3

172 9 14
                                    

   Mój humor na starcie był zły, co na pewno było po mnie widać. Stiles jeszcze nie poruszył tego tematu, ale widziałam, że chce. Zatrzymał jeepa pod domem zapewne Lydii. Mój wzrok wbił się w budynek, z którego dochodziła głośna muzyka. Będę musiała sporo wypić, żeby zapomnieć o rozmowie z wujkiem.
-Idziemy?-głos Stilesa wyrwał mnie z rozmyśleń. Spojrzałam na jego uśmiechniętą twarz i zmiękło mi trochę serce. Był naprawdę podekscytowany, a mój nastrój nie był jego winą. Jeśli już zgodziłam się i tu przyjechałam, powinnam chociaż spróbować dobrze się bawić ze względu na niego. Posłałam mu uśmiech i wysiadłam z samochodu, złapałam go za rękę i pokierowaliśmy się do środka.
-Chodź, muszę się napić.-pociągnęłam go w stronę bufetu z alkoholem. Złapałam za dwa kieliszki i wódkę, ale chłopak mi przerwał.
-Ja nie chcę, ktoś musi cię odwieźć.-zaśmiałam się na jego argument, ale odstawiłam jeden kieliszek. Polałam sobie i wlałam zawartość do gardła, potem jeszcze jedną. Skrzywiłam się na gorzki smak trunku. Wzrok bruneta mówił, że wcale się tego po mnie nie spodziewał. Zaśmiałam się nerwowo. To faktycznie do mnie nie pasowało. Po prostu potrzebowałam tego dzisiaj naprawdę bardzo. Moja rozmowa z Lukiem nie tylko mnie zdenerwowała, ale jeszcze bardziej przerażała.
-Nie piję często, w zasadzie to prawie w ogóle.-powiedziałam szczerze.-Po prostu dzisiaj..
-Chcesz mi powiedzieć, co się stało?
-Pokłóciłam się z wujkiem.-wbiłam wzrok w podłogę. Z każdą chwilą schodził ze mnie gniew, a zastępował go strach.
-Musi to być coś poważnego, bo jak wsiadłaś to myślałem, że mnie zabijesz, zanim zdążę z tobą zatańczyć.-posłałam mu rozbawione spojrzenie, a z mojego gardła wydobył się nawet krótki śmiech.-Na pewno szybko się pogodzicie, kiedy tylko zatęskni za tym uśmiechem.
-Zatańczymy? Jeszcze trochę, a nie zdążysz.-posłałam mu znaczące spojrzenie, ale on tylko skanował moją twarz, jakby nie dowierzał moim słowom. Przewróciłam oczami i pociągnęłam go za rękę wśród innych tańczących ludzi. Objęłam jego kark rękoma, a on dalej nie był pewien swoich ruchów. Zaczynam zastanawiać się, czy kiedykolwiek był na imprezie z dziewczyną. Złapałam jego dłonie i położyłam je na swojej talii. Wbiłam wzrok w jego czekoladowe oczy. Dopiero teraz zauważyłam, jak bardzo są piękne.
   Nagle moja głowa została zaatakowana przez szepty. Złapałam się za nią i zacisnęłam mocno powieki. Od samego początku było ich dużo i były bardzo głośne. Miałam ochotę krzyczeć, ale nie mogłam. Nie tu. Zgięłam się w pół próbując się powstrzymać, ale tak samo jak szybko się pojawiły, tak też zniknęły. Spojrzałam od razu w bok na Stilesa, ale go tam nie było. Zaczęłam rozglądać się dookoła i zauważyłam, jak przeciska się przez tłum. Nie zastanawiając się zbytnio, szybko poszłam za nim. Zauważyłam, jak Scott trzymając się za głowę szedł w stronę wyjścia. Zataczał się, co znaczyło, że nie panuję nad przemianą. Allison stała i patrzyła chwilę na niego, aż zanim pobiegła.
-Wiesz, co mu jest?-spytałam Stilesa. Jestem ciekawa, czy coś wie. Czy oni oboje cokolwiek wiedzą. Jeśli nie, to będzie im naprawdę ciężko.
-Nie mam pojęcia. Muszę mu pomóc, Delilah.-rzucił mi ostatnie spojrzenie i za nim pobiegł. Pokręciłam głową zrezygnowana zastanawiając się, co ja wyprawiam. Skierowałam się w tamtą stronę. Jedyne co zobaczyłam, to odjeżdżający czarny samochód i Stilesa, który wyglądał na zdezorientowanego.
-Derek zabrał Allison.-powiedział, dalej wpatrując się w auto.
-A Scott?
-Pewnie pojechał do domu. Delilah, naprawdę cię przepraszam. Uwierz mi, wolałbym z tobą zostać.-mówił tak szybko, że za nim nie nadążałam.
-Jadę z tobą.-przerwałam mu.-Chodź, czas nam ucieka.-zaczęłam kierować się w stronę jego jeepa.
-To chyba nie jest najlepszy pomysł.-odwróciłam się w stronę bruneta wbijając wzrok w jego tęczówki. Miał rację, po co mam się w to mieszać. Ledwo ich znam, a już chciałam im zdradzić, że jestem zamieszana w cały ten świat nadprzyrodzony. Co się stało z moim rozsądkiem? Rozmowa z Lukiem chyba za bardzo namieszała mi w głowie. Kiwam głową pokazując Stilesowi, że się z nim zgadzam.-To nie tak, że cię tam nie chcę. Po prostu to skomplikowane, nie potrafię ci tego wytłumaczyć.
-Stiles, jedź i mu pomóż.
-Nie jesteś zła?-kręcę przecząco głową, na co brunet uśmiecha się szeroko.-Chodź, odwiozę cię.
-Dam radę, jedź.-popycham go w stronę jeepa, ale on i tak się odwraca. Posyłam mu spojrzenie nie znoszące sprzeciwu, na co na początku nie reaguje. Ja jednak nie ustępuję. Chłopak niespodziewanie mnie przytula, po czym posyła mi ostatnie radosne spojrzenie i odjeżdża. Kiedy dotarło do mnie, że stoję w miejscu z uśmiechem na twarzy, ruszyłam jak najszybszym krokiem do domu wyrzucając to wydarzenie z głowy.

   Wchodzę do domu i planuję udać się od razu do pokoju. Nie jestem jeszcze gotowa na rozmowę z Lukiem, ale on ma inny zamiar.
-Możemy porozmawiać?
-Nie.-posyłam mu pewne siebie, poważne spojrzenie.-Nie rozmawiajmy o tym, do puki nie będzie to konieczne. Ja nie zmieniłam zdania i raczej nie planuję.
-Ja też, ale obiecuję, że zrobię wszystko, abyś była bezpieczna.-kiwam głową, ale nie odpowiadam. Wcale mnie to nie pociesza. Jeśli nie będziemy uciekać, to oboje zginiemy.-I szczęśliwa.
   Nie reaguję, choć jest mi ciężko. Naprawdę doceniam wszystko, co dla mnie robi. Nie mogę jednak pozwolić, żeby kolejna osoba przeze mnie straciła życie. Niestety chęci tu nie wystarczą, moi rodzice też je mieli.

   Minęło parę dni. Nie rozmawiam z Lukiem, w ogóle. Pierwszy raz tak bardzo się ze sobą nie zgadzamy i nie potrafimy dojść do porozumienia. Przykro mi, że to nas tak poróżniło. Tęsknię za naszymi rozmowami. Chciałabym bardzo porozmawiać z nim o Scott'cie i Stilesie, ale nie zmieniłam podejścia i nie złamię się pierwsza. Co do chłopaków to na razie trzymam się z dala, co wcale nie jest trudne. Chyba zbyt bardzo skupili się na tym, co się dzieje ze Scott'em. Dogaduję się z Allison i Lydią, nawet bardzo dobrze. Nie mam pojęcia, czy Allison jest w to wszystko zamieszana, ale o tym nie myślę. Jest naprawdę świetną koleżanką. Co do Lydii to jest zupełnie kimś innym niż każdemu się wydaje. Jest bardzo mądra i kiedy przestaje chociaż trochę udawać, dobrze spędza się z nią czas. Nigdy nie nawiązywałam znajomość, ale tutaj mi się to udało. Co wcale nie oznacza, że się z tego cieszę. Teraz jestem mniej samotna i trochę częściej się uśmiecham, ale jak zniknę to będę to bardziej przeżywać. Będę za nimi tęsknić i gdzieś w innym miejscu uderzy we mnie znowu rzeczywistość. Tylko mocniej.
-O, chodźcie przedstawię was paru przystojniakom. Delilah, dalej nie masz z kim pójść z nami po meczu.-Lydia złapała mnie i Allison za rękę prowadząc w stronę Jacksona i jego kolegów.
-Właściwie to muszę coś załatwić, zobaczymy się później. Najwyżej z wami nie pójdę albo pójdę sama.-posyłam im uśmiech i zaczynam się oddalać, mimo ich zaprzeczeniom. Nie mam ochoty na poznawanie nowych ludzi ani na żadny wypad po meczu, który jak na razie kreuje się na potrójną randkę.
-Hej.-obok mnie pojawia się Stiles, którego witam uśmiechem.-Nie rozmawialiśmy od tej nieudanej imprezy.
-Stiles, mówiłam ci, że nie jestem zła. Jak Scott, lepiej?
-Tak, trochę lepiej.-jego ton nie brzmi przekonująco, ale staram się zignorować temat o wilkołactwie.-Pogodziłaś się z wujkiem?
-Nie do końca, ale to nieważne.-spuszczam głowę przypominając sobie o naszych napiętych relacjach.
-Co ty na to, żebyśmy powtórzyli tamten wieczór? Albo raczej jego naprawioną wersję, zupełnie inną.-śmieję się cicho, ale kiwam głową.
-Chętnie, ale teraz wybacz. Muszę iść.-żegnam się z nim krótkim uśmiechem i oddalam się gdzieś. Nie mam ochoty dzisiaj na kontakty międzyludzkie.

   Dzisiaj mecz. Siedzę na trybunach z Lydią, Allison i z jej ojcem. Nie miałam okazji jeszcze go poznać, ale zdecydowanie wolałabym, żeby go tu nie było. Jestem pewna, że Scott nie panuje nad sobą. Lacrosse jest agresywne, a agresja wzbudza gniew, gniew podnosi ciśnienie i wywołuje przemianę. Nie znam Scott'a prawie w ogóle, a mimo to siedzę teraz cała spięta. Jeśli ojciec Allison coś zauważy, to chłopak może mieć bardzo poważne problemy. Coraz częściej zastanawiam się, czy dobrze robię nie pomagając im. To że niedługo wyjadę nie gra tu roli, w końcu najtrudniejsze są początki. Później jakoś by sobie poradził. Najbardziej boję się, że wychylając się ułatwię im znalezienie mnie.
   Rozległ się gwizdek i mecz się zaczął. Beacon Hills od razu przejęło piłkę. Coś jednak było nie tak, bo Jackson właśnie powalił McCall'a. Przecież grają w tej samej drużynie. Zabrał piłkę i strzelił gola. Lydia właśnie wyciągnęła bilbord z napisem "Kochamy cię, Jackson!" i chciała, żebyśmy pomogły jej kibicować. Scott'owi na pewno nie pomoże to w opanowaniu się. Wyszukałam go na boisku i skupiłam na nim wzrok. Zgiął się w pół, a sędzia zapytał go, czy wszystko w porządku. Spojrzałam na ojca Allison, ale nawet na niego nie patrzył.
-Który to Scott?
-Numer 11.-Lydia mu odpowiedziała i wspomniała jeszcze coś o wygranej. Wstała z kolejnym bilbordem. Tym razem Allison, tak jak ja wcześniej, pomogła jej bardzo niechętnie. Zaczęła się druga połowa. Piłka wystrzeliła gdzieś wysoko, a Scott dosłownie przeskoczył innych zawodników i złapał piłkę. Wymijał każdego przeciwnika i nikomu nie podawał, a przy bramce strzelił gola. Potem musiał wystraszyć gracza przeciwnej drużyny swoimi oczami albo czymkolwiek, bo oddał mu piłkę. Skończyło się kolejnym golem, który wylądował w bramce przerywając siatkę w kiju bramkarza. Mimo to nie byłam zbyt zadowolona, stres wziął górę. Chociaż pewnie przesadzam, bo ojciec Allison nie wygląda jakby coś podejrzewał. Po następnym gwizdku Scott znowu przejął piłkę, ale zatrzymał się przed bramką rozglądając się dookoła. Serce zaczęło mi bić dużo szybciej, Allison zaczęła powtarzać, że da radę. I dał radę. Wygraliśmy dzięki niemu. Co nie zmienia faktu, że nie popieram tego co zrobił. Jego system wartości działa bardzo nierozsądnie. To było niebezpieczne nie tylko dla niego, ale też dla innych. Pozostało im i mi mieć nadzieję, że Argent nic nie zauważył. Co jak na moje oko jest mało prawdopodobne. Ja bym zauważyła, a nie jestem wilkołakiem ani łowcą. Wszyscy zbiegli na boisko, a ja zostałam na trybunach. Zauważyłam Stilesa, który wyglądał na zestresowanego. Zmarszczyłam brwi i podeszłam do niego.
-Hej, wszystko w porządku?-posłałam mu pocieszający uśmiech. Chłopak wyglądał jakby właśnie wybił się z jakiegoś transu. Spojrzał na mnie zdezorientowany i również się uśmiechnął. Tylko na chwilę, bo zaraz chyba przypomniał sobie powód swoich emocji i spoważniał.
-Tak, ale muszę znaleźć Scott'a. Wybacz.-kiwnęłam głową ze zrozumieniem. Chciałam spytać się, o co chodzi i pomóc mu go szukać. Szybko jednak wybiłam sobie ten pomysł z głowy. Nie wychylaj się, Delilah. Musisz pozostać niezauważona.

Whispers | Stiles StilinskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz