Cz. 11 - Nasz mały przyjaciel

50 6 5
                                    

JUDY

Następny poranek był fatalny. Absolutnie nikt nie zmrużył oka. Wszyscy z niecierpliwością czekali na jakiekolwiek informacje o stanie mamy. Nie mogłam nawet patrzeć na miny reszty przerażonego i zrozpaczonego rodzeństwa, snującego się po domu. Zamknęłam się w swoim pokoju i większość nocy spędziłam siedząc skulona pod ścianą. Nie potrafiłam zrozumieć co poszło nie tak. I jak mogłam się w to wplątać!? Miałam być ostrożna! Wszystko co robiłam było po to, by nikomu już nie zagrozić! A wyszło gorzej, niż kiedykolwiek...

I jeszcze Owens z Larsonem... czym sobie na to zasłużyli? Cokolwiek się stało, miałam do wyboru dwie opcje. Albo siedzieć w tym pokoju do końca życia, albo za wszelką cenę dowiedzieć się, w co tak naprawdę się wplątałam.

Oczywiście, jakby tego było mało, w głowie wciąż miałam telefon od Pazuriana. Bardzo szybko wiele wspomnień do mnie wróciło. I coś mi mówiło, że cała reszta jeszcze dopiero do mnie wróci.
- Judy!

Ktoś zapukał do drzwi z ogromnym impetem. Po głosie poznałam, że był to Barney. Nieco się speszył, gdy zobaczył mnie w takim stanie.
- Na marchewki! Nic nie spałaś, prawda?
- A ty tak?
- Wyjdzie z tego.

Zapadła cisza. Dopiero po chwili to do mnie to dotarło. I poczułam ogromną ulgę. Naprawdę ogromną.
- Tata przy niej jest cały czas i już z nią normalnie rozmawia - dodał, gdy z emocji rzuciłam się mu w objęcia - pewnie przez jakiś czas będzie potrzebowała większego wsparcia, ale na szczęście ma je od kogo otrzymać. Judy?

Nic nie odpowiedziałam. Zdążyłam już wypłakać mu się w ramię. Spróbował mnie nieco uspokoić i również wspierająco przytulił.
- Przynajmniej się to dobrze zakończyło...
- Zakończyło? Co to, to nie! - odparłam, odsuwając się i przecierając nos - znajdę ich. Znajdę ich, Barney! I dowiem się o co chodziło!
- Chcesz powiedzieć, że wracasz do gry?
- Nie chcę tego robić, ale w tej sytuacji nie mam wyjścia. Ale załatwię to sama. Po staremu.
- A co z...
- Już dwóch nie żyje! Sama!

I wyszłam z pokoju, w kierunku łazienki. Musiałam się ogarnąć i szybko zebrać. Nie było czasu do stracenia...

NICK

Całe szczęście już następnego dnia lekarze pozwoli mi opuścić szpital. Rzeczywiście nikt nic nie wspomniał o alkoholu we krwi, oraz o uważaniu na siebie. Oczywiście, że stał za tym Bennett i nie było to niczym nowym. Zwłaszcza gdy tym razem nawet on był zagrożony. Zwłaszcza on.
- Wszyscy o tym mówią! - powiedział Newt, który postanowił mnie odebrać i zawieźć do domu - chodzą plotki o jakichś terrorystach. Nawet w ZNN mają jakieś domysły, że ktoś poluje na Bennetta.
- I mają rację - odparłem - chcieli bym mu przekazał że ma nie dopuścić do otwarcia nowej linii metra.

Nieco zaskoczyłem Newta tymi słowami. Zwłaszcza, że nic do tej pory nie wspomniałem o tym incydencie. Wahałem się czy w ogóle coś powiedzieć, ale dopóki pomijałem fragment z tożsamością Bennetta, to nic nie szkodziło by on także wiedział.
- Czyli to było ostrzeżenie? - zrozumiał - już się bałem, że w coś się wpakowałeś...
- W zasadzie uratowało mi to tyłek, bo znowu jestem w grze - wyjaśniłem w skrócie - teraz muszę ich złapać, zanim cokolwiek się stanie.
- Po kolei! Najpierw może odpocznij, bo prawie...
- Nie ma czasu - przerwałem mu tę próbę powstrzymania mnie - dali mu ultimatum. Ogarnę się i biorę do roboty.
- A co z Finem? - spytał jeszcze.
- A co z nim?
- Pojechał do ciebie wczoraj, a jak wrócił był strasznie wściekły. Pokrążył po salonie i pół godziny później znowu gdzieś wyszedł. Rano go wciąż nie było.
- Pewnie nocował w swojej furgonetce...
- Pokłóciliście się?
- Przejdzie mu.
- Nicky...
- Dobrze! Zadzwonię do niego później i przeproszę!

Zwierzogród III - W Obliczu Trudnych Powrotów Where stories live. Discover now