Dies Irae

248 13 1
                                    

Od wyjścia Nickolasa zostałam zalana falą pytań, na które choćbym chciała, odpowiedzieć nie mogłam. Z miłego wyjazdu, którym głównym celem było to, żebyśmy spędzili razem trochę czasu i się odstresowali, wyszła jedna wielka kłótnia. Siedzieliśmy w narastającej ciszy przez kolejne dziesięć minut, zanim zdobyłam się na odwagę, aby to przerwać.

- Wychodzę. - Rzuciłam krótko, zakładając kurtkę i buty.

Nikt słowem się nie odezwał. Wyszłam na taras, zajmując miejsce na jednym z leżaczków znajdujących się od frontalnej strony domku. Oparłam plecy, odchyliłam głowę i z kieszeni kurtki wyciągnęłam nieotwartą paczkę papierosów.

Z reguły nie paliłam. Pamiętam każdego mojego papierosa z osobna i byłabym w stanie na palcach jednej ręki wymienić, kiedy miałam to świństwo w ustach. Nie sprawiało mi to radości ani nie powodowało, że czułam się rozluźniona, absolutnie w niczym to nie pomagało. Mimo to miałam dziwną, nieodpartą potrzebę zapalić, kiedy coś tak mocno się pierdoliło, jak w tym momencie. Rozpakowałam folijkę i wyciągnęłam pierwszą lepszą fajkę, wkładając ją do ust i odpalając zapalniczką, którą zawsze nosiłam w kieszeni. Zaciągnęłam powietrze, napełniając swoje płuca tytoniem, gdy w tym samym momencie usłyszałam, jak ktoś chodzi po tarasie, od innej strony domu. Ta osoba nie miała prawa mnie zobaczyć, ale ja za to dokładnie słyszałam każdy jej krok i głośne wzdechnięcie. Nawet nie kusiło mnie, aby zobaczyć kto to, byłam praktycznie pewna, że to Nickolas. Nie musiałam długo czekać, na potwierdzenie moich przeczuć.

Kiedy ja po raz kolejny zaciągałam się, zatruwając swój organizm, drzwi tarasowe gwałtownie się otworzyły.

- O, czyli jednak wróciłeś. - Rozpoznałam głos Nicka, który powiedział to, jakby miał wyrzuty do całego świata. Nickolas nie odpowiedział, jedynie mruknął coś pod nosem, ale nie udało mi się zrozumieć, co tak naprawdę powiedział. - Co miałeś wtedy na myśli? - Zapytał, wkładając ręce do kieszeni i podchodząc bliżej do swojego brata, co wywnioskowałam po narastających krokach.

- Po prostu na nią uważaj. - Jęknął Nickolas, gasząc swojego papierosa.

- Zabawne, zazwyczaj było na odwrót. - Prychnął śmiechem. W tym samym czasie uśmiechnęłam się pod nosem przypominać sobie słowa Nate'a.

- Ta, ale to już nie jest ta sama dziewczyna, którą poznałeś lata temu. Ona się zmieniła. Nie jest damulką w opresji, którą trzeba za każdym razem ratować. Przez te trzy lata Fabio wyszkolił ją na zawodowca i nawet jeśli tego nie widzisz, jest bystrzejsza, niż może ci się wydawać. - Wyjaśnił, a ja przełknęłam głośno ślinę. Było tyle rzeczy, o których nikt nie wiedział z wyjątkiem ekipy, z którą pracowałam, a co najgorsze, Nickolas do niej należał.

- Myślisz, że uwierzę kłamcy takiemu jak ty? - Oburzył się Nick, podnosząc lekko ton głosu.

- Nie ja tu jestem kłamcą, lecz ona, ale jedno muszę przyznać, masz cholerne szczęście. - Chłopak odwrócił się, opierając plecy o barierkę. Wychyliłam się ostrożnie, żeby chociaż trochę widzieć ich gesty i postawę. Całe szczęście byłam w kompletnym cieniu, więc nie było szans, żeby mnie zobaczyli.

- Co masz na myśli? - Zapytał ponownie zdezorientowany Nick, krzyżując ramiona na piersi.

- Ona cię kocha. Zależy jej na tobie. Od zawsze było to widać w jej oczach, kiedy wspominała o słynnym Nicku. Nie sądziłem, że ten idealny pod każdym względem Nick Wilson, okaże się, być moim zaginionym, młodszym bratem, którego prawdziwe imię brzmi Thomas Tarantino.

- Nawet nie udawaj, że tęskniłeś. - Nick z niego zakpił, sztucznie się uśmiechając.

Czarnowłosy spuścił na chwilę wzrok i zacisnął mocno szczękę.

*Black Rose*Where stories live. Discover now