Rozdział27

94 10 56
                                    

<Asta>

*3 lata później, tak żeby sprecyzować, Asta ma tu już 14 lat*

Jak bardzo musiałem się stoczyć, żeby wylądować znowu w celi? Nie wiem. Wiem, że to wina Kouchiego. Za wolno biega. Gdyby nie jego ślimacze tempo zdołalibyśmy uciec przed strażnikami.

- Przepraszam — powiedział blondyn, chichocząc niczym dziecko na placu zabaw, a ja spojrzałem na niego pustym wzrokiem. Zamilkł natychmiast, chociaż wiedziałem, że powstrzymywał się od dalszego śmiechu.

Westchnąłem i podparłem głowę na ręce, którą opierałem na kolanie.

- Nie martw się, moja mama zaraz przyjdzie i nas wyciągnie — próbował mnie pocieszyć chłopak.

- Ostatnim razem trzymała nas w celi dwa tygodnie za karę — przypomniałem mu, wzdrygając się na przypomnienie tych strasznych czasów.

- No cóż, wnerwiła się trochę. W końcu podpaliliśmy szkołę. Myślałem, że sensei nas zamorduje — przyznał.

- Nie no, Liebe by mu nie pozwolił — powiedziałem znużony. - Chyba — dodałem po namyśle.

Jakieś pół roku po tym, jak się odnaleźliśmy z Liebe, okazało się, że tata Kouchiego umarł w jakiś niewyjaśniony sposób. Osobiście po usłyszeniu, że po prostu pewnego dnia się nie obudził, szczerze podejrzewałem, że to królowa go otruła czy coś. Czemu? Ponieważ opowiadając o jego śmierci, dziwnie się cieszyła i wyglądała na dumną z siebie. Próbowała to ukryć, ale miałem doświadczenie w odczytywaniu ekspresji mojego ojca, a on lepiej ukrywa emocje niż ona. Myślałem wtedy, że Kouchiemu będzie przykro czy coś, ale on się cieszył, więc domyśliłem się, że jego ojciec musiał być niezłym skurwysynem. Po tej wiadomości Kouchi postanowił wrócić do domu, przy okazji zabierając nas. Jego matka to była bardzo fajna i ciepłą osobą, miło nas przyjęła, zapisała do szkoły, tylko że powiedzmy... Weszliśmy z Kouchim w fazę: Znajdźmy jakieś głupie powody, by coś zniszczyć. Przynajmniej tak to nazwał Liebe i Yuno, który dołączył do naszej klasy niedługo po nas.

Liebe wielokrotnie nas powstrzymywał, aczkolwiek nie zawsze mu się to udaje. Przeważnie, kiedy jego nie ma w pobliżu, pilnuje nas Yuno, ale jego też czasem uda nam się wciągnąć w zabawę. Później się wypiera, że było fajnie, ale ja wiem, kiedy jest szczęśliwy. Swoją drogą Liebe nauczył się przybierać, postać człowieka, co było niby fajne, ale... Odkąd zaczął uczyć w szkole, do której chodzę, dostaje codziennie setki próśb o danie mu listu miłosnego. Wnerwiające to jest. Nie powiem, że nie jest przystojny w tej formie. Ma długie czarne włosy, które zwykle związuje w niski kitek i ma przerzucony przez ramię, czerwone oczy i bardzo męskie rysy. W sensie takie naprawdę wyraźne, a nie to, co mój ojciec, który gdyby rozpuścić włosy to wyglądałby jak kobieta. No przynajmniej według mnie.

Nasz wychowawca zarówno kochał nas, jak i nienawidził. Mimo że nasza cała klasa jest pełna rozrabiaków, to my pobijamy wszelkie rekordy. Oczywiście nie robimy nikomu krzywdy... No cóż, nie robimy jej dobrym ludziom. Ten ostatni raz naprawdę nie chcieliśmy podpalić szkoły. Po prostu próbowałem zrobić bombę i jakoś tak się stało, że wybuchła, zanim ją dokończyłem. Zdążyliśmy się osłonić, zasłoną magiczną, aczkolwiek wybuchł pożar, a że żaden z nas nie ma odpowiedniej magii, no to wyszło, jak wyszło. Próbowaliśmy go gasić, zamiast iść po nauczycieli i to chyba był błąd.

A teraz wzięliśmy powóz, bo chcieliśmy się przejechać, ale straciłem panowanie nad końmi i skończyliśmy, demolując dziedziniec szkoły. Jednak to naprawdę nie było specjalnie!
Nieszczęścia jakoś tak same nas szukają.

- Swoją drogą, nasz projekt z przyrody nadal leży i kwiczy — przypomniał mi blondyn.

- Chciałem go wysłać, nawet nie musielibyśmy za bardzo pracować, ale się nie zgodziłeś — nadąsałem się poirytowany. Mój pomysł był świetny, a Kouchi po prostu nie ma gustu.

Asta Silva - dzieciństwo i podróżWhere stories live. Discover now