Rozdział 4

166 13 19
                                    

<Asta>

Okazało się, że Langris nie jest taki zły. Co prawda jest arogancki i strasznie dumny, ale całkiem zabawny.

Siedzieliśmy sobie w moim pokoju, ja na fotelu a Langris na sofie.

- Więc sam sobie gotujesz, większość posiłków? - spytał zaskoczony Langris. - Ja pewnie spaliłbym kuchnię, robiąc kanapkę.

- Mhm... To w zasadzie nie taki złe. Mogę wybrać, co jem i nie muszę słuchać: Asta-sama, to jest nie zdrowe - naśladowałem piskliwy głos jednej z pokojówek. Langris zachichotał cicho, zasłaniając usta ręką. - A ty? Jak to jest żyć z rodzicami pod jednym dachem? - spytałem zaciekawiony.

- Cóż... Będąc szczerym nie jest tak kolorowo jak wszyscy myślą, choć nie jest źle. Moi rodzice kochają mnie, dopóki jestem silny, więc muszę taki pozostać. - Czułem współczucie dla niego. - Nie wyobrażam sobie, co by było gdybym był taki jak mój brat - powiedział z odrazą. Uniosłem brwi. Brat?

- Brat? Masz brata? - spytałem zaskoczony.

Po kilku godzinach rozmowy mogłem wywnioskować, że Langris kochał swojego brata, choć nie powiedział tego wprost. Miał mu za złe tchórzostwo, ale widziałem zadowolenie w jego oczach kiedy mówił, że ostatecznie Finral zawalczył o pozycje spadkobiercy i wygrał. Choć jego rodzice nadal go dręczą, bo jest w najsłabszym oddziale, to widziałem dumę na twarzy blondyna, kiedy o nim mówił. Chciałbym go kiedyś poznać. Dowiedziałem się również, że Langris nie cierpi pospólstwa, z bardzo prostego powodu, chociaż nadal uważał, że pospólstwo jest gorsze, ale ten argument byłem w stanie łatwo zniszczyć. Kiedyś pijany mężczyzna próbował zrobić coś jego bratu, nie wiem co, ale niebieskooki wyglądał na obrzydzonego, gdy to mówił. Jednak po tym zaczęła się gorąca dyskusja na temat pospólstwa, w której efekcie odrobinę się pokłóciliśmy. Próbowałem mu wytłumaczyć, że nie wszyscy są tacy sami, ale nie słuchał. O ile z pierwszym argumentem mi się udało, to z drugim już nie. No cóż, mówi się trudno. 

Polubiłem Langrisa, nawet jeśli był arogancki. Miałem wrażenie, że ma kompleks niższości. Ciągle mówił, że jego brat jest znany jako ten miły, więc też mu powiedziałem, że jest całkiem miły, a on zrobił się nagle czerwony i zmienił temat. W sumie nie wiem czemu, tak łatwo było mi odczytywać jego emocje, zwykle jestem w tym raczej słaby.

Kiedyś kiedy myślałem, że ja i Noelle jesteśmy przyjaciółmi, słabo czytałem ją i każdego innego. Zawsze wydawała się szczęśliwa, kiedy się bawiliśmy i nie zauważyłem, że tak naprawdę jest po stronie Solida. Wykorzystała naszą przyjaźń, by wyjawić sekrety, której jej powierzyłem. Jej jedynej szczerze nienawidziłem. Nie rozumiałem, jak ktoś może tak robić. Przecież to podłe.

- Dzieciaku, nie tak się powinno rozmawiać z jakimś aroganckim szlachcicem.

- Czemu?

- A co jak powie twojej rodzinie, że tu był?

Moje ciało oblał zimny pot. Właśnie, co jeśli komuś powie? Co jeśli oni się dowiedzą? Nie chcę, żeby któryś z nich tu przyszedł. Lub co gorsza, zamknęli wieże, żeby nikt tu nie mógł przyjść. Nie chcę już tego więcej przeżywać. Ostatnim razem prawie umarłem, po tym jak pokojówki nagle przestały przychodzić na rozkaz Solida i zamknięto wieże na klucz. Nie byłem w stanie wyjść. Wtedy nie umiałem gotować, więc prawie miesiąc jadłem głównie spalone jedzenie, co w końcu odbiło się na moim zdrowiu i pokojówki znalazły mnie nieprzytomnego w kuchni. Przez dobry miesiąc leżałem półprzytomny w szpitalu. Pamiętam, słaby zarys taty, który mnie odwiedzał, ale nie jestem pewien czy to nie był sen. Zawsze miałem nadzieję, że nie. Jednak głęboko w środku wiedziałem, że to musiał być sen, bo nie ma mowy, by ojcu na mnie zależało.

Po wszystkim Solid mnie przeprosił, ale nie chciałem przyjąć przeprosin, bo wiedziałem, że nie jest mu przykro. Przepraszał, bo ojciec mu kazał.

- Hej, hej, hej. Asta, uspokój się. Wszystko będzie dobrze. Nie skrzywdzą cię. Po moim trupie, a dodam, że jestem nieśmiertelny. - Zaśmiałem się. - Dobra, chodź, chcesz poczytać czy wolisz, żeby ci zaczął tłumaczyć twoją moc?

- A jest opcja, żebym poszedł spać? - spytałem.

- Jest, ale w takim razie jutro wstajesz o piątej i ćwiczymy twoją moc.

- Dobra, mamy umowę.

***


Następne dni były ciężkie. Cały czas się stresowałem, że ktoś tu wpadnie i zacznie na mnie krzyczeć. Z drugiej strony Liebe, wytłumaczył mi, że antymagia pozwala mi wymazywać magię. Jednak muszę nadać jej kształt. Kazał mi pomyśleć nad tym czego chcę od niej, i dał mi na to kilka dni.

Stwierdziłem, że może broń i zacząłem czytać róże książki o broniach. Jednak nie znalazłem żadnej fajnej. Miecz byłby okej, do walki w zwarciu, ale nie na odległość. Na odległość chciałem czegoś oryginalnego, elastycznego, co ma zasięg, który mógłbym regulować. Najpierw rozmawiałem o tym z Liebe, ale on nie chciał mi pomóc. Stwierdził, że to coś, co muszę sam wymyślić, żeby oswoić się z antymagią na swoich własnych warunkach, nienarzuconych przez nic ani nikogo.

W międzyczasie ostro trenowałem swoje ciało w kwestii siły, wytrzymałości, elastyczności i zwinności. Liebe kazał mi poszukać też stylu walki, zanim znajdę broń. Bo co z tego, że będę miał bron jeśli styl walki, który będzie, mi odpowiadał, nie będzie do niej pasował. No i szukałem i szukałem i szukałem... No i nie znalazłem. Dopiero kiedy postanowiłem po kilku dniach odpocząć i poczytać jakąś książkę dla zwykłej zabawy, nie o borni ani sztukach walki, znalazłem idealną broń. To coś, co z pewnością będę mógł dopasować do siebie, biorąc pod uwagę moje mocne strony.

Znalazłem to o około trzeciej w nocy, ale byłem tak podekscytowany, że od razu obudziłem Liebe, który na mnie tylko nakrzyczał, rzucił we mnie książką i kazał pójść spać, bo mi rano da w kość.

Co za gbur. 

---------------------

Cześć! 

Postanowiłam opublikować nowy rozdział dziś, bo w ten weekend raczej nie będę miała czasu. 

A czy B? 

Wesołego jajka, jeżeli obchodzicie! 

Pozdrawiam 

HoShiTet


Asta Silva - dzieciństwo i podróżWhere stories live. Discover now