden już nic nie mówił. Po prostu stali wtuleni w siebie. I cisza, chodź zazwyczaj bywała niezręczna, tym razem wydała się wyjątkowo kojąca.


800 słów
Udało mi się to szybciej sprawdzić, więc wstawiam teraz. Planuje za jakiś czas wrzucić jakiegoś one shota, bo trochę ich się kurzy, ale jeszcze nie teraz. dziękuję za uwagę<3

Dźwięki | Scarazuha | music school auWhere stories live. Discover now