🥀WSZYTSKO WRACA DO NORMALOŚCI?🥀

31 0 0
                                    

Widziałam ciemność. Tylko ciemność. Bałam się w cholerę, ale nic nie mogłam zrobić. Zaczęłam biec przed siebie ile sił w nogach, nagle coś mnie zatrzymało i nie chciało puścić. Nie mogłam zobaczyć co to byłam trzymana w pasie, nagle jakiś dziwnie znany głos co zaczął mówić.

- Nie dziwie się że cie rodzice sprzedali. Nie nadajesz się na superbohaterkę. Zginiesz przy następnie okazji. Nikt cie nigdy już nie pokocha, tak jak on to robił. To wszystko twoja wina. Twoja wina. Twoja wina. Twoja wina. Twoja wina.

- NIE TO NIE JEST MOJA WINA JA NAD TYM NIGDY NIE POTRAFIŁAM ZAPANOWAĆ TO NIE JEST MOJA WINA KŁAMIESZ. - zaczęłam się wydzierać bo ten głos stawał się coraz głośniejszy i głośniejszy.

Nagle obudziłam się w salce szpitalnej, a koło mnie chyba spał Five, zobaczyłam przez okno że jest już ciemno.

Pov : Five

Po kolacji postanowiłem pójść do Betty. Spała tak jak zawsze ale coś mi mówiło żebym został u niej na noc. Tak więc zrobiłem było kolo 2 w nocy już zasypiałem ale nagle Betty zaczęła się wiercić i bardzo szybko wstała z łóżka.

- Hej! Spokojnie jestem tu nic się nie dzieje spokojnie. Obudziłaś się dopiero ze śpiączki, musisz odpoczywać połóż się - powiedziałem najspokojniej jak się tylko dało żeby uspokoić dziewczynę, bo widziałem ze była rozczesania.

Ta jak mnie zobaczyła przytuliła się do mnie ja oddałem uścisk ale ostrożniej niż ostatnim razem chociaż wiedziałem że rany były już dość dobrze zagojone nadal się o nia bałem.

- Dziękuje - powiedziała tylko tyle i się rozpłakała.

{Skip time tydzień Betty wróciła do pełniej sprawności i są właśnie po treningu.}

Pov: Betty
Minął tydzień odkąd się obudziłam, czuje się bardzo dobrze wróciłam do treningów i nauczyłam się panować nad moja mocą leczenia. Uczyłam się leczyć na ranach Luthera, które były zadane przez Diego i jego noże... ale to nie ważne. Poprawiał mi się kontakt z Piątka, nie sądziłam że on potrafi być miły dla kogokolwiek. W oczekiwaniu na obiad postanowiłam pójść do loczka, bo przed moim wypadkiem obiecał mi pączki.

Zapukałam do jego drzwi i czekałam aż odpowie - proszę - usłyszałam i wbiłam mu do pokoju jak do siebie.

- BETTY KURWA! Przestraszyłaś mnie, a ja się denerwować nie mogę -  złapał się teatralnie za serce, a druga jego ręka powędrowała na czoło i udawał że mierzy sobie temperaturę.

- Dobra dobra ćpunie, przed wypadkiem obiecałeś mi coś - powiedziałam siadając na pufę w jego pokoju miał strasznie przyjemny ten pokój musze przyznać.

- Wypraszam sobie jaki ćpunie jestem czysty od 2 godzi... nie ważne. A no tak pączki to co ty na to żeby wyrwać się dzisiaj po kolacji na te delicje hm?

- Jak płacisz to się zgadzam. Dobra to ja już idę sobie od ciebie nie kocham cię już.

- ALE JAK TO MNIE JUŻ NIE KOCHASZ KAŻDY MNIE KOCHA, A TY NAJBARDZIEJ - jak ja kocham go irytować

- No kocham cię, kocham. Idę czytać, a ty chyba nie lubisz za bardzo tej czynności. - powiedziałam żeby się nie złościł na mnie, bo to różnie z nim bywa

- A jeżeli idziesz czytać to z Bogiem. Do zobaczenia na obiedzie. - odpowiedział i chyba wrócił do słuchana wykładów które jakiś duch mu opowiadał.

Wyszłam z jego pokoju i spojrzałam na zegar, który wisiał w na ścianie do obiadu zostało jeszcze 20 minut to sporo czasu. Wróciłam do siebie i zagłębiłam się w lekturę. 

You probably will never change // Five Hagreaws // TUAWhere stories live. Discover now