Rozdział 5

22 2 0
                                    


W pokoju zaczynało chłodnieć. Zupełnie jakby coś zabrało całe ciepło i narastał chłód. Nie zmieniłam swojej pozycji przez cały dzień. Siedziałam gapiąc się w okno, próbując poskładać myśli. Chciałam obudzić się we własnym łóżku łudząc się, że to był tylko zły sen. Zamiast tego śniły mi się koszmary tak prawdziwe, że nie dałam rady zaprzeczyć prawdzie. Co prawda przebywałam tu zaledwie jeden dzień, a już czułam różnicę. Zastanawiałam się, czy to magia tego miejsca tak na mnie wpływa. W głębi duszy jednak wiedziałam, że jest inaczej.
Drzwi skrzyknęły cicho. Spodziewałam się kogo w nich ujrzę.
-Widziałam cię przez okno- powiedziałam zaskakująco chłodnym głosem.
Liv chwyciła najbliższe krzesło stojące w rogu pokoju. Usiadła na nim z niewymuszoną gracją i wpatrywała się we mnie wielkimi, niebieskimi oczami.
-Chciałabym, abyś mnie wysłuchała.
Jej głos był cichy, ale niemal wwiercał mi się w czaszkę.
Czułam się jak po mocnych lekach uspokajających. Nie wiedziałam, czy to szok tak na mnie działał, czy może herbata, którą dał mi czarodziej zawierała jakiś środek na otumanienie.
Machnęłam ręką.
-Wiesz, że nie możesz wrócić. Przynajmniej na razie. Istnieje za duże ryzyko. Zdaniem Morpheusa należysz do tego świata.
Poczułam jak narasta we mnie frustracja.
-To czym jestem?
Liv odetchnęła głęboko.
-Problem w tym, że nie wiemy. Jeszcze nie. Twoja moc może być ukryta w tobie skoro tyle czasu pozostawałaś nietknięta wśród ludzi.
-Więc jakie rozwiązanie proponujesz?- spytałam kreśląc kółka na zaparowanej szybie.
Zawahała się przez chwilę.
-Mogłabyś pójść z nami. Przy nas nic by ci nie groziło.
-Tak po prostu? Skąd ta bezinteresowność?
Liv zamrugała gdy na nią spojrzałam.
-Nie wiem- przyzna cicho- Jedyne o czym mam pojęcie, to to że coś się dzieje. Mój brat nie chce mnie w to wtajemniczyć, ale pojawiło się pewne zagrożenie. Wśród naszych krain zaczyna szerzyć się coraz większy niepokój. I nagle zjawiasz się ty. Zza mostu, ale nie człowiek.
Nie człowiek. Te słowa brzmiały echem w mojej głowie. Czułam się jak ufoludek. Zupełnie pozbawiona swojej tożsamości.
-Opieranie się nic nie da, mam rację?- zerknęłam na nią ponad ramieniem.
Skrzywiła się.
-Raczej nie z moim bratem. Nie przyjmuje Nie jako odpowiedzi.
-Pan ważniak się znalazł- mruknęłam.
Liv prychnęła i wstała.
-Zejdź na dół jak będziesz gotowa.
Mruknęłam coś w odpowiedzi, a dziewczyna wyszła pozostawiając drzwi otwarte.

Szłam za Liv z obiema dłońmi wciśniętymi w kieszenie. Starałam się unikać ciekawskich spojrzeń, rzucanych nam ukradkiem. Kaspar szedł pierwszy nie czekając na nas. Tak ten czarnowłosy facet, który przestraszył mnie w lesie definitywnie pochodził z tego świata. Nie zdziwił mnie zbytnio fakt iż Liv jest jego młodszą siostrą. Mieli niemal identyczne, ostre rysy twarzy. Jednak z tego co już zdążyłam zauważyć, Liv wydawała się być o wiele cieplejsza od swojego brata.
Czułam się jak koń ciągnięty na rzeź gdy tak przemierzaliśmy cały dziedziniec. Gdyby dane mi było podziwiać te przepiękne budynki w innych okolicznościach, zapewne byłabym zachwycona. Teraz jednak nawet ich piękno nie napawało mnie optymizmem ani zachwytem.

Zatrzymaliśmy się przy dziwnym dużym budynku. Kaspar bez słowa wszedł do środka, a po chwili wrócił z dziwnym, skórzanym czymś w ręku. Wręczył to Liv zerkając na mnie przelotnie.
-Zabierz ją do zamku- powiedział cicho- Powiedz jej to co musi wiedzieć. Uważaj jednak z informacjami.
-A ty dokąd?
Spojrzał na nią z nieodgadnionym wyrazem twarzy.
-Muszę coś załatwić. Spotkamy się na miejscu.
Odszedł nie czekając na odpowiedz siostry. Liv zwróciła się w moją stronę z bladym uśmiechem. Wyglądał dziwnie na jej pięknej twarzy.
-Wybacz mojemu bratu brak kultury. Taki już z niego gbur. Ciekawe czym polecimy.
Podeszła do dziwnej skrzynki i przyłożyła skórzany pasek do czegoś co wyglądało jak ptasi dziub. Drzwi najbliższego garażu hangaru stanęły otworem.
W środku stał piękny, czarny koń z ogromnymi skrzydłami. Był o wiele większy niż konie jakie znałam.
-Chociaż do pegazów ma dobry gust- cmoknęła z aprobatą. Wsiadamy?
Westchnęłam i podeszłam z nią do niesamowicie pięknego zwierzęcia. Na jego grzbiecie znajdowało się podwójne siodło z wszytymi rączkami, zapewne do trzymania. Na pierwszym miejscu zaś było kilka śmiesznych przedmiotów przyczepionych do czegoś co przypominało deskę rozdzielczą w samochodzie.
Liv kliknęła jeden z nich niemal od razu gdy jej tyłek zajął miejsce w siodle. Szybko zrobiłam to samo nim ruszy.
-Nie powinno mnie dziwić, że pegazy także są częścią waszego świata. W dodatku takie. Są inne niż te które znam z bajek.
Liv spojrzała na mnie z uniesioną brwią.
-Mieliśmy dość dorożek jakieś pare wieków temu- wyszczerzyła się w uśmiechu- To dlatego za transport powietrzny odpowiadają zwierzęta bądź bramy. Do teleportacji rzecz jasna.
-Pare wieków temu?- spytałam oniemiała.
-No tak, zapomniałam że nie wiesz o nas wszystkiego- powiedziała nie odrywając wzroku od drogi po której stąpał koń nim wzbił się w powietrze- Mamy kilka krain. Każda z nich należy do innej rasy. Są czarodzieje, fae bądź elfy- jak kto woli ich nazywać, wilkołaki- chociaż one nie są zbyt dobrze udomowione, oraz my, wampiry. Jest też kraina leżąca pośrodku. Serce całej doliny. Właśnie z niej wracamy. Tu możesz spotkać każdego.

Upadłe królestwo Where stories live. Discover now