2

185 9 2
                                    

   Luke ma rację, wszystko zaplanował. Nie uciekamy przed wilkołakami ani żadnymi innymi istotami nadprzyrodzonymi. Ten chłopak ze szkoły nie wyglądał na groźnego, może faktycznie przesadzam. Dostał pracę na komisariacie i ma tutaj jakiegoś znajomego. Nie mam do czego się przyczepić. Po prostu przeraża mnie myśl o tym, że robimy wszystko na odwrót. Wszystkie zasady jakie ustaliliśmy zaraz po śmierci naszej rodziny, blakną. Może właśnie o to chodzi, może to jest to, co powinniśmy zrobić. Oni się tego na pewno nie spodziewają i nawet jeśli uda im się nas w końcu namierzyć. Zajmie im to bardzo dużo czasu, zdążymy odetchnąć. Chyba po prostu dotknęło mnie to, że nic mi nie powiedział. W naszej relacji nie było miejsca na tajemnice, musieliśmy sobie ufać. Nie mamy nikogo oprócz siebie. Powinnam mu to powiedzieć zamiast uciekać.
   Rozejrzałam się dookoła, ale kompletnie nie wiedziałam gdzie jestem. Na pewno w lesie, no właśnie. Nie znam tego lasu, z każdej strony są drzewa. Świetnie, Delilah.
-To teren prywatny.-odwróciłam się gwałtowanie. Dostrzegłam dalej mężczyznę ubranego na czarno, ale jego wzrok nie był skierowany na mnie. Schowałam się szybko za drzewem próbując uniknąć konfrontacji z nim. Teraz mam widok na dwóch chłopaków z mojej szkoły. Jeden z nich to ten wilkołak, a drugi to ten z ławki przede mną.
-Nie wiedzieliśmy.
-Szukaliśmy czegoś, ale nieważne.-na słowa chłopaka mężczyzna rzucił czymś w jego stronę, najwyraźniej tym czego szukali. 
-Idźcie stąd i zabierzcie ze sobą swoją koleżankę zza drzewa.-wstrzymałam oddech. Skąd? Dwójka obróciła się w moją stronę, jednak ja podążyłam wzrokiem za oddalającym się mężczyzną. Spojrzałam znowu na nich i posłałam im niezręczny uśmiech. Mieli na twarzach wypisane zdziwienie.
-Hej, to nie tak jak to wygląda.-na moje słowa tylko się zaśmiali, a ja spuściłam głowa. 
-Delilah, prawda?-chłopak w krótko ściętych włosach uśmiechnął się przyjaźnie do mnie.-Jestem Stiles, a to jest Scott. Czyli wcale nas nie śledziłaś?-wybuchłam śmiechem na jego słowa.
-Chciałam się przejść i się zgubiłam.-przyznałam.-Usłyszałam, że to teren prywatny i chciałam uniknąć konfrontacji z jego właścicielem.
-Jak chcesz to mogę cię podrzucić.-spojrzałam niepewnie najpierw na jednego, potem na drugiego. Scott też wydawał się w stosunku do mnie niepewny. Może uda mi się ustalić, ile wie i czy jest niebezpieczny. Pokiwałam twierdząco głową i zaczęłam z nimi iść.
-Super, bo muszę iść do pracy.-rzucił Scott.
-Wiecie, kto to był? To Derek Hale!-Stiles był bardzo podekscytowany tą informacją.
-Hale?-spytałam, ale za chwilę skarciłam się w głowie za reakcję. Skąd ja mogłabym znać to nazwisko, skoro stąd nie pochodzę. Mogli nabrać podejrzeń, ale wyglądali raczej na zaskoczonych.
-Znasz go?-tym razem odezwał się Scott, ale wzrok obu był utkwiony we mnie.
-Moi rodzice przyjaźnili się z jego rodzicami. Moja mama stąd pochodzi, często tu przyjeżdżali.
-Musiał was dotknąć ten pożar.-zmarszczyłam brwi na słowa Stilesa i posłałam mu pytające spojrzenie.
-Nie wiesz? Jego rodzina spłonęła w wielkim pożarze 10 lat temu. Przeżył tylko on i jego wujek, który podobno ledwo się trzyma.-wytłumaczył Stiles, a ja zrozumiałam, dlaczego moi rodzice przestali tu przyjeżdżać.
-Moi rodzice byli tu często, ale ja może 2 razy. Nie pamiętam go, on mnie najwyraźniej też.
-Nie wiedzą, że tu jest?-od razu odwróciłam głowę próbując powstrzymać łzy. Wytarłam, te których mi się nie udało nie wypuścić.
-Nie żyją.-odpowiedziałam nawet na nich nie patrząc. Przede mną zauważyłam wyjście z rezerwatu i niebieskiego jeepa.
-Ja się przejdę, klinika jest niedaleko.-rzucił Scott i pożegnał się z przyjacielem. Stiles otworzył drzwi, podałam mu adres. Cóż, nie udało mi się pogadać z wilkołakiem, ale może jego przyjaciel coś zdradzi.
-Scott zawsze był taki dobry lacrosse? Czy tak nagle złapał talent?-chłopak oderwał się na chwilę od drogi i posłał wzrok, którego nie rozumiem. Zawiedziony?
-Właściwie to nigdy nie był, dzisiaj mu się udało. Trenował w wakacje.-przytaknęłam powoli, czy to znaczy, że jest nim od niedawna? Ciekawe czy w ogóle wie, kim jest i czy przeżył już pełnie. Bo najbliższa jest w piątek.-A czemu pytasz? Podoba ci się?
-Co? Nie!-zaśmiałam się, a Stiles się uśmiechnął. Przyjrzałam mu się, był specyficzny. Miał króciutkie włosy, czekoladowe, piękne oczy i na swój sposób był zabawny. Nawet trochę słodki.
-Słyszałaś o tej imprezie w piątek? Na pewno Lydia cię zaprosiła.
-Tak, ale odmówiłam. Nikogo tam nie znam, więc pewnie źle bym się bawiła.-jeep zatrzymał się pod moim domem, więc złapałam za torebkę i spojrzałam ostatni raz w stronę chłopaka.
-Może chciałabyś jednak ze mną pójść? Nie byłabyś sama i..-zastanowiłam się. Nie wiem, czy to dobry pomysł. Jego ciemne oczy były wbite z wyczekiwaniem i ekscytacją we mnie. Może jedna impreza nie zaszkodzi.
-Pod warunkiem, że obiecujesz, że nie będę czuć się tam niezręcznie.-posłałam mu szeroki uśmiech. Jednak mój na pewno nie przebił jego. Powiedział, że obiecuję i przyjedzie po mnie przed imprezą.
   Po wejściu do domu od razu odnalazłam Luke'a. Spojrzał na mnie wyczekując tego, co postanowiłam. Liczył się z moim zdaniem, tak samo jak ja z jego.
-Zgadzam się, zostanie tu może być dobrym pomysłem. Mam nadzieję, że twój przyjaciel jest zaufany i że nie będziesz przede mną ukrywać niczego, co dzieje się na komisariacie. A przede wszystkim żadnych więcej tajemnic. Rozmawiaj ze mną na takie tematy.-mój wyraz twarzy był poważny, ale on szybko zaraził mnie swoim szerokim uśmiechem. Opowiedziałam mu o tym, co się stało w rezerwacie. Stwierdził, że jeśli nie zajdzie potrzeba i nie będę miała kontaktu z Derekiem, nie ma po co go szukać. Zaproponował mi, żebym nawet pomogła Scottowi podczas pełni. Nie byłam, co do tego przekonana. Pamiętam jednak, jak trudno było mojemu bratu. On miał pomoc moich rodziców, którzy wszystko wiedzieli. Możliwe, że Scott nie ma nikogo, kto jest w to wtajemniczony. W dodatku w mieście byli łowcy. Nie wybaczyłabym sobie, gdybym nie kiwnęła palcem i znalazła jego ciało. Obiecałam, że się nad tym zastanowię.

-Hej, Delilah.-na korytarzu w szkole dogoniła mnie Allison.-Pamiętasz tą imprezę, o której mówiła Lydia? Scott, ten który gra w lacrosse mnie wczoraj zaprosił. Pomyślałam, że może chciałabyś jednak przyjść? To szansa, żeby kogoś poznać.
-Właściwie to jednak zamierzałam przyjść.-brunetka posłała mi niezrozumiałe spojrzenie, ale po chwili na jej twarzy pojawił się znaczący uśmiech. Odwróciłam od niej wzrok, również nie mogąc go powstrzymać. Przejrzała mnie.
-A skąd ta zmiana?-uderzyła mnie lekko ramieniem zachęcając do mówienia. Zagryzłam wargę i znowu na nią spojrzałam. Jej mina mówiła, że nie da mi spokoju.
-Stiles mnie zaprosił.
-Del, to świetnie!-jej uśmiech był szczery. Naprawdę mnie ciekawi jej osoba, czy ona naprawdę jeszcze nic nie wie? Co zrobi, jeśli się dowie? Na pewno to już niedługo, w końcu jest prawie dorosła.-Wszystko w porządku?
-Tak, tylko się zamyśliłam.

   Stałam przed lustrem i wpatrywałam się w swoje odbicie. Miałam na sobie białą bluzkę i beżową spódniczkę. Stwierdziłam, że to tylko impreza i nie będę się przesadnie stroić.
-Wyglądasz ślicznie.-odwróciłam się w stronę wujka, który opierał się o framugę drzwi do mojego pokoju. Zignorowałam jednak jego miłą uwagę, bo w głowie miałam zupełnie coś innego.
-Luke, potrzebuję rady.-posłałam mu zmartwione spojrzenie. Usiadł na łóżku i zaprosił mnie obok siebie. Tak też zrobiłam i zaczęłam zastanawiać się od czego zacząć.-Pamiętasz, jak mówiłam ci o Allison Argent? Nie wiem, czy powinnam jej ufać. Jest z rodziny łowców, ale jest naprawdę miła i nie wydaje się groźna. Może też stwarzać pozory. Ugh, nie wiem już co myśleć.
-Hej, spójrz na mnie.-złapał mnie za ramiona, a ja niechętnie na niego spojrzałam.-Zaufaj swojej intuicji i uczuciom. Wiem, że to jest trudne, ale w ten sposób znajdziesz najlepszą odpowiedź. Nie możesz oceniać jej po nazwisku. Ty akurat powinnaś doskonale wiedzieć, że od każdej reguły są wyjątki.-uśmiechnęłam się na nawiązanie do mnie jako banshee z rodziny wilkołaków. Miał cholerną rację, znowu. W mojej głowie ostatnio był ogromny chaos, którego na razie nie potrafiłam ogarnąć. Ta cała zmiana taktyki wybijała mnie z rytmu. Wcześniej myślałam tylko o tym, czy nas znaleźli. Nie zatrzymywaliśmy się w jednym miejscu dłużej niż dwa miesiące. Nawet jeśli nie byliśmy pewni, czy tu są i tak uciekaliśmy. Za każdym razem kiedy wychodziłam z domu, oglądałam się za siebie i wyszukiwałam podejrzanych zachowań. Każdą niezgodność omawialiśmy i zazwyczaj decydowaliśmy się na wyjazd. W tym mieście znalazłam już dwie, ale Luke zdawał się być pewny, że jesteśmy tu bezpieczni. 
   Zerwałam się z łóżka na dźwięk podjeżdżającego samochodu. Moje serce zaczęło szybciej bić, a w głowie pojawiły się negatywne myśli. Co ja robiłam? Po co zgodziłam się na jakąś imprezę? Powinnam się jak najmniej rzucać w oczy, żeby nie ułatwić im namierzenia mnie. W dodatku co by sobie pomyślał Stiles.
-Tym razem nie chcę uciekać, Delilah.-mój przerażony wzrok wbił się w jego sylwetkę, który zdawał się być nad wyraz poważny. Mimo to dalej miałam nadzieję, że to głupi i nieśmieszny żart.-Postaram się zapewnić nam bezpieczeństwo tutaj, żebyś mogła normalnie żyć. Mój przyjaciel nam pomoże, mam pewien plan. Na razie się nie martw. Obiecuję ci, że zrobię wszystko, żebyśmy już nie musieli się ich bać.-pokręciłam głową. Czułam jak rośnie we mnie gniew. Chciałam mu wygarnąć wszystkie czarne scenariusze, które pojawiły się w mojej głowie.
-Moi rodzice nie dali im rady, a przypominam ci, że byli wilkołakami! Wiesz, co może się stać?! Jeśli nie będziemy uciekać, oboje zginiemy.
-Twoja moc jest silniejsza, dużo silniejsza. Jeszcze o tym nie wiesz, ale się dowiesz. Zaufaj mi, proszę.-dźwięk klaksonu rozniósł się na zewnątrz. Spojrzałam w kierunku okna, chęć na tą imprezę całkowicie ze mnie wyparowała.-Idź, baw się. Rozluźnij się chociaż na chwilę, dzisiaj możesz.-posłałam mu ostatnie wściekłe spojrzenie i ruszyłam do wyjścia. Ostatnie na co miałam ochotę to spędzić wieczór z nim w jednym domu.

Whispers | Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz