Rozdział 16

143 14 54
                                    

<Asta>


Okazało się, że tutejsza ludność wcale nie była aż taka zła. Posunąłbym się do stwierdzenia, że tu jest lepiej niż w Clover. W Clover widok dziecka na ulicach jest czymś powszechnym i przeważnie ludzie to ignorują. To smutne, ale to rzeczywistość. Tutaj, kiedy szukałem zatrudnienia, z pomocą Liebe, który tłumaczył mi, co mieszkańcy mówią, zamiast tego dostawałem jedzenie. Nie narzekam, ale wolałbym pracę. Jednak najwyraźniej praca dzieci tu jest niezwykle rzadka i piętnowana, ponieważ kiedy zawędrowałem do innej wioski, rzeczywiście udało mi się dostać pracę, jako sprzątacz. Na jeden dzień, ponieważ kiedy wieczorem zacząłem sprzątać, ludzie przychodzący burzyli się i wezwali strażników, którzy są tu najwyraźniej odpowiednikiem magicznych rycerzy. Zanim strażnicy przybyli, zostałem odprawiony. Nie byłem zły na tego pana, no ale jednak mógłby mi chociaż zapłacić.

Westchnąłem smutno, chodząc po lesie z niebieskim plecakiem, który dostałem od jakiejś pani i zbierałem świecące kamienie, z nadzieją, że je sprzedam. Kamienie były błękitne z granatowymi liniami. Zebrałem ich dość sporo, ponieważ z jakiegoś powodu dosłownie widziałem linię, które do nich prowadziły.

- Chodź do wioski. Niedługo zapadnie zmrok — powiedział Liebe.

- W porządku. - Wrzuciłem ostatni kamień do plecaka i odwróciłem się, idąc w stronę wioski.

- Nie za ciężko ci?

- Nie...

Oczywiście, że to było ciężkie jak diabli, ale musiałem się przyzwyczajać. W końcu byłem bezdomny.

***

- Woah, dzieciaku serio? Skąd masz tyle Zeonitu?! - spytał zszokowany mężczyzna, przeglądając kamienie w moim plecaku.

Był wysoki i umięśniony niczym jakiś goryl. Miał czarne rozczochrane włosy, związane w krótki kitek z tyłu i ciemnobrązowe oczy. Ubrany był w biały podkoszulek i grube spodnie.

- Co on powiedział? - spytałem Liebe.

- Nie jesteś stąd? - spytał już w moim języku.

- Nie. Zaraz rozumie mnie pan?

- Tak. Jesteś z kontynentu Czterech?

- Mhm. Skąd pan zna tamtejszy język? - spytałem z ciekawością.

- Jestem kowalem, moi klienci są z różnych stron, więc muszę znać różne języki. Nie jest ich wielu, ale jednak są — ostatnie zdanie mruknął pod nosem.

- Kim jest kowal?

- To osoba, robiąca bronie.

- Woah! To super! - Mężczyzna zaśmiał się rozbawiony.

- Dawno nikt tak nie reagował na ten zawód.

- Czemu? - przechyliłem głowę w bok, nie rozumiejąc. Przecież to cudowny zawód!

- Teraz, kiedy ludzie wytwarzają bronie za pomocą magii, kowale nie są potrzebni — westchnął, wzruszając ramionami. - Chociaż zawsze są wyjątki.

- Panie Kowal — zacząłem, patrząc na niego z determinacją. - Naucz mnie bycia kowalem, proszę! - powiedziałem głośno z odwagą.

Mężczyzna na chwilę się zawiesił, patrząc na mnie zaskoczony, po czym zaczął się śmiać. Spojrzałem na niego zmieszany, a Liebe się chwycił za głowę i jęknął.

- Bachorze, miałeś znaleźć se pracę, a nie! - powiedział załamany.

- Ale ja chce być kowalem — powiedziałem zirytowany.

Liebe wyglądał, jakby właśnie stracił całą motywację do życia, a ja ignorując to, spojrzałem na kowala, który teraz patrzył na mnie z uśmiechem.

- Niech ci będzie dzieciaku. Tylko ostrzegam to ciężka praca.

- Nie boję się!

- I to właśnie lubię! Masz gdzie mieszkać? - spytał.

- Nie.

- W porządku. Mam wolny pokój. Jeśli dasz mi te torbę Zeonitu, będziesz mógł u mnie mieszkać, póki będę cię uczył. Pasuje?

- Tak!

***

Mieszkanie z panem Kowalem jest dość fajne. Mieszkam tu od prawie tygodnia i bardzo go lubię. Po tym, jak mu powiedziałem o tym, że widze linię prowadzące do kamieni, powiedział, że to prawdopodobnie przez to, że jakoś nawiązałem więź z naturą i dlatego je widzę. Ludzie w mieście się nie burzą już o to, że pracuję, ponieważ pan Kowal powiedział im, że jestem stażystą czy kimś takim. Ogólnie na razie nie było prawie żadnych minusów oprócz jednego. Okazało się, że ssie w gotowaniu, więc po jednym spalonym obiedzie, ja zacząłem gotować.

- Jakim cudem pan tyle przeżył, jedząc spaleniznę? - spytałem, patrząc na kowala lekko poirytowany. Naprawdę, nadal nie ogarniałem, jak on to zrobił.

- Hej! Dla twojej informacji jestem młody! Mam 25 lat!

- Staruch! - wytknąłem mu język.

- Ty mały...! - Mężczyzna patrzył na mnie groźnie. - Wcześniej mieszkałem z ojcem i bratem. Mój brat gotował, ale po tym, jak zaginął, okazało się, że ani ja, ani mój ojciec tego nie potrafimy. - Spojrzał w bok jakby zawstydzony.

- Hm? Co się stało z pana bratem, panie Kowalu? - spytałem ciekawy.

- Ach, pewnego dnia wypłynęli z ojcem na morze podczas sztormu i tylko ojciec wrócił. Jednak i on zmarł niedługo potem — westchnął.

- Och, przykro mi pani Kowalu — powiedziałem smutny.

- Bachorze, moje imie to nie pan kowal — powiedział nagle poirytowany.

- Naprawdę? - Byłem szczerze zdziwiony. Dopiero po chwili przypomniałem sobie, że nawet nie znamy swoich imion, mimo że mieszkamy razem od kilku dni. - Och...

- Moje imię to Mikuno Sukehiro.

- Cóż, moje to Asta Si... -przerwałem. Teoretycznie jestem w Clover martwy, więc nie mam prawa już nazywać się Silvą, czyż nie? - Po prostu Asta — poprawiłem się szybko.

- W porządku po prostu Asta. - Spojrzałem na niego, nie wiedząc, czy być obrażony, czy rozbawiony, więc zdecydowałem się na oba. No bo kto mi zabroni. - Teraz, zanim zaczniesz cokolwiek robić w kuźni, musisz przeczytać to. - Rzucił na blat starą książkę, Była wielka z brązową okładką i jakimś kamieniem na okładce. Spojrzałem na kowala zagubiony. - Musisz wiedzieć jaka ruda ma jakie właściwości i poznać kamienie. Nie pozwolę, byś mi zrujnował surowce — wytłumaczył. - Teraz bierz się do roboty!

Zapowiada się długi dzień.

----------------------------------

Cześć!

Pierwszym co chcę zaznaczyć jest to, że jako że nie znamy nazwy kontynentu na którym leży Clover będzie to po prostu kontynent Czterech, bo są cztery państwa. Niezbyt kreatywne, ale cóż.

Do zobaczenia w następny weekend!

Pozdrawiam!

HoShiTeT

Asta Silva - dzieciństwo i podróżWhere stories live. Discover now