4

155 6 2
                                    

   Dzisiaj rano obudziły mnie szepty. To znaczy, że coś się wydarzy albo już wydarzyło. Nie rozumiem, co mówią  i niezmiernie mnie to irytuje. Podobno jestem w stanie opanować je do tego stopnia, żeby to wiedzieć. Muszę się wystarczająco bardzo skupić. Naprawdę bardzo, bo mi to nigdy nie wychodzi. Teraz kiedy idę głośnym korytarzem pełnym ludzi, to niewykonalne. Znowu mnie atakują, nie ustają odkąd zjawiłam się na terenie szkoły. Dochodzę do szafki, ale głosy stają się silniejsze. Opieram z hukiem głowę, oczy już dawno mam zamknięte. Zaraz nie wytrzymam, mam ochotę krzyczeć. Delilah, musisz być silna. Wszyscy uznają cię za wariatkę.
-Delilah.-rozumiem, mówią moje imię. Staram się jeszcze bardziej skupić, nie otwieram oczu.-Hej, wszystko w porządku?-czuję dłoń na ramieniu i widzę Stilesa ze Scottem. Ignoruję fakt, że zaczynam mylić rzeczywistość z tym, co się dzieję w mojej głowie. Uśmiecham się i mimo nie ustających szeptów staram się wyglądać normalnie.
-Tak, zabolała mnie tylko głowa.
-Chodź, powinnaś się przewietrzyć.-Stiles zachęca mnie ruchem głowy. Na początku nie jestem chętna, ale zaczynam iść. Z każdym krokiem szepty są głośniejsze, czuję jakbym wariowała.
-Nie chcesz iść do pielęgniarki? Na pewno ma jakieś tabletki na ból głowy.-tym razem z inicjatywą wychodzi Scott, co mnie lekko dziwi. Nie miałam okazji jeszcze z nim porozmawiać dłużej niż parę minut. Kiwam przecząco głową i zamykam na chwilę oczy. Kiedy je otwieram, wychodzimy na zewnątrz.
   Mój wzrok ledwo spotyka obraz rozwalonego i zakrwawionego autobusu, a głosy dosłownie rozsadzają mi głowę. Już nie wytrzymuję. Przeraźliwie głośny dźwięk mojego głosu ścina wszystkie rozmowy. Widzę, jak niektórzy zatkali uszy. Rozglądam się wystraszona po uczniach, nauczycielach i policji. Odwracam się w stronę chłopaków, którzy nie ukrywają zdziwienia. Nawet dostrzegam w ich wyrazie twarzy przerażenie, patrzą po sobie i w stronę autobusu. W mojej głowie nie ma miejsca na myśli o tym, co się tu stało. Chcę otworzyć usta, żeby coś im odpowiedzieć, ale podchodzi do mnie Luke.
-Del, wszystko w porządku? Nic dziwnego, że cię to tak wystraszyło. W końcu to niecodzienny widok.-posyła mi znaczące spojrzenie. Próbuje mi przekazać, że nie mam się czym martwić. To wcale nie było podejrzane i nie pomyślą, że oszalałam. Normalna sytuacja, dziewczyna wystraszyła się zmasakrowanego autobusu ubrudzonego krwią. Biorę głęboki wdech patrząc mu w oczy i kiwam głową, że jest okay. Jego widok zawsze mnie uspokaja, mój go też. Tak na siebie działamy. Pewnie dlatego, że zawsze możemy liczyć na swoją pomoc. Razem jesteśmy silni, do tej pory mamy zawsze przewagę nad naukowcami. Luke bierze mnie na bok. Rzucam okiem na Stilesa i Scotta, którzy szybko znikają gdzieś w szkole.
-Nie wiemy jeszcze, co się tu stało. Myślę, że to był bardzo zły wilkołak. Może nawet alfa.-mówi poważnie, a ja łączę fakty.
-No tak, Scott wydaje się być świeży w tych sprawach. Pewnie to jest ten, który go ugryzł. Musiał to zrobić niedawno.-ta wiadomość jeszcze bardziej mnie zniechęca do pozostania tutaj. Zapewnienia Luke'a w jednej kwestii już się sprawdziły. Jego praca w policji na pewno pomoże nam w byciu na bieżąco, więc do puki nie wydarzy się nic, co może mieć związek z naukowcami, nie poruszam tematu wyjazdu.-Nie żyje, prawda?
-To jest kolejna sprawa, żyje. Dlatego bardzo zdziwiło mnie, kiedy usłyszałem twój krzyk.-marszczę brwi w zdziwieniu. Nic już nie rozumiem. Przecież banshee przewidują śmierć. Śmierć.-Może nie przeżyje, jest w stanie krytycznym. A może ma to związek ze Scottem, może tu był. Martwisz się o niego, mimo że bardzo starasz się nie angażować. Może twoja podświadomość pomaga ci pomagać mu.
-Skąd wiesz, że się martwię?-krzyżuję ręce próbując pokazać, że tak nie jest. Luke jednak przewraca oczami.
-Znam cię, masz dobre serce. Rozumiesz go lepiej niż ktokolwiek inny, jesteś w podobnej sytuacji. Czujesz się zobowiązana mu pomóc, bo najzwyczajniej wiesz jak to zrobić.-zaciskam usta i uciekam wzrokiem. Ma cholerną rację, przejrzał mnie. Tak samo jak on nie rozumiem swojej mocy i nic o niej nie wiem. Jestem tak samo zagubiona jak on i to jest naprawdę okropne uczucie. Z tą różnicą, że ja mogę mu pomóc, a mi nie ma kto pomóc. Dlatego tak bardzo nie potrafię wyrzucić tego pomysłu z głowy.
-Nieważne, tak czy siak nie jestem detektywem, Luke. Zwiastuję śmierć, przykro mi.-nie zdąża odpowiedzieć, bo podchodzi do niego szeryf Stilinski. Wita się ze mną i zabiera go ze sobą, a ja wracam do szkoły.

Whispers | Stiles StilinskiWhere stories live. Discover now