Cz. 12 - Życie po śmierci

47 6 3
                                    

Przedmieścia Zwierzogrodu. W jednej z nieoświetlonych, ciemnych uliczek stała dwójka hien. Pod jedyną w zasięgu wzroku latarnią pilnowali oni wejścia do jednego z magazynów, korzystając z okazji i wypalając papierosa za papierosem. Trudno jednak było im utrzymać ogień na samym końcu w takiej pogodzie.
- Nie wytrzymam tego dłużej! - zawołał jeden z nich, rzucając przemokniętego szluga na ziemię - mam to w dupie! Wracam!
- Jeszcze cztery minuty! - powstrzymał go drugi, oddając mu swojego wciąż tlącego się papierosa - jak już koniec naszej warty jest tak blisko, to damy radę!
- W dupie mam wartę! Nie będę stać na tym deszczu ani chwili dłużej!
- Ty się będziesz tłumaczyć... czekaj!

Obydwaj nagle zauważyli, że ktoś szedł drogą na wprost wejścia do magazynu. Był niskiego wzrostu i miał zarzuony na głowę kaptur, dlatego trudno było rozpoznać jakim jest zwierzęciem.
- Chyba jednak zostaniemy - przyznał hiena, wyciągając zza pleców pistolet.
- Masz rację...

Tajemniczy jegomość nie przejął się jednak widocznymi w ich łapach pistoletami. Szedł przed siebie wolnym krokiem, krocząc po ogromnych kałużach. Nawet nie spojrzał w ich kierunku. Wpatrywał się w drogę przed swoimi nogami.

Zatrzymał się dopiero przed nimi, gdy w trójkę oświetlała ich z góry już ta jedna latarnia, zawieszona nad magazynem.
- Ja do waszego szefa... - odezwał się, spoglądając na nich swoimi nieskazitelnie niebieskimi, aczkolwiek zmęczonymi oczami. Po fragmencie twarzy zza kaptura i łapach w których trzymał jakiś dziwny przedmiot można było już wywnioskować, że był on królikiem.
- Kim jesteś?

Hieny nie uzyskały odpowiedzi. Okazało się, że trzymany przez królika przedmiot był o wiele bardziej niebezpieczny, niż na to wyglądał. Po rozsunięciu przemienił się on w dwa sztylety, którymi precyzyjnie rzucił on w okolice szyi przeciwników. Gdy upadli, nie potrafiąc wydobyć z siebie ani słowa, królik podszedł do wejścia do magazynu i wyjął swój własny pistolet.

Jednak jeden z hien zdołał jeszcze rzucić się z pazurami na królika, wbijając je w jego ramię i przebijając przez warstwy ubrań. Królik zawył z bólu i wypuścił broń z łap. Hiena obficie krwawił, jednak ostatkiem sił próbował się zemścić.
- Jack Savage - wycherlał, krztusząc się krwią.

Na szczęście nic więcej nie zdążył powiedzieć i zrobić. Gdzieś w powietrzu usłyszeć można było świst, a po chwili w karku hieny pojawił się drugi ostry przedmiot, tym razem efektywnie kończący sprawę.
- Zawsze trzeba cię ratować... Jack...

Jack podniósł się, otrzepał i powoli odwrócił. Myślał, że w tym deszczu może się przesłyszał. Jednak gdy w końcu dostrzegł przed sobą sylwetkę lisa, zrozumiał że nie ma żadnych przywidzeń. To działo się naprawdę.
- Jak mnie znalazłeś? - spytał w końcu, nie ruszając się ani o krok.
- Z jakiegoś powodu ktoś z góry wydał rozkaz, by nie szukać już więcej wielkiego Jacka Savage - mruknął zakapturzony lis, podchodząc bliżej - ale Owen Lark zostawia wiele śladów. I to świadomie, prawda?

Jack zacisnął pięści i głęboko westchnął. Jego potraktowane pazurami ramię coraz mocniej krwawiło. Musiał coś z tym szybko zrobić.
- Tych w środku dopadnie policja, bez obaw - dodał jeszcze lis - dostali już anonimowe zgłoszenie. Tymczasem my...
- Pogadamy gdzieś w środku? - zaproponował królik, wciąż wpatrując się w rozbijające się o chodnik krople deszczu.
- Prowadź...
                
                    
               
NICK

Sam sobie się dziwiłem z jaką łatwością znalazłem Jacka. Wystarczyło poszukać informacji na temat jakiejś dającej się we znaki grupie przestępczej i spróbować ich odnaleźć. Byłem pewien, że koniec końców także on się tam zjawi. I miałem rację. Jednak taki sukces byłby zbyt prosty, więc Jack także musiał mnie czymś jeszcze zaskoczyć.

Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów Where stories live. Discover now