- Ale się dzisiaj napierdolę, kochani! - Krzyknął radośnie Scott, idąc środkiem chodnika.
- Ty codziennie jesteś napierdolony. - Zaśmiała się Emily.
- Fakt, ale teraz będzie inaczej. Bo będzie też pewien przystojny brunet. - Szturchnął mnie biodrem, posyłając mi zadziorny uśmieszek.
Na samą myśl o tym, robiło mi się niedobrze. Nie sądziłam, że kiedykolwiek będzie mnie interesować fakt, co Nick sobie o mnie pomyśli.
- Wiesz w ogóle, kto organizuje tę imprezę? - Spytałam chłopaka, na co on tylko wzruszył ramionami.
Czyli wszystko jasne, wbijamy się do kogoś do domu. Bez zaproszenia i bez znajomości gospodarza. Weszliśmy na zielony trawnik, gdzie stało kilka osób i sączyło napoje z czerwonych kubeczków. Kilka metrów od wejścia stał Nate odwrócony plecami, w prawej ręce trzymał kubek z drinkiem, a w lewej miał odpalonego papierosa. Szliśmy powolnym krokiem w jego stronę. Scott nagle nas wyprzedził i podbiegł do bruneta, popychając go prosto na świeżo przycięty żywopłot.
- Kurwa! Zabiję cię White! - Wrzasnął zdenerwowany chłopak, kiedy leżał plecami w krzakach, cały oblany drinkiem. Scott tylko zachichotał, uciekając w głąb domu.
- Choć żuczku. - Zakpiła Emily, kiedy wyciągała rękę w jego stronę. Faktycznie brunet wyglądał, jak żuczek, który przewrócił się na plecy i nie mógł wstać.
- Daj, pomogę ci sieroto. - Dodałam, również wyciągając w jego stronę dłoń.
Kiedy chłopak stanął na równych nogach, podziękował Emily, czule ją całując.
- Ty całusa nie dostaniesz. - Odwrócił się w moją stronę, rozczochrując mi włosy, jak na starszego brata przystało. No i godziny spędzone na układaniu włosów stały się jedynie zmarnowanym czasem.
- Nawet na niego nie liczyłam. - Mrugnęłam porozumiewawczo, odchodząc i zostawiając ich samych sobie.
Weszłam do domu, poszukując wzrokiem Scotta. Znalazłam go w dobrze nam znanym miejscu, przy stole w kuchni, gdzie na każdej imprezie stały butelki z alkoholem.
- Widziałeś gdzieś Nicka? - Zapytałam, przekrzykując głośną muzykę. Potrzebowałam z nim pogadać, więc chcąc czy nie, musiałam go znaleźć.
- Chyba był gdzieś na dworze. - Odparł Scott, przechylając kieliszek i ruszając biodrami w rytm muzyki.
Ja niestety nie byłam tak pozytywnie nastawiona do tego, jak on. Mnie zżerał stres i jawna obawa przed tą rozmową. Nie będę ukrywać, że czułam się winna, a samo przyznanie, że nie miałam racji, przychodziło mi z trudnością.
- Podaj mi tę butelkę. - Powiedziałam po chwili namysłu, wskazując na butelkę wódki smakowej.
Chłopak z lekkim zdziwieniem podał mi trunek i bacznie obserwował, co robię. Otworzyłam butelkę i pociągnęłam zdrowy łyk, po czym wepchnęłam ją z powrotem szatynowi do rąk. Musiałam dodać sobie odrobinę odwagi, bo czułam, że na trzeźwo nie będę w stanie nawet do niego podejść, a co dopiero rozmawiać.
- Dobra teraz mogę iść pogadać. - Odparłam, wychodząc z kuchni.
Stałam na niewielkim tarasiku i skanowałam wzrokiem całe podwórko jak jakiś monitoring. Pierwsze co rzuciło mi się w oczy to Nate i Emily przyklejeni do siebie niczym dwa ślimaki. Przeniosłam uwagę na drugą część trawnika, odwracając od nich wzrok. Zaczęłam błądzić spojrzeniem po majestatycznych ogrodach i labiryntach żywopłotu. W końcu spostrzegłam bruneta obściskującego się z jakąś dziewczyną na ogrodowej fontannie. Poczułam dziwne ukłucie w podbrzuszu i duszące uczucie w płucach. Czy to właśnie jest zazdrość? Czułam, że będzie to bardzo trudna rozmowa, dlatego bez namysłu cofnęłam się do kuchni, rzucając Scottowi mordercze spojrzenie.
YOU ARE READING
*Black Rose*
Random"Wolę umrzeć raz i być z tobą niż umierać każdego dnia po trochu bez ciebie." ~~~ Młoda dziewczyna spotyka na swojej drodze chłopaka, który wywraca jej życie do góry nogami. Jak się później okazuje jest on zamieszany w intrygę pewnej szajki na, któr...