Rozdział 1

389 16 22
                                    


Pewien białowłosy chłopczyk w wieku dziewięciu lat biegł przez obszerne korytarze - których ściany były pokryte obrazami jego przodków - jakby zależało od tego jego życie. W zasadzie to zależało. Za nim rozległ się maniakalny śmiech jego wujka. Serce podskoczyło mu do gardła i potknął się o własne stopy. Zamknął oczy, mając nadzieję, że jakimś cudem złagodzi to upadek na twardą marmurową posadzkę. Jednak otworzył je szeroko, kiedy zamiast na posadzce wylądował na trawie. Rozejrzał się wokoło, orientując się, że nie jest w korytarzu, tylko jaskini. Jako ciekawskie dziecko, oczywiście poszedł dalej. Nie bał się tego, co może się stać, ponieważ nic nie przerażało go bardziej od jego rodziny. Po niedługiej wędrówce dotarł do końca krat zrobionych ze splecionych ze sobą gałęzi. Drobne liście na nich połyskiwały, przyciągając jego wzrok i kusząc podejściem bliżej.


Zielonooki wyciągnął rękę, by dotknąć liścia, kiedy nagle za kratami pojawiły się dwa czerwone punkty, które zbliżały się w szybkim tempie do dziecka. Białowłosy krzyknął i gwałtownie się obudził ze snu. Serce mu waliło tak mocno, że miał wrażenie, że zaraz wyskoczy z jego piersi. Wziął kilka głębokich oddechów, zanim się uspokoił.


- Dobrze się spało bachorze? - Przed jego oczami pojawiła się nagle mała czarna postać z czerwonymi ślepiami, dokładnie takimi jak w jego śnie. Chłopczyk ponownie krzyknął przestraszony. - Uspokój się, nic ci nie zrobię! Cicho, bo ktoś tu przyjdzie! - próbował go uspokoić. Po chwili mu się udało.


- Nikt nie przyjdzie - powiedział cicho chłopiec.


- Oczywiście, że by przyszli.


- Nie... Mam na myśli, mój pokój jest w osobnej wieży oddalonej od głównego domu. Nikt mnie nie usłyszy, bo pokojówki przychodzą dopiero rano - wytłumaczył.


- Czemu? Przecież jesteś dzieckiem, a co jeśli by ktoś się włamał? - spytała zaskoczona postać.


- Zależy. Jeśli by mnie zabił, prawdopodobnie urządziliby przyjęcie, jeśli nie, narzekaliby czemu jeszcze żyje - powiedział chłopiec monotonnie.


- Masz popieprzone życie, huh? - westchnęła postać.


- Nie lubię pieprzu, poza tym jak miałbym nim posypać swoje życie? Albo kto by to zrobił? Czy to dlatego moja rodzina tak mnie nie lubi?  - pytał zdezorientowany chłopiec, a postać wybuchnęła śmiechem, jeszcze bardziej go dezorientując.


- Jesteś zabawny! Jestem Liebe, bachorze. Duch antymagii - przedstawił się.


- Duch?!


- Tak, tak wiem. Teraz jak masz na imię?


- Asta Silva. 


---------------

Cześć! 

Zanim ktoś powie, że Liebe to nie duch, to tak wiem o tym, ale tutaj będzie duchem a nie diabłem. Nie wiem kiedy następny rozdział, później napiszę na tablicy co ile mniej więcej będę je publikować.

Pozdrawiam

Hoshitet

Asta Silva - dzieciństwo i podróżOnde histórias criam vida. Descubra agora